Artykuły

Niebo otwarte na widzów

"Opowiadania dla dzieci" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.

Wielkie brawa dla Andrzeja Witkowskiego. Jego scenografia do familijnego spektaklu Piotra Cieplaka to samo w sobie zachwycające opowiadanie, nie tylko dla dzieci - bez słów.

Jeszcze do niedawna można było mówić - parafrazując popularną reklamę - "Takie rzeczy to tylko w Romie". W "Miss Sajgon" bowiem latał nad sceną helikopter, a w "Akademii Pana Kleksa" krążył nad głowami widzów sterowiec. Teraz w Narodowym w "Opowiadaniach dla dzieci" według Isaaca Bashevisa Singera, na scenę wpływa ogromny statek, wjeżdża - nieco mniejszy - pociąg, na dzieci spadają wielkie naleśniki i otwiera się przed nimi niebo. Wszystko to za sprawą Andrzeja Witkowskiego, który malowniczą, pełną rozmachu scenografią otworzył niebo także przed publicznością.

Familijny księżyc

Pięcio- czy pięćdziesięciolatek na wpływający do portu statek patrzy zawsze z takim samym zachwytem i osłupieniem. Zwłaszcza gdy płynie on w teatrze. Wielkiego, wiszącego niemal nad głową księżyca chce się dotknąć tak samo w dzieciństwie, jak i w dorosłym życiu. A taki właśnie księżyc świeci od soboty w Narodowym.

To wielka wygrana duetu Witkowski - Cieplak, udało im się stworzyć prawdziwy, familijny spektakl, tzn. taki, z którego przyjemność mają zarówno dzieci, jak i ich rodzice. Na scenie w trakcie całego spektaklu panuje ruch, jeden zmyślnie skomponowany obraz zaraz zastępuje drugi. Ogromne znaczenie ma tu też ciężka, zespołowa praca aktorów pod okiem Leszka Bzdyla (ruch sceniczny), spośród których zaledwie kilkoro dostało do zagrania "solówkę". Większość z nich, nawet ci klasy Andrzeja Blumenfelda czy Jarosława Gajewskiego, solidarnie tworzy kolorowy ansamble. Co nie znaczy, że wirujący po scenie, jak zawieje, sprzedawca wiatraczków grany przez Gajewskiego nie zostaje w pamięci.

- Praca w tym spektaklu to duży wysiłek - mówi Gajewski. - Przebieram się w nim siedem razy! Ale dobrze jest takiego zespołowego, coraz bardziej w teatrach zaniedbywanego, grania skosztować. Nie zawsze jest się Hamletem, a w takim tłumie też można stworzyć rolę, którą się z widowni zauważa.

Przydeptane rajtuzy

Zdarzają się w "Opowiadaniach..." momenty dłużyzny. Widać - choćby po zagubionym, grającym narratora Krzysztofie Wakulińskim - że jeszcze nie wszystko jest tu dopięte i wyczyszczone, ale są też sceny znakomite, malownicze, dowcipne i wzruszające. Ta najbardziej rozbrajająca to opowiadanie, w którym niemal wszyscy aktorzy grają dzieci, biegając po scenie w opadających kalesonach, rajtuzach i pstrokatych czapkach. - Piotr Cieplak tak pięknie nam od początku o tej scenie opowiadał, że - mimo iż wspominał o tych przydeptywanych rajtuzach i sandałkach - nie zdawałem sobie sprawy z tego, co nas czeka - przyznaje Jarosław Gajewski. - Do głowy by mi wtedy nie przyszło, że możemy wyglądać śmiesznie.

Świetna jest także - głównie za sprawą pomysłowych symbolicznych kostiumów - scena, w której zwierzęta chcące dostać się na arkę Noego próbują zapewnić go, każde z osobna, o swojej przewadze nad innymi. I znakomita, zabawna opowieść o pewnej panience i jej leniwym tatusiu (zawsze niezawodny Krzysztof Stelmaszyk), w której dochodzi do zaskakującej przemiany filigranowej dziewczynki (Kamilla Baar) w straszną Nędzę (Waldemar Kownacki).

Wychodzący do oklasków po premierowym spektaklu Piotr Cieplak podskakiwał jak dziecko. Nic dziwnego - ma, jak rzadko kiedy, powód do radości.

Opinie

Dzieci o opowiadaniach

Ata, lat 13

"Opowiadania dla dzieci" to spektakl zrealizowany z rozmachem. Scenografia wykorzystuje chyba wszystkie możliwości sceny teatru - zapadnie, podesty, wózki przesuwające się przy odsłoniętej kurtynie albo huśtawki wiszące pod sufitem. Widowiskowe było już otwarcie - Nowy Jork z wieloma poziomami, mostami i wejściem do metra. Wrażenie robił też wielki statek - arka Noego - wpływający między drapacze chmur. Zaletą spektaklu była liczba przedstawionych w nim historii i to, że zabawne opowiadania przeplatały się z refleksyjnymi. Dobrze, że wiele ze scen było przedstawionych z przymrużeniem oka. Zabrakło wyraźnego zakończenia spektaklu. Na początku kilka razy poruszona została sprawa przyjęcia urodzinowego, które nie może się odbyć, ponieważ solenizant - roztargniony profesor filozofii - właśnie zagubił się w Nowym Jorku. W finale, kiedy po wędrówce w przeszłość - do żydowskich miasteczek - bohater znów jest w wielkim mieście, o urodzinach nie ma ani słowa. Nie wiadomo dlaczego.

Michał lat 10

Nie można się było nudzić. W opowiadaniu "Arka Noego" aktor grający koguta miał np. na głowie irokeza, pękata pani machała parasolką-żądłem, a słoń był chudy i grał na trąbce, a nie na trąbie. Był też wielki okręt, małe pociągi, chodzące drzewa i buty, no i bardzo dużo aktorów, którzy wciąż zmieniali się na scenie. Fajne pomysły.

Agnieszka, lat 7

Podobało mi się, że narrator nie siedział z boku, tylko chodził po scenie razem z innymi i też był bohaterem. Miał śmiesznego psa, którego także grał aktor. Bardzo ładne były anioły, które dzieci zobaczyły w otwierającym się niebie. I podobał mi się ślub.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji