Artykuły

Radom. Andrzej Zaorski mierzy się z "Mayday"

Ostatnią w tym roku premierą w radomskim Teatrze Powszechnym zaplanowaną na 30 grudnia będzie "Mayday" Raya Cooneya. Ostatnią i z kilku powodów inną niż wszystkie.

Nie tylko dlatego, że to najbardziej popularna farsa tego autora. Także dlatego, że dzięki staraniom Andrzeja Bieniasza współpracę z naszą sceną podjął nietuzinkowy artysta - Andrzej Zaorski [na zdjęciu]. I dlatego również, że to pierwsze tak poważne wyzwanie, jakiego w trzy lata po udarze mózgu, który spowodował częściowy paraliż i utratę mowy, podjął się znany aktor, reżyser i kabareciarz, choć do pracy wrócił już jakiś czas temu (wciela się w jedną z postaci radiowej sagi rodzinnej "W Jezioranach", wrócił do "ZSYP-u").

Nazwisko Andrzeja Zaorskiego większości z nas kojarzy się przede wszystkim z "Polskim zoo". Niesłusznie, ponieważ artysta ma na swoim koncie nie tylko liczne role teatralne i filmowe, ale także wyreżyserowane spektakle (pierwszy dla Teatru Kwadrat w 1980 r.), serial telewizyjny ("Lot 001"), a ostatnio także piosenki napisane do spektaklu "Mój przyjaciel Harvey" Mary Chase.

"Mayday, czyli ratuj się, kto może" (tytuł oryginalny "Run For Your Wife"), przygotowane przez Marcina Sławińskiego (kiedyś współpracującego także ze sceną radomską) dla Teatru Kwadrat, miało swoją polską prapremierę w 1992 r. I od tej pory farsa cieszy się niesłabnącym powodzeniem. We wrocławskim Teatrze Polskim grana jest od 15 lat!

Radomskie przedstawienie, o czym mogli się przekonać wszyscy, którzy stawili się na spotkaniu z Andrzejem Zaorskim w teatralnej kawiarni Czekolada, na pewno będzie różnić się od tych pokazywanych w Polsce. Przede wszystkim, choć nie wyłącznie, dlatego, że akcja farsy została przeniesiona do... Radomia. Jak wyjaśnił reżyser, czasy są teraz takie, że Polaka w Anglii spotkać coraz łatwiej, więc angielskie klimaty można już śmiało przenieść do Polski, a taki zabieg inscenizacyjny wydaje się w pełni uzasadniony.

Główny bohater ma więc niewyszukane, swojsko brzmiące nazwisko: Jan Kowalski. Podobnie jest z pozostałymi bohaterami, z jednym wszak odstępstwem od reguły: inspektor policji nosi nazwisko nietuzinkowe - Radziwiłł. I już to jest zabawne. Dalej może być już tylko śmieszniej. Intryga (ten fragment przeczytali aktorzy) zawiązuje się w chwili, kiedy Jan Kowalski przyznaje się przyjacielowi do posiadania dwóch żon. Jedna z nich mieszka na Koziej Górze, druga - na Kapturze, a do tego komisariat policji znajduje się na Borkach. Dla radomian znających dobrze rodzinne miasto sama lokalizacja akcji zapowiada niezłą zabawę.

Czy tak będzie, zobaczymy, bo, nie uprzedzając wypadków, jedno mogę stwierdzić: wysoce oryginalna obsada spektaklu odrobinę mnie zaskoczyła. Farsę uważam bowiem za jeden z trudniejszych gatunków scenicznych.

Natomiast podczas prezentacji sztuki i autobiograficznej książki Andrzeja Zaorskiego zafascynowała mnie postawa reżysera, który uważnie śledził grę aktorów i z twarzy którego, jak z książki, można było wyczytać, czy aktor radzi sobie z rolą, czy też nie.

Farsie "Mayday" wróżę jednak powodzenie, bo Radom lubi farsy. Nazwisko Andrzeja Zaorskiego stanie się jedynie dodatkowym atutem przedstawienia (biletów na premierę już nie ma, na spektakl sylwestrowy zostały jakieś resztki, a spektakle styczniowe też mają niezłe powodzenie), skoro osobowości artystyczne tej klasy od dawna już w naszym mieście nie pracowały. Należałoby dodać - szkoda.

Piszę o tym dlatego, że nadal trudno przewidzieć, co będzie dalej z radomską sceną. I jakoś nadal nie mogę z siebie, mimo pisania o teatrze od ćwierćwiecza, wykrzesać optymizmu. 20 grudnia zostaną otwarte koperty z nazwiskami kandydatów na stanowisko dyrektora Teatru Powszechnego w Radomiu, więc nie sądzę, aby konkurs rozstrzygnięto w tym roku.

I jak to bywa w takich przypadkach, po mieście krążą już co najmniej trzy zestawy nazwisk. Nie ma wśród nich dyrektora Jarosława Tochowicza, który przenosi się do Krakowa. A kto jest? Niestety, z żalem twierdzę, że w gronie potencjalnych kandydatów jest wprawdzie kilka osób, które w tym roku bez sukcesu ubiegały się o kierowanie innymi polskimi scenami, ale gdybym z czystym sumieniem miała wskazać kogoś, kto jest dobrym menedżerem kochającym i rozumiejącym ludzi teatru, moja lista zamknęłaby się pewnie na dwóch, góra trzech nazwiskach. I obym się myliła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji