Artykuły

Śmierć nie tylko podatnika

"Śmierć podatnika" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Piotr Bogdański w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich.

I stało się! Monika Strzępka zrobiła słabą inscenizację. Jedna z najbardziej utalentowanych i kontrowersyjnych reżyserek młodego pokolenia poślizgnęła się na ... skórce od banana. Można nawet powiedzieć, że dosłownie, ponieważ sztuka Pawła Demirskiego traktuje z jednej strony o Republice Bananowej Fisco Del Paraiso, a z drugiej reżyserka nie stroni od prymitywnego humoru sytuacyjnego. Sceny kiedy, ktoś się uchyla przed ciosem, a drugi go dostaje, czy nagle ktoś wchodzi na niespodziewanie otwarte drzwi, czy wreszcie jak postać potyka się i przewraca należą do najbardziej irytujących.

My jednak zanim padniemy z rozpaczy nad "Śmiercią podatnika" pochylmy się nad treści farsy. Demirski, który do tej pory efektownie poruszał się po meandrach polskiej rzeczywistości postanowił wypłynąć na szersze wody i podjął temat ogólnoświatowy. Jego dotychczasowe "ostre", bezkompromisowe pióro utknęło na mieliźnie, gdzieś ... powiedzmy w okolicach Ameryki Łacińskiej. Głównymi bohaterami są Dyktator (Adam Cywka) i Podatnik (Jakub Giel), którzy obchodzą święto brania kredytów. Do nich przybywają obalone władze sąsiedniego państwa. Od tej chwili na scenie pojawia się chaos, który staje się częścią spektaklu. Zwariowana trójka zbiegów i jak się szybko okazuje sprawców ekonomicznej katastrofy próbuje sprzedać swoje strategiczne patenty. Bełkocą coś o pieniądzach, neoliberaliźmie, demokracji i podatkach. Wszystko podane jest w wysokiej formie abstrakcji. Tak więc widzom pozostaje sam krem (humor) z tortu, który w finałowej scenie trafia w twarz wędkarza. I może nie byłoby w tym nic złego, w końcu rozmawiamy o "lżejszej" scenie teatru polskiego - kameralnej.

Ponadto duet Strzępka/Dymirski już nieraz udowodnili, że śmiech jest im bliski. Za przykład możemy podać wałbrzyską inscenizację "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł". Niestety w "Śmierci podatnika" pozornie aż kipi od gagów, śmiesznych przebieranek (zabawny Michał Opaliński), dialogów czy zaskakujący akcji toczących się poza sceną. Cóż z tego, jak gdzieś zagubiła błyskotliwość, polot i wysoki poziom dowcipu. Zostały jedynie strzępki dotychczasowej scenicznej działalności duetu. Nie rażą nawet przekleństwa, czy gwałty homoseksualne, ale przyjęta konwencja zabawy za wszelką cenę. Postacie są jakimiś powykrzywianymi psychicznie dziwolągami. Nawet słowo farsa niczego nie zmienia. Co prawda tłumy "walą" do teatru i śmieją się głośno. Jest jednak część widowni, która w ciszy opłakuje zagubiony talent Strzępki i Demirskiego. Dla nich światełkiem nadziei może być kilka niezłych pomysłów jak wędkarz szukający we foyer wędki. Michał Chorosiński skutecznie wciąga w interakcje publiczność. O reszcie szybko zapominam i czekam na kolejną propozycję artystów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji