Artykuły

Między nadzieją a lękiem

Instytucjonalny teatr w Poznaniu zastygł w bezruchu. Problem w tym, że poznańskie teatry nie próbują już nawet udawać, że dzieje się w nich cokolwiek ważnego, kontrowersyjnego, oczyszczającego. Poprzestają na odgrzewaniu wciąż tych samych kotletów. Po komentarz do współczesności lepiej udać się do kina. Na tym tle festiwal Maski stanowią ofertę wyjątkowo bogatą - po XI Festiwalu Teatralnym Maski pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

- Robienie spektakli dla samego faktu odnotowania swego istnienia w teatralnym uniwersum jest bez sensu - stwierdzili twórcy zespołu Akademia Ruchu na jednym ze spotkań podczas zakończonego w niedzielę festiwalu Maski.

Aktorzy powstałej przed trzydziestu laty grupy przyznali, że wciąż największą frajdę sprawia im praca we własnym gronie i rozmowa o tym, co dla nich ważne w teatrze. Nieustającą inspiracją jest też obecność młodych ludzi w ich zespole. Teatr legenda, a zarazem teatr instytucja to bagaż ciężki do poniesienia dla artystów, zwłaszcza "awangardowych". Im udaje się pogodzić wartości pozornie się wykluczające. Co więcej - wciąż precyzyjnie wiedzą, co chcą swojemu widzowi powiedzieć. A widz wciąż chce ich słuchać.

Słowa wyplute z niszczarki

Na festiwal Maski członkowie Akademii Ruchu przywieźli dwie prezentacje: "Chińską lekcję" [na zdjęciu] i "O władzy gry. O grach władzy". W tej drugiej ustawiają swoją widownię na baczność, a sami za pomocą ogrodowych dmuchaw konstruują napis "Między ironią a lękiem". Po spektaklu publiczność przechadza się po wielkiej macie upstrzonej wycinkami myśli Simone Weil. Próbujemy uchwycić sens słów, pozostaje poczucie chaosu. Zabieg zamierzony? Całość otaczają hałdy papierów, m.in. gazet, przetrawionych przez niszczarkę.

Z festiwalu Maski zapamiętam na pewno poruszający spektakl "Sella Turcica" teatru Studio Magellana z Kielc. Grają w nim podopieczni jednego z Domów Opieki Społecznej. Proste w formie, niezwykłe wizualnie widowisko to opowieść o życiu poszczególnych aktorów. - Na imię mam Władysław, mam dziewięćdziesiąt osiem lat. Hej! - mówi jeden z nich. - Uwierzcie mi, najlepiej tańczy się około siedemdziesiątki - zapewnia inna artystka, pani Irena. Uderzająca prawda bijąca z ich działań ściska za gardło i długo nie daje o sobie zapomnieć.

Ważnym punktem Masek okazało się również przedstawienie "1612", wspólne przedsięwzięcie Teatru.doc z Rosji i Teatru Ad Spectatores z Wrocławia. Ich interpretacja pozwala spojrzeć na historyczny polsko-rosyjski konflikt z perspektywy prostytutki i głodnego ludu. Artyści odkładają na bok narodowe racje i propagandowe filtry. Co zostaje? Tragikomiczne historie ludzkie.

Teatr jak z piedestału

Przedstawień wystawionych na Maskach nie zobaczą Państwo w Poznaniu w żadnym z teatrów. Szkoda. Ale właśnie ten niedosyt każe wierzyć, że festiwale teatralne takie jak ten są dziś naszemu miastu bardzo potrzebne. To tu, w teatrze offowym, niezależnym, nie na repertuarowych scenach, dzieją się istotne rzeczy. Teatralny poznański światek (światem nazwać go trudno), ten młody duchem, poszukujący, podróżujący na spektakle do Wrocławia, Warszawy, Edynburga i Avignon, na miejscu ożywa właśnie podczas teatralnych "zjazdów". Rzecz jasna i na Maskach, i na Malcie, i podczas dziecięco-młodzieżowych Kon-Tekstów warto dokonywać selekcji. Ale przynajmniej jest z czego wybierać.

Instytucjonalny teatr w Poznaniu zastygł w bezruchu. Niektórzy twórcy stąd uciekają, tak jak Polski Teatr Tańca Ewy Wycichowskiej, który od początku sezonu pokazał trzy premiery, w tym dwie poza Poznaniem. Wyjeżdża Teatr Ósmego Dnia, a pod swój dach przygarnia coraz częściej młodych, zdolnych twórców. Znakomicie ma się Teatr Animacji. Na miejscu pozytywnie zaskakują też od czasu do czasu teatry studenckie i młode inicjatywy niezależne (Prefabrykaty, Korporacja Teatralna, Sala nr 13...). O nowych spektaklach zdolnych trzydziestoletnich ze Strefy Ciszy, czy Teatru Biuro Podróży - jakoś od miesięcy głucho.

Ale co tu się dziwić, skoro Teatr Nowy w tym sezonie nie wystawił jeszcze żadnej premiery. Lepiej na tym tle rysuje się Teatr Polski, z najnowszym spektaklem "Mamma Medea" i raczkującym festiwalem "Bliscy Nieznajomi".

Nie śmiem postulować, by w którymś z poznańskich teatrów w repertuarze zagościły na stałe spektakle Jana Klaty czy Krzysztofa Warlikowkiego. To wizja tak odległa, jak marzenie o biletowanych wycieczkach na Księżyc. Problem w tym, że poznańskie teatry nie próbują już nawet udawać, że dzieje się w nich cokolwiek ważnego, kontrowersyjnego, oczyszczającego. Poprzestają na odgrzewaniu wciąż tych samych kotletów. Po komentarz do współczesności lepiej udać się do kina.

Na tym tle festiwal Maski - ze spektaklami Akademii Ruchu, Teatru Sella Turcica, Z "Betankami" Teatru Kreatury czy przedstawieniem "Śmierć Człowieka-Wiewiórki" Teatru Usta-Usta/2xU - stanowią ofertę wyjątkowo bogatą. Śmiem twierdzić, że poznański widz jest na takie bogactwo nieprzygotowany. Trudno nam się dziwić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji