Artykuły

Nawet księżyc świecił dla Róży

W Teatrze Wybrzeże jest tablica, jej pamięci, mamy ulicę nazwaną jej imieniem, zostały wspomnienia przyjaciół i portret namalowany przez Lucynę Legut. Zmarła w 1975 roku, w trakcie pisania powieści "Mój czas osobny" - wspomnienie o RÓŻY OSTROWSKIEJ, pisarce, kierowniku literackim Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Ważny adres - Wrzeszcz, Partyzantów 99. Tu w latach 60. mieszkała Róża Ostrowska - pisarka, dziennikarka, kierownik literacki teatru

Wiosna 1948 roku. Gdynia. Na zebraniu Klubu Literackiego zjawia się zjawiskowa szatynka, młoda i pełna uroku. Właśnie otrzymała nagrodę w konkursie radiowym za opowiadanie "Itka Fejgus". Podłużne szaro-niebieskie oczy, pięknie wykrojone usta, nisko upięty kok. Szlachetny owal twarzy i nieprawdopodobnie zgrabne nogi. I jeszcze ten altowy, melodyjny głos, jakby z lekką chrypką...

Zjawiskiem tym jest utalentowana, wielce obiecująca pisarka Róża Ostrowska. Nic dziwnego, że męska połowa klubu od razu straciła głowę.

- Ale dla mnie Róża była jak siostra - wspomina poeta Zbigniew Szymański. - Ja jedynak, ona jedynaczka. Oboje urodziliśmy się w Wilnie. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Poznaliśmy się bodaj na zebraniu Związku Literatów w Sopocie. W niewielkim domku Buberka, który pozwolił nam urzędować w dwóch pokojach. Wtedy była moda na środy literackie, na których każdy czytał swoje utwory. Jak przychodziła Róża, zmieniała się atmosfera. Wszyscy się w niej podkochiwali. Często zostawaliśmy dłużej po zebraniu - Franek Fenikowski, Lech Bądkowski, czasem Herbert. Boberek biegł po parę buteleczek do wypicia, a jak mieliśmy pieniądze wędrowaliśmy do Grand Hotelu, naprzeciwko.

Jeśli to walc, nie tańczę

Często młodzi literaci wracali plażą aż do Gdyni, bo Róża mieszkała wówczas przy ulicy Hetmańskiej.

- Wszystkie imieniny spędzaliśmy wspólnie - opowiada Zbigniew Szymański. - Razem bawiliśmy się też na balach karnawałowych urządzanych przez Wydawnictwo Morskie.

Bywał tam kapitan Karol Olgierd Borchardt. Starał się wówczas zatańczyć choć jeden taniec, jak mawiał: "Z naszą urodziwą wilnianką".

- Tancerz ze mnie nie najlepszy - przyznaje poeta. - Więc Borchardt dziwił się: "Zbyszek, jesteś ze Wschodu i tańczyć nie umiesz?" Tłumaczyłem, że moja młodość upłynęła w wojsku podczas wojny.

Z Różą poeta tańczył tylko tango. Prosił: "Pamiętaj, jak będzie walc, wracamy do stolika".

Róża musiała wyprowadzić się z domu na Hetmańskiej, które wykupił pewien biznesmen.

Na szczęście jej mama (która pracowała w Wyższej Szkole Pedagogicznej) dostała trzy pokoje we Wrzeszczu (Partyzantów 99 m 9). Zamieszkała tam Róża, z mamą i babcią - dystyngowaną panią, która brała udział we wszystkich zebraniach i naradach literackich. Oczywiście były też psy i koty, a Jacek Kotlica pamięta nawet gadającą papużkę. Umiała naśladować dźwięk dzwonka.

Ostatni raz Zbigniew Szymański spotkał się z Różą w sierpniu 1973 roku we Wdzydzach (Róża miała tam pół starej chaty). Był piękny wieczór, kwitły piwonie i malwy koło Róży domu.

- Przyjechałem z żoną i Marysią Kowalewską - wspomina. - Poszliśmy z Różą naokoło, brzegiem, gdzie jałowce rosną. Pamiętam jej psy rozbiegane i ten księżyc, taki ogromny, który wytoczył się nad jeziorem.

Startuj, Staszek

Jej niezwykły urok potwierdza aktor Stanisław Michalski.

- Poznałem ją na próbie czytanej, kiedy została kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże - wspomina. - Powiedziałem: "Boże, jaka to piękna dziewczyna. Już jestem zakochany".

- Staraj się o jej rękę, jest na wydaniu - poradził kolega, Leszek Ostrowski.

- Skąd wiesz?

- Bo jestem jej mężem - opowiedział.

Róża miała jedną słabość. Namiętnie paliła papierosy, choć jako dama (którą była niewątpliwie) jeśli w towarzystwie znajdował się mężczyzna, czekała aż poda jej ogień.

- Nie czekała, nie czekała - protestuje Stanisław Michalski. - Wszyscy się rzucali, aby zapalić jej papierosa. Jeden drugiemu gasił zapałki lub zapalniczkę, byle tylko dostać się do Różyczki. Tańczyła też pięknie, a myśmy sobie ją "odbijali". Pamiętam - bankiet po premierze. Wirujemy, a tu już klepią mnie po ramieniu. Protestuję: Ja tylko dwa takty zatańczyłem. Nie szkodzi "odbijany". Różyczka śmiała się, ale nikomu nie odmawiała. Uroda, kultura, inteligencja, dobroć i uśmiech przepiękny. Wszystkie problemy rozwiązywała z uśmiechem na ustach.

Bogusława Czosnowska, aktorka dodaje: - Róża nie stroiła się, ale na niej wszystko wyglądało ładnie. Miała wyraziste, piękne oczy, wiele gracji i poezji w każdym ruchu. Kiedy pojechaliśmy do Torunia z przedstawieniem "Komu bije dzwon", po spektaklu poszliśmy z Golińskim i Różą do knajpki, a potem nad ranem nad Wisłę - posłuchać słowików. Śpiewały. Róża nosiła zwykle gładko zaczesane swoje piękne, długie włosy. Wtedy powiało, ona się jakby odwróciła w stronę wiatru i nastawiła swoją piękną twarz. Lubiła wiatr...

W marcu 1968 Róża Ostrowska i Lech Bądkowski otwartym listem zaprotestowali przeciw antysemickiej akcji Gomułki w marcu 1968 roku. Różę zwolniono z teatru.

W Teatrze Wybrzeże jest tablica, jej pamięci, mamy ulicę nazwaną jej imieniem, zostały wspomnienia przyjaciół i portret namalowany przez Lucynę Legut. Zmarła w 1975 roku, w trakcie pisania powieści "Mój czas osobny".

Róża Ostrowska

W 1960 r. wydała powieść "Wyspa". Wraz z Izabelą Trojanowską napisała "Bedeker kaszubski". Pracowała w gdańskiej rozgłośni Polskiego Radia najpierw na stanowisku redaktora, a później kierownika redakcji literackiej (1950-1955). Pisała artykuły do tygodnika "Ziemia i morze" oraz dwutygodnika "Pomorze" oraz "Dialogu". Była także znakomitym kierownikiem literackim teatru Wybrzeże w latach 1962 i 1963-1969) i recenzentem teatralnym. Napisała opowiadania "Premiera", "Siódme niebo" i powieść "Wyspa". Była autorką znakomitych adaptacji teatralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji