Artykuły

Szczecińskie migawki powojenne

"Eine kleine" w reż. Pawła Kamzy w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

Odbiegająca od tradycyjnego ciągu przyczynowo - skutkowego narracja Artura Daniela Liskowackiego, o swoistej gęstości, nagromadzeniu szczegółów, musiała być dla teatru dużym wyzwaniem. Tym bardziej warto docenić przedstawienie Pawła Kamzy, któremu przy bardzo autorskiej interpretacji udało się zatrzymać na scenie atmosferę, emocjonalność z powieści.

Mozaika, migawka, to słowa - klucze, które pozwalają oglądać "Eine kleine" Kamzy. Przedstawienie zbudowane zostało z drobnych faktów z życia, historii, uczuć, namiętności, tęsknot, emocji bohaterów. Z pozoru przypadkowe, zatrzymane na chwilę sytuacje, niedopowiedziane rozmowy, zwykłe, codzienne, nieefektowne. Ludzkie życie pocięte na fotograficzne klisze, uchwycone w zdjęciach. Takich jak te, które przez cały czas spektaklu robi Trudi, jedna z bohaterek (Beata Zygarlicka).

Ze scenicznego migotania budują się bohaterowie. W powieści Artura Daniela Liskowackiego to przede wszystkim tużpowojenni rozbitkowie niemieccy, wkrótce wysiedleni ze Szczecina.

Choć Kamza nie unika tematu małej ojczyzny, nie zrobił spektaklu w kolorze sepii. Bohaterowie osadzeni w pejzażu scenografii życia i śmierci, czerwieni i czerni, to przede wszystkim ludzie w sytuacji chwiejnej, przed koniecznością i wyborem, którzy muszą opuścić przestrzeń zamieszkiwaną przez lata.

W kostiumach stylizowanych na lata 40., ale przecież ze wspomnieniami i tęsknotami mającymi przerażająco normalny smak, każdego ludzkiego życia. Za tą piękną dziewczyną na basenie, za tym sklepem ze śledziami w witrynie, który się mijało, za pończochami, których brak.

Choć Kamza nie sugeruje polskich realiów współczesnych, jest oczywiste, że gdy portretuje emocje związane z wyjeżdżaniem, rzecz dotyczy też naszej rzeczywistości. Kiedy w ostatnim obrazie spektaklu na pustej scenie zajaśnieje neonowy zarys dziobu statku, my widzowie, którzy w tym spektaklu zostajemy usadowieni na scenie uświadamiamy sobie, że oni - my wszyscy jesteśmy na tym pokładzie.

***

Mówi Artur Daniel Liskowacki

pisarz, dziennikarz, autor "Eine kleine"

Na pisanie scenariusza reżyser miał całkowitą carte blanche. Z góry założyliśmy, że jeżeli miałaby to być nasza praca wspólna, nie miałoby sensu. Chodziło o to, żeby przeczytał to teatr. Ja przyszedłem na próbę generalną, zobaczyłem, czy zwyciężyłem? (śmiech). Zobaczyłem teatr spoza literatury. Mam nadzieję, że tu się obie te rzeczy w jakimś sensie uzupełniają, ale są jednocześnie osobną propozycją. Że na ten teatr można swobodnie patrzeć, nie czytając książki, ale też może stać się pretekstem do sięgnięcia po książkę. Tyle jako autor.

A jako widz jestem bardzo zadowolony z tego przedstawienia. Emocjonalnie do mnie trafiało. Trafiał do mnie rodzaj ekspresji, jego warstwa scenograficzna i muzyczna połączona w taką spójną całość. Z dużą obawą oczekiwałem na tą inscenizację. Ale odnalazłem się w niej jako widz, częściowo jako autor, no i jako szczecinianin. Może to przedstawienie otworzy szczecinian, pozwoli poprzez bezpośredni kontakt emocjonalny nawiązać kontakt z przeszłością a jednocześnie porozmawiać o przyszłości.

not. ep

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji