Artykuły

Moralność w czasach kryzysu

"Kariera Artura Ui" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Maryna Bersz w Teatrze.

Wojtek Klemm, wieloletni asystent Franka Castorfa w Volksbuhne i od niedawna dyrektor artystyczny Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze, wyreżyserował "Karierę Artura Ui" Bertolta Brechta. Wydarzenia na scenie jako żywo przypominają zmieniające się - niczym w kalejdoskopie, albo raczej w telewizorze - fakty polityczne. W Polsce, na Ukrainie i w Rosji Putina trwa kampania wyborcza. Gorącą atmosferę sporu politycznego Klemm umiejętnie przefiltrowal przez dawno nie wystawianą sztukę klasyka współczesności. Trzeba przyznać, że jeleniogórska publiczność spontanicznie reaguje na ten elektryzujący thriller non-fiction. Czy Brecht Klemma jest zwiastunem powracającej fali teatru politycznego czy jednorazowym fajerwerkiem reżysera ukształtowanego przez artystyczną tradycję Berlina?

W Europie, nie tylko w Niemczech, polityka jest w teatrze stale obecna. Traktuje się ją jak najczulszy papierek lakmusowy współczesnej moralności. Społeczeństwa pamiętające jeszcze czasy propagandy realnego socjalizmu są pod tym względem bardziej ostrożne. Mimo transformacji ekonomicznej i ustrojowej, przy dość wartko toczącej się debacie publicznej, nurt teatru politycznego się nie odrodził. Mizerny był odzew reżyserów i dramaturgów na wejście do Unii Europejskiej. Wewnętrzne spory polityczne (przebudowa sceny politycznej, lustracja, tzw. polityka historyczna) przeszły w teatrze właściwie bez echa. Wyjątek stanowiły niektóre spektakle Jana Klaty. Trudno się więc dziwić długiej nieobecność Brechta. Pranie politycznych brudów nie było dotąd comme il fant. A przecież brak zainteresowania mechanizmami władzy skazuje polski teatr na izolację. Tej problematyki chce spora część publiczności.

"Kariera Artura Ui" w inscenizacji Wojtka Klemma przełamuje to tabu. Klemm demaskuje cynizm elit rządzących, stawia kilka celnych, choć nie nowych diagnoz. Demokracja, powiada Klemm, bywa wykorzystywana przez politycznych podpalaczy do zaprowadzenia rządów autorytarnych. Większość społeczeństwa godzi się na to, licząc na spełnienie populistycznych obietnic ekonomicznych. Polityka zawsze służy wąskiej grupie interesów - ostrzegają twórcy spektaklu - jej natura jest niezmienna. W cesarstwie rzymskim, za czasów Cromwella, Stalina, czy w Rosji Putina kieruje się tymi

samymi mechanizmami. Ugrupowania polityczne dążące z determinacją do podporządkowania sobie społeczeństwa przypominają raczej struktury mafijne. Nie obowiązują żadne zasady poza naczelną brakiem zasad. Przywódcy narodu nie kochają prawdy, kochają władzę bez barier. Cel uświęca środki, w imię ideologii przeprowadzają masowe czystki. Brecht napisał swoją sztukę w 1941 roku. Chciał opisać dojście do władzy Adolfa Hitlera. Wojtek Klemm jest przesłaniu dramatu wierny.

Brechtowskie Chicago to kraina frustracji i umiejętnie podsycanego strachu. Po obejrzeniu "Kariery Artura Ui" nabieramy pewności: polityka to zgiełk i wrzask, w którym ginie głos sumienia. To mącenie ludziom w głowie. Oryginalny tekst sztuki został zręcznie zmodyfikowany przez dramaturga Klemma - Tomasza Śpiewaka. Usunięto fragmenty odnoszące się do faszyzmu, a dodano dobrze znane słowa klucze ze współczesnej politycznej nowomowy: "wykształciuchy", "komisja śledcza", "inwigilacja". Z offu pobrzmiewają fragmenty przemówień sejmowych premiera i wicepremiera polskiego rządu: "nikt nam nie powie, że białe jest białe, a czarne jest czarne", "od zawsze rządzą nie ci, co powinni".

Klemm uwspółcześnia więc dramat Brechta, nawiązuje wprost do wydarzeń z polskiej sceny politycznej, diagnozuje moralny upadek społeczeństwa, mówi o naszej niedojrzałej demokracji. Tu, dla zdobycia i utrzymania władzy, partie, jak gangi właśnie, kneblują media, wzmacniają siły policyjne, obezwładniają sądy (prawnicy podrygują w takt muzyki jak marionetki), budują zaplecze finansowe (którego symbolem jest w sztuce Brechta oportunistyczny oligarcha Dogsborough). Korupcja jest tu narzędziem sprawowania rządów. Jeżeli można przekupić wielki elektorat, dlaczego nie można by przekupywać każdego człowieka z osobna. W prawdziwej, męskiej polityce, a nie polityce "ciamciaramcia", nie ma miejsca na negocjacje.

Arturo Ui zakłada frak i udaje dyplomatę, ale tak naprawdę brzydzi się gabinetowymi szaradami. Jego filozofia i praktyka polityczna są proste: ludzie "mądrzejąpo każdym wystrzale". W każdej mafii są specjaliści od mokrej roboty, a mordy polityczne to tylko konsekwencja twardej polityki. Nawet najwierniejsi z wiernych, jak Ernesto Roma, muszą mieć się na baczności. Na wyborczych billboardach partii Ui pojawi się hasło: "Pesymizm to zdrada". W tej robocie nie ma miejsca na wahania i lojalność.

Dobrą rolę stworzył w przedstawieniu Klemma Andrzej Konopka, gościnnie występujący w jeleniogórskim teatrze. Jako Arturo Ui jest przekonywujący; to jednocześnie mafijny boss i współczesny polityk. Korzysta z porad specjalistów od publicznego wizerunku (w jednej z najświetniejszych scen Stary Aktor, Kazimierz Krzaczkowski, uczy Ui retoryki i "mowy ciała"). Jednocześnie Ui nie zaniedbuje gangsterskiego rzemiosła. Jeleniogórski Arturo w niczym nie przypomina Tadeusza Łomnickiego w legendarnej roli groteskowego Hitlerka w przedstawieniu Erwina Axera. Czasy się zmieniły. Współczesny polityk to manipulator, który zna wszystkie chwyty socjotechniczne i śledzi sondaże popularności. Konopka gra cwaniaka, demagoga, który wie, że "ciemny lud wszystko kupi". Często zmienia maskę. Kalkuluje, żongluje, kiedy trzeba, chwytliwymi politycznymi sloganami. Jest politycznym kameleonem. Jak drapieżnik usuwa się w cień, by po chwili z nową mocą zaatakować bezbronną ofiarę. Bywa tanim kaznodzieją i lwem salonowym, technokratą i ojcem narodu - wszystko to w zależności od aktualnej potrzeby. Tak naprawdę jest jednak zawodowym mordercą z przyjemnością sięga po pałkę, sznur, pistolet.

Wojtek Klemm, za Bertoltem Brechtem, pokazuje, że kariera polityczna Artura Ui zbudowana jest na trwałym finansowym fundamencie. Zawsze jest i będzie jakiś "jarzynowy trust", który sfinansuje kampanię partyjną, zawsze znajdzie się jakieś nabrzeże do zabudowania i jakaś stocznia do sprywatyzowania. Przy okazji i władza się wzbogaci.

W finale sztuki Arturo Ui, dzierżący już w swoich rękach wszystkie atuty władzy, przemawia do wiwatujących tłumów z gigantycznej mównicy, która do złudzenia przypomina sosnową trumnę zamordowanego dziennikarza Dullfeeta (Bogusław Siwko). Zbliżają się kolejne wybory, rośnie apetyt na reelekcję. Polityk ośmielony popularnością nie poprzestaje na słowach. Bezczelnie wspiera się na ramionach wdowy po zamordowanym opozycjoniście. Upokorzona Berty Dullfeet (Małgorzata Osiej-Gadzina) legitymizuje nowy lad. Z nieba lecą biało-czerwone baloniki. Styl amerykańskich konwencji wyborczych mocno kontrastuje z szantażem politycznych przeciwników, sądami kapturowymi i cichymi egzekucjami.

Jeleniogórska rewia historyczno-gangsterska, mimo wielu aluzji do współczesności, znakomicie mieści się w poetyce Brechtowskiego teatru. Wielkim atutem przedstawienia jest to, że reżyser i pozostali twórcy nie ulegli pokusie odkrywania teatralnej Ameryki. Czarno-białe, cywilne stroje aktorów z elementami dzisiejszej mody ulicy (koszulki z nadrukiem twarzy Ui, bluzy z kapturami, kurtki panterki, skórzane płaszcze) oraz czerwone i białe graffiti, malowane sprayem na żelaznej kurtynie, krzyczą jak nagłówki gazet. Plakatowa, surowa ekspresja dobrze służy wymowie sztuki. Wielkie brawa należą

się scenografce i autorce kostiumów Justynie Łagowskiej. Funkcjonalna przestrzeń - z głównym elementem: żelazną kurtyną przypominającą przemysłowy parkan z blachy falistej - zaskakuje znaczeniami. Jeszcze zanim rozpocznie się przedstawienie, z samej dekoracji dowiadujemy się wiele o kulisach władzy w państwie Artura Ui. Reflektory wymierzone prosto w oczy widzów zaraz po wejściu aktorów na scenę, przypominają o wszechobecności aparatu przemocy. Kiczowata sceneria nocnego klubu, w którym poplecznicy Ui "kręcą polityczne lody" - biesiadny stoliczek z siwuchą i chipsami (oto nieszczególnie wyrafinowany gust elit politycznych), groteskowa sztuczna palma, obite szkarłatnym pluszem krzesła. Blichtr zamiast elegancji i umiaru.

Za chwilę zabrzmi muzyka (ważny element jeleniogórskiego spektaklu, autorstwa Dominika Strycharskiego) i wierni żołnierze Artura Ui będą mogli się odprężyć po wyczerpujących politycznych bataliach. Wino, kobiety i śpiew, wakacje pod palmą, zabawy z bronią i od czasu do czasu demolka. Otoczenie Ui doskonale zdaje sobie sprawę, że żadna ekipa nie zostanie przy władzy na zawsze. I to jest najbardziej optymistyczny akcent tego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji