Artykuły

Na przekór dyktatowi mody

"Szafa" w reż. Natalii Sołtysik (AT) w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Na swój reżyserski dyplom Natalia Sołtysik wzięła niełatwą literaturę, bo trzy jednoaktówki japońskiego autora Yukio Mishimy: "Wachlarz", "Panią Aoi" i "Szafę". Ta ostatnia dała tytuł całemu przedstawieniu. Ten repertuarowy wybór jednoaktówek Mishimy na dyplomowe przedstawienie należy uznać za dość odważną i - powiedziałabym - nawet ryzykowną decyzję debiutującej pani reżyser. No, bo to literatura dość jednak egzotyczna dla nas, inny krąg kulturowy, inny kontekst społeczny, inne obyczaje, inna tradycja teatralna, wreszcie bardzo różniący się od naszego język teatralny, z całą jego symboliką gestu, ruchu, gdzie każdy, nawet najdrobniejszy gest aktora jest swego rodzaju alfabetem. Aktorzy japońskiego teatru no- prócz wypowiadanych kwestii słownych posługują się takim właśnie pozawerbalnym "alfabetem", a tamtejsza widownia znakomicie to odczytuje. Nawet w najdrobniejszych detalach. Natalia Sołtysik w swoim przedstawieniu aż tak daleko nie poszła w owej symbolice gestu. I dobrze, bo byłaby to tylko marna imitacja oryginału.

Sam autor, Yukio Mishima (prawdziwe nazwisko: Hiraoka Kimitake), był zafascynowany teatrem no- i kabuki, gdzie przechowywane są tradycyjne wartości japońskiej kultury, mentalności, obyczaju. Swoją twórczość dramatyczną w większości pisał właśnie w takim duchu. Zresztą sama postać autora i jego dość skomplikowana biografia, wcześnie, bo w wieku 45 lat zakończona rytualnym samobójstwem - seppuku, nadaje się na scenariusz teatralny. Mishima był działaczem politycznym, monarchistą, przeciwnikiem powojennego statusu Japonii, który pragnął zmienić na rzecz przywrócenia cesarzowi jego dawnej pozycji. Wezwał żołnierzy do zamachu stanu, a gdy ten się nie powiódł, popełnił seppuku zgodnie z duchem kodeksu samurajskiego. Zyskał w Japonii przydomek ostatniego samuraja.

Mimo niedługiego życia dorobek literacki Mishimy obejmuje ponad 40 powieści, tomów poetyckich, esejów, dramatów utrzymanych w stylu teatru no- i kabuki. Był też wielokrotnym kandydatem do Nagrody Nobla. Mimo że nie żyje od 37 lat, jego nazwisko w Japonii nadal budzi kontrowersje. Twórczość Mishimy odzwierciedla pewne jego ekscentryczne "dziwactwa", jak m.in. zafascynowanie śmiercią. Tematem obecnym w jego utworach są też relacje międzyludzkie, lęk przed samotnością, potrzeba miłości, silna tęsknota za uczuciem, które jednak nigdy się nie spełnia, ale wartością już samą w sobie jest dążenie do tego. Co widać w spektaklu "Szafa".

Przedstawienie Natalii Sołtysik jest dość ascetyczne. Przyciemniona, prawie pusta scena z rozsuwanymi, typowo japońskimi drzwiami, nie rozprasza uwagi widza na "zbędny" wystrój, rekwizyty, dekoracje. Cała uwaga koncentruje się na trojgu aktorach: znakomitej, bardzo wyrazistej Marii Mamonie, eterycznej Aleksandrze Bożek i Błażeju Wójciku. Ta sama obsada w trzech jednoaktówkach sprawia, że widz szuka logicznej ciągłości między poszczególnymi częściami, które w zamierzeniu Natalii Sołtysik mają tworzyć jedną całość jako przedstawienie. Ale nie jest tak do końca. O ile bowiem dwie jednoaktówki: "Wachlarz" i "Pani Aoi", utrzymane są w podobnym klimacie treści oraz zbliżone do siebie formą plastyczną, podobną estetyką, o tyle ostatnia miniatura, "Szafa", zdecydowanie odbija od pozostałych. Jest jakby wzięta z innej teatralnej konwencji. Zarówno inscenizacyjnie, jak i treściowo. Temu pęknięciu przedstawienia można by zapobiec, po prostu rezygnując z "Szafy" albo wszystkie jednoaktówki potraktować jako byty autonomiczne, a wtedy każda z miniatur ma prawo do własnej, indywidualnej poetyki. Łącznikiem całości zaś byliby - tak jak jest obecnie - aktorzy. Taka sytuacja stwarza aktorom nie lada zadanie - przeobrażanie się z postaci w postać. Tak wprawdzie jest w przedstawieniu Natalii Sołtysik, aktorzy w każdej części grają inne postaci, ale zgodnie z założoną przez panią reżyser ideą starają się znaleźć płaszczyznę wspólną dla "Wachlarza", "Pani Aoi" i "Szafy", co nie zawsze wychodzi na dobre.

Jednak największym atutem tego dyplomowego przedstawienia jest jego klimat, nastrojowość, którą reżyser buduje w oparciu nie tylko o interpretację aktorską, jak modulacja głosu, regulacja tempa wypowiadanych kwestii, miejsce na ciszę między dialogami czy subtelność gestu, ruchu. Choć tu nie zawsze istnieje konsekwencja. Na przykład niepotrzebne, a nawet, powiedziałabym, rażące są zbyt "naturalistycznie" potraktowane niektóre gesty Marii Mamony, jak choćby w "Wachlarzu" w scenie rozmowy z Błażejem Wójcikiem. Mishimy nie powinno się grać za bardzo wprost. Tu trzeba dać szansę zaistnienia temu czemuś, co jest "pod słowami". Nastrój tego spektaklu budują także forma, plastyka przestrzeni scenicznej, światło, muzyka, dźwięk, w tym owe rozsuwane drzwi.

Przedstawienie "Szafa" wymaga od widza specjalnego rodzaju skupienia i zaakceptowania tej konwencji, którą proponuje twórczyni spektaklu. W przeciwnym razie przedstawienie po stronie widowni może okazać się dość nużącym przedsięwzięciem, wszak rzeczywistość pozateatralna jest dziś zbyt hałaśliwa i agresywna w dźwięku i obrazie. I tę rzeczywistość widz przynosi ze sobą do teatru. Jeśli nie zostawi jej w szatni na czas trwania przedstawienia, to będzie mu się ono niemiłosiernie dłużyło. Myślę, że debiutująca na zawodowej scenie Natalia Sołtysik również i taką możliwość brała pod uwagę, realizując swoje przedstawienie właśnie w takiej, powiedziałabym, "osobnej" konwencji, dalekiej od modnych obecnie nurtów, stylów czy poetyk teatralnych.

W każdym razie spektakl ten wyraźnie pokazuje, że młoda reżyser podąża własną drogą artystyczną, nie goni za skandalem i nie bije po oczach obscenami, co dziś stało się niemal dyktatem w tym środowisku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji