Artykuły

Narodowa szopa w Granatowych Górach

"Narty Ojca Świętego" w Teatrze Narodowym w Warszawie. Ocenia Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Pokój burmistrza, być może ten, w którym zatrzymywał się papież, kiedy przed drugą wojną światową przyjeżdżał do Granatowych Gór na narty, przypomina izbę weselną Wyspiańskiego. Wpadają do niej co rusz bohaterowie dramatu, by porozmawiać. A jest o czym. Miejscowy proboszcz to koneser samochodów i mistrz stłuczek po kielichu. Przychodzi do burmistrza wieczorem, gdzie tęgo popijają miejscowi notable z wiadomością, że papież zamierza odwiedzić miasteczko. Może jednak najpierw przybędzie jakiś wysłannik? I w tym momencie odżywają zachowania, które doskonale znamy z Gogola. Sama myśl o rewizorze zmienia ludzi, budzi lęk na wyrost...

Jerzy Pilch odważył się w "Nartach Ojca Świętego" jako drugi po Janie Klacie ("Uśmiech grejpfruta") wykorzystać w literaturze postać Jana Pawła II. Aż dziw bierze, że tak ważna dla Polaków osoba pojawia się w sztuce tak rzadko. Pilch potraktował Ojca Świętego jako pretekst, by przyjrzeć się nam na progu XXI wieku, sprawdzić, jak ma się dzisiejsze społeczeństwo do tego sportretowanego przez Wyspiańskiego wiek wcześniej. Okazuje się, że jesteśmy niemalże w tym samym miejscu. Kierujemy się emocjami, pijemy sporo, a potem nic nie pamiętamy. Katolicyzm jaki był, taki jest (ksiądz u Wyspiańskiego robił geszefty z Żydem, a u Pilcha robi z policjantem). Znowu jesteśmy niedojrzali i nieprzygotowani. Pogrążamy się w gadaniu... Diagnoza Pilcha jest dojmująca i przykra.

Autor pokazuje, kim dla Polaków jest Ojciec Święty. Dla bohaterów sztuki ważniejsze są legendarne narty, na których jeździł po górach otaczających miasteczko, a nie to, co głosi w swoich pismach. Ważniejsze jest, czy miejscowy wędliniarz powinien wyprodukować kabanosy papieskie, czy polędwicę papieską... Ale pisarz nie dramatyzuje, kąsa śmiechem, ironią rodem z Mrożka, bawi się tak samo, jak Wyspiański bawił się szopką - małżeństwem chłopki i inteligenta.

Piotr Cieplak przenosząc sztukę Pilcha na scenę poszedł tym samym tropem. Stworzył - dzięki kreacjom aktorów - galerię typów, jakich spotkamy

w każdym miasteczku: zapatrzonych w siebie nuworyszy (Mistrz Karol Adolf Jarosława Gajewskiego), trzeciorzędną klasę polityczną (Burmistrz Jerzego Radziwiłowicza), pobożnego księdza, który lepiej orientuje się w markach samochodów niż nauczaniu Ojca Świętego (Janusz Gajos), czy wreszcie nawiedzonego, miejscowego intelektualistę (Profesor Chmielowski Władysława Kowalskiego), który kończy przedstawienie "prowincjonalną improwizacją", która jest niczym więcej tylko opisem pontyfikatu "naszego papieża" w kategoriach piłki nożnej.

Publiczność początkowo śmieje się ze sportowych porównań. Ale w miarę upływu czasu ten śmiech zamiera jej na ustach, poraża i przeraża.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji