Artykuły

Seans Kantora

Seansem nazwał Tadeusz Kantor swe najnowsze przedstawienie w Teatrze Cricot 2 "Umarła klasa". Przedstawienie, wyro­słe z ducha twórczości Witkiewicza, Gombrowicza, Schulza. Właśnie - z ducha. Bo kilkadziesiąt zdań czy ra­czej odezwań, urywków zdań, jakie padają w czasie "seansu", choć zwią­zane z konkretnymi utworami ("Tumor Mózgowicz"), nie odgrywa tu roli nadrzędnej; stanowi zaledwie mało spoistą kanwę. Nadrzędny jest nastrój, atmosfera widowiska. Widowiska niezwykłego, bez reszty wcią­gającego widza, bez reszty go po­rywającego.

"Realnością, którą tu buduję - jest powrót do szkoły, do ławek, gdzie zasiadają ludzie dotknięci śmiercią, niektórzy już nieobecni" - mówił twórca spektaklu w wywia­dzie prasowym. Owa szkoła, rząd szkolnych ławek z ludźmi o skamie­niałych twarzach i ruchach automa­tów, staje się wielką metaforą ludz­kiego życia z jego dręczącymi pyta­niami i rozpaczliwie trudnymi egza­minami. Czasem "szkoła" przekształ­ca się w koszmar domu obłąkanych czy domu starców, czasem cała "kla­sa" rusza w tragiczny tan, mający w sobie i coś z reminiscencji finału "Wesela", i coś z ponurych wizji obozowych. Kukły-sobowtóry, kukły-dzieci splatają się z ruchomymi po­staciami...

Sprzątaczka-mężczyzna (Stanisław Rychlicki) w kobiecym przebraniu, przypominający służącą z "Lekcji" Ionesco, oczyszcza salę, zamiatając miotłą niby kosą. Woźny-pedel (jak podaje program: "w czasie przeszłym dokonanym") raz po raz ożywa, by przeniósłszy na zaplecze własną ku­kłę, cały czas towarzyszącą seanso­wi, odśpiewać dyskretnie a przejmu­jąco hymn "Boże wspieraj, Boże ochroń nam cesarza i nasz lud" (ak­torski klejnocik znakomitego artysty-malarza Kazimierza Mikulskiego). Prostytutka-lunatyczka (Zofia Kalińska) co chwila odsłania piersi i zadziera suknię. Staruszek-ekshibicjonista (Zbigniew Bednarczyk), świecąc golizną, przekształca się z przywołanego do tablicy zastrachanego ucznia w dyktatorskiego mów­cę. Siwy długowłosy Staruszek (Mi­ra Rychlicka) wyczynia ewolucje w budce WC . Obnażeni mężczyźni ob­noszą z wyuzdaniem swą "męskość". Grająca "główną rolę" w postrzępio­nej fabularnej warstwie spektaklu - Kobieta z mechaniczną kołyską, Maria Stangret-Kantor bogato mo­dulowanym głosem góruje nad ca­łym zespołem, powtarzając swe za­wodzenia i okrzyki.

Koszmarny sen, mary, zwidzenia, wywoływanie duchów - wszystko wtopione w piękne a jakże groźnie tu brzmiące tony Walca Francois, nasilające się i opadające - zgod­nie z ruchem palców reżysera, dy­rygenta widowiska, Tadeusza Kan­tora.

On "wywołuje duchy", on na oczach widzów, gęstym tłumem otaczających miejsce gry w krzysztoforskiej piwnicy - tworzy cały spek­takl. Normalnie ubrany człowiek z tego świata jakby ożywia mary prze­szłości. A może mary, drzemiące w podświadomości nas wszystkich?... Jest Kantor-reżyser-dyrygent cały czas obecny, przesuwa się między aktorami, poprawia rekwizyty, wśród których obok szkolnych ławek na­czelną rolę odgrywają olbrzymie klepsydry, daje magiczne znaki ak­torom. Dosłownie dyryguje aktor­ską orkiestrą.

Jakże adekwatne do tego przed­stawienia stają się gombrowiczowskie didaskalia do jego "Ślubu": "Każdy aktor powinien czuć się in­strumentem w orkiestrze, a ruch po­winien łączyć się ze słowem. Sceny i sytuacje niech płynnie przechodzą jedna w drugą, grupy ludzkie niech wyrażają jakiś sens tajemny".

"Tajemny sens" nowego spektaklu Tadeusza Kantora jest wieloznacz­ny. Może być rozmaicie odczytywa­ny przez każdego widza, w każdym poruszając inną strunę - wspom­nień, wzruszeń, przeżyć intymnych, widowisko!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji