Artykuły

Ryzykowna interpretacja skłania do sporów

"Iwona" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

"Iwona" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie przenosi nas w czasy okupacji.

Piotr Cieślak powrócił do sztuki, której prapremierę pół wieku temu dała na tej samej scenie Halina Mikołajska z Barbarą Krafftówną w roli głównej.

Jego "Iwona" oszałamia monumentalną dekoracją Anny Tomczyńskiej. Na planszach, wysokich aż pod sklepienie widowni i sceny, mamy fotograficzne odwzorowanie odrapanych, liszajowatych murów miejskiego podwórka z czasów wojny, obstawionego czynszowymi kamienicami.

U wylotu - przestrzeń przegrodzona wysokim murem. Zza niego, między śmietnik a wypucowaną do białości i obstawioną liliami figurę Matki Boskiej, zsunie się po zwiniętym prześcieradle rudowłosa Iwona (Olga Sarzyńska). Jej pojawienie się wywoła spore poruszenie na obskurnym podwórzu, gdzie rządzi Ignacy Król (Mariusz Benoit), osobnik o wyglądzie i manierach władcy półświatka. Poznajemy go w chwili nonszalanckiego przeliczania grubego pliku banknotów.

Nie odstępuje go właściciel rzeźniczej jatki Jan Sz. (Krzysztof Dracz) noszący się jak przedwojenny korporant. Są jeszcze afektowana Małgorzata Król (Jadwiga Jankowska-Cieślak) i Filip (Łukasz Lewandowski), rozkapryszony dziedzic fortuny Królów, który wraz z dwoma kumplami od rzeźnika zacznie obcesową indagację uciekinierki zza muru. Nic dziwnego, że Iwona wybiera milczenie.

W scenach rozgrywanych w salonie Królów, gdzie na ścianie obok opłakanych monideł ze Świętą Rodziną można wypatrzyć portret Romana Dmowskiego, nie mamy złudzeń: Iwona, Żydówka z getta, staje twarzą w twarz z nietolerancją otoczenia.

Jak każda inscenizacja z tezą, tak i ta wzbudza zrazu nieufność. Wydaje się nazbyt bezceremonialna, zważywszy, że autor napisał swą "Iwonę" w 1938 r., przed doświadczeniami "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" podczas hitlerowskiej okupacji. Przykrojenie tekstu Witolda Gombrowicza do własnych interpretacyjnych zamysłów jest zatem mało uzasadnione. Jednak wiele kwestii dramatu nabiera przez to drapieżności. Stają się bardziej wyraziste, intrygujące, odkrywcze.

Najważniejsze, że przedstawienie utrzymuje uwagę widza w nieustannej czujności i przynosi kolejną kreację Mariusza Benoit. Ryzykowny zabieg adaptacyjny można więc per saldo rozgrzeszyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji