Artykuły

Warszawa. "Szopka Krakowska" powraca

Premiera odbyła się 28 lat temu, ale do dziś na widowni zawsze są komplety. Każdego roku w grudniu na scenę Lalki powraca "Szopka Krakowska" [na zdjęciu].

"Szopka krakowska" to najdłużej grane przedstawienie w warszawskich teatrach. Najdłużej, bo premiera odbyła się 6 grudnia 1979 r. To także spektakl grany ledwie kilka-kilkanaście razy w roku, bo wystawia się go tylko w okresie świątecznym. Przez lata przedstawienie zmieniało się już trzy razy. Jakiś czas temu teatr planował nawet, by rozstać się z tym tytułem, odbyło się nawet pożegnalne przedstawienie... Zainteresowanie widzów i entuzjazm aktorów zwyciężyły. - A najśmieszniejsze, że wydaje się nam, że to było wczoraj... I tak trudno uwierzyć - już w listopadzie nie było biletów na grudniowe "Szopki" - mówi Roman Holc, aktor grający w "Szopce..." i jednocześnie asystent reżysera.

Podkreśla, że dla niego "Szopka..." jest nie tylko przedstawieniem. - Jest wydarzeniem. Uroczystym, świątecznym spotkaniem. Nie z publicznością teatralną, ale z ludźmi, którzy wybrali nas tego wieczoru, czyli specjalnymi naszymi gośćmi. Z tego powodu przychodzimy uroczyście ubrani - my przez autora scenografii pana Adama Kiliana, widzowie zaś - także galowo - bo gramy zawsze w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. A trzeba dojechać nieraz z odległych miast, od rodziny. Dzień 26 grudnia spędzamy z większą rodziną - teatralną. Więc to nie jest tylko "przedstawienie". Przynosimy do garderoby świąteczne ciasta i jesteśmy razem - dodaje Roman Holc.

Jestem rad, widząc, jak cieszą się aktorzy

- Mógłbym robić "Szopkę..." w kółko. Dlaczego? Bo ją kocham! Pierwszą zobaczyłem, mając cztery lata. Byłem oczarowany, wprost oszołomiony. Mama, widząc mój zachwyt, zaprowadziła mnie następnego dnia ponownie. Śpiewałem wtedy już połowę tekstów. Na trzecim przedstawieniu znałem już całość - wyznaje Bogdan Radkowski, reżyser "Szopki krakowskiej" w Teatrze Lalka. Pan Bogdan to także reżyser i realizator telewizyjny, m.in. słynnych dobranocek "Misia z okienka", "Jacka i Agatki", "Pory na Telesfora", "Pankracego". A "Szopkę..." ma we krwi. Pochodzi bowiem spod krakowskich Batowic, już tam napatrzył się na kolędników. "Szopkę..." wystawiał wielokrotnie, m.in. w teatrze w Szczecinie, Kielcach, Olsztynie, Zielonej Górze, Łomży - w wersji kurpiowskiej i w Katowicach - w wersji beskidzkiej. A w 1979 r. wyreżyserował spektakl w Warszawie, od tamtej pory stara się każdego roku bodaj raz przedstawienie w Lalce zobaczyć. - Oczywiście, że miewam jakieś uwagi i coś tam radzę, zmieniam. I ogromnie jestem rad, widząc, jak aktorzy się nią cieszą, jak improwizują. Tak długo, jak ich to będzie bawić, tak długo "Szopka..." zachowa swój charakter - podkreśla reżyser.

Bohdan Radkowski do swojej wersji "Szopki" wybrał teksty spisane przez Estreicherów, Ezenekiera, Glogera, Kolberga i księdza Mioduszewskiego. Ostatnia zmiana przedstawienia nastąpiła w 1997 r. Recenzentka "Gazety" Liliana Bardijewska zanotowała wówczas: "Powstało kolorowe, rozśpiewane widowisko, którego duszą jest dwupoziomowa witrażowa szopka, okolona aureolą trzepoczących skrzydłami aniołków, z piętrem dla świętych oraz parterem dla szaraków i grzeszników. Honory domu pełni tu grupa krakowskich kolędników z Herodem, Diabłem, Śmiercią i Turoniem, którzy śpiewem i tańcem głoszą światu dobrą nowinę. Zaś ósemce aktorów partneruje pół setki rozhasanych kukiełek, które w tanecznym ferworze zapędzają się niekiedy aż na proscenium (...). Wszystkie te barwne intermedia rozgrywane na przemian w szopce i na proscenium ujęte są w ramy kolędniczego widowiska. Witając publiczność, aktorzy zapraszają do obejrzenia szopkowych występów, w finale zaś wciągają do wspólnej zabawy najmłodszych widzów. Szczęśliwcy mogą się przejechać na Capku-Turoniu i pohuśtać na żywym krzesełku. Raz po raz też widzowie przyłączają się do wspólnego kolędowania z aktorami Lalki".

Spodnie i koszule coraz węższe, a dzieci urosły

Przez lata sporo rzeczy nieprzewidzianych działo się w czasie spektakli. Kiedyś jeden z aktorów brał ślub drugiego dnia świąt. Na spektakl przyjechał prosto z kościoła, ze świeżo poślubioną żoną. No i panna młoda z mężem pląsała razem z zespołem na scenie, zamiatając ją welonem.

Aktorzy wspominają przedstawienia, w których w "Szopce..." przygrywała kapela na żywo. - Tak chciał reżyser Radkowski. Nie udało się tego długo utrzymać, bo kontrabasista uparcie wyjmował sobie z kulis stołek, żeby mieć wygodnie. Cóż, nie każdy muzyk ma powołanie aktorskie - śmieje się Roman Holc. To jemu jako asystentowi przypadło zadanie znalezienia zastępstwa, gdy zachorowała jedna z aktorek. - Przypomniałem sobie o naszej koleżance, która odeszła z zespołu Lalki kilka lat wcześniej i została poważną właścicielką restauracji. Pojechałem do niej w całkowitej desperacji. Ona na wieść o potrzebie powiedziała od razu: "Jedna próba i jutro gram" - wspomina Roman Holc.

Jedną z ważnych postaci w przedstawieniu jest Dziadek. W tej roli od lat występuje świętujący niedawno 35-lecie pracy aktorskiej Michał Burbo. To osoba słynąca z tego, że pojawia się na godzinę przed spektaklem. - Pewnego razu wyjątkowo graliśmy wcześniej. Michał - co było dla nas nie do pomyślenia - przeoczył tę wcześniejszą godzinę "Szopki...", więc gwiazdę w spektaklu nosił za niego w pierwszym akcie ktoś inny. W przerwie wybiegliśmy szukać Michała. Gawędził sobie spokojnie przy fontannie pod Pałacem Kultury, a na nasze ponaglenia uśmiechał się z politowaniem: "Mnie nie nabierzecie". Dopiero gdy wszedł o Lalki i zobaczył dzieci na przerwie, miał minę, którą wspominamy do dziś - opowiada Roman Holc.

Aktorzy z "Szopki..." śmieją się, że ostatnio zauważyli tajemnicze zjawisko: niektórym z nich od zeszłego sezonu"Szopki..." ktoś "pozwężał" spodnie i koszule - Dziwne i niewytłumaczalne - wzdychają. Aktorka Lalki - Mirosława Płońska-Bartsch - też niedawno świętowała swój jubileusz 30-lecia pracy. - Jestem w "Szopce..." od blisko 20 lat, a dwa lata temu dostałam nawet nowe buty, bo stare były już dziurawe - zwierzała się niedawno "Gazecie".

W "Szopce krakowskiej" poza scenami sakralnymi jest wspólne śpiewanie kolęd i składanie życzeń ze sceny. Dwoje dzieci z widowni jest zapraszanych na scenę i "okolędowane" - specjalnie dla nich aktorzy śpiewają piosenkę z ich imionami przewijającymi się w temacie. Przez lata "okolędowywane" były też i dzieci aktorów grających w przedstawieniu. - Teraz niektóre z nich są po studiach. A na wideo one wciąż takie malutkie Ale my nic się nie zmieniamy. Teraz słuchając moich dorosłych córek o ich wielkich przeżyciach na scenie Lalki, wiem na pewno - to właśnie było najważniejsze w moim życiu - podkreśla Roman Holc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji