Artykuły

Miłość znaleziona w łóżku w Teatrze Powszechnym

"Wieczór kawalerski" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Elektryzująca sytuacja początkowa, seria wpadek, dużo zamieszania, szermierka słowna - no i mamy farsę według Robina Hawdana. Jego "Wieczór kawalerski" to historia przyszłego pana młodego, który po balandze z kumplami budzi się w hotelu, gdzie ma się odbyć wesele. Obok jest nieznajoma, a tu właśnie nadciąga narzeczona i orszak weselny. Karuzela rusza - trzeba schować dziewczynę. Wpada drużba, panna młoda chce się przygotować, pokojówka ma dostarczyć alibi panu młodemu, ale wymaga to postawienia drużby w nieoczekiwanej sytuacji. Mamuśka wbiega z suknią ślubną, krzycząc: yes, yes, yes. W recepcji tatuś doprowadza hotelową załogę do decyzji o natychmiastowej rezygnacji z pracy... Uff! Niby nic, a dzieje się i dzieje. Pisarz ogromnie ceni sobie "ekonomię języka". Cała historia najmocniej zasadza się na grze słów i scena przede wszystkim to właśnie potwierdza.

Reżyser Marcin Sławiński wpisuje dialogi w nieustającą bieganinę, a zamykanie i otwieranie drzwi to najczęstsze sceniczne sytuacje. Przydałoby się więcej pomysłowych rozwiązań.

Farsa ma sens tylko wówczas, gdy aktorzy nie przerysowują postaci i nie bawią się lepiej niż publiczność, a z tym różnie bywało. Andrzej Hausner - Bill, przystojny pan młody, jest mocno skrępowany, kiedy jako całkiem goły skacowany zabawowicz musi wydobyć się spod kołdry. Szczęśliwie stopniowo nabrał pewności siebie. Urok roztacza Janusz German - elegancko wyfraczony drużba, jakby wyjęty z angielskiej komedii. Marta Górecka - Rita, przyszła panna młoda, próbuje nie być śmieszna, niczego nie rozumiejąc. Magdalena Drewnowska arcylirycznie, na wzór filmowych komedii romantycznych, wykroiła postać Judy, dziewczyny przypadkiem "zaplątanej" w łóżko i... nagłą miłość. Karolina Łukaszewicz mocno w stronę groteski wiedzie postać pokojówki. A już całkiem karykaturalną mamuśkę zagrała Barbara Szcześniak. W finale weselną zawieruchę chce podsumować tragifarsowy kierownik hotelu - Michał Szewczyk.

Nieskomplikowana oprawa plastyczna Wojciecha Stefaniaka spełnia wymogi sytuacyjne, kostiumy Ewy Gdowiak chcą być angielskie w stylu, a inscenizacja chciałaby nawiązać do filmowych "Czterech wesel i pogrzebu". Sala boków nie zrywa, ale parę okazji do uśmiechu ma. Jak na farsę zbyt mało, jak na liczbę okazji do zabawy dostarczanych przez nasze sceny, to trochę jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji