Artykuły

Nieustannie aktualna opowieść o manipulacji

"Czarownice z Salem" w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Premiera "Czarownic z Salem". Wspaniałe widowisko Izabelli Cywińskiej mówi o potrzebie odwagi i potrzebie obrony prawdy nawet za najwyższą cenę

XVII-wieczne wydarzenia w amerykańskim miasteczku w stanie Massachusetts posłużyły Arthurowi Millerowi do rozprawy z ideologicznym ostracyzmem podkomisji śledczej senatora Josepha McCarthy'ego. W czasach zimnej wojny badała ona lojalność urzędów i obywateli wobec państwa, rozpętując w Stanach Zjednoczonych antykomunistyczną psychozę. Sam Miller odmówił stawienia się na przesłuchanie, a zastosowawszy historyczną metaforę, ukazał poczynania tego gremium w dramacie napisanym w 1953 r.

W tym znakomitym studium losu ludzi odrzuconych autor za najważniejszy uznał "problem odwagi cywilnej, uczciwości w stosunku do siebie, zachowania twarzy, godności". Pokazał, jak indywidualna histeria przeradza się w ogólny amok, który zagarnia i niszczy wszystkich. Zarówno ofiary, jak i katów.

Oto pastor Parris (Kazimierz Kaczor) ujrzał w lesie tańczące dziewczęta, niektóre, o zgrozo, nago. Duchowny dostrzegł w tym rękę szatana i sprowadził egzorcystę, pastora Johna Hale'a (Krzysztof Stroiński). Indagowane przez nich dziewczyny w symulowaniu opętania przez diabła znalazły prostą wymówkę dla swoich praktyk, zakazanych w purytańskiej społeczności. Uboga Abigail (Eliza Borowska) odkryła przy okazji możliwość zemsty na byłym ukochanym Johnie Proctorze (Tomasz Sapryk), któremu nie mogła darować powrotu do żony Elisabeth (Maria Robaszkiewicz).

W imię walki z religijnymi heretykami miasto opanowuje amok oskarżeń, aresztowań i przesłuchań. Wyroki śmierci gubią niewinnych ludzi, a zawistnicy i miernoty korzystają z okazji do załatwiania prywatnych porachunków.

Przedstawienie Izabelli Cywińskiej świadczy, że historia warta jest przypominania bez względu na czas, miejsce i okoliczności. Opowiada ono przede wszystkim o mechanizmie manipulacji nazbyt łatwo przeradzającym się w fanatyzm i nietolerancję. Pięknie opowiedziane, opanowuje przestrzeń dużej sceny i pomost nad rzędami widzów.

"Czarownice z Salem" przynoszą świetne role. Kazimierz Kaczor jako pastor Parris pod jowialnym, dobrodusznym obliczem znakomicie ukrywa religijne pustosłowie, ciasnotę horyzontów i obłudę oportunizmu. W swoich wahaniach "nawróconego" duchownego Hale'a rewelacyjny jest Krzysztof Stroiński. O Marii Robaszkiewicz i Tomaszu Sapryku w rolach Proctorów można mówić same dobre rzeczy. Piękne i wzruszające jest każde pojawienie się Mirosławy Dubrawskiej w roli prawej i niezłomnej Re-beki.

To jednak tylko skromna przygrywka przed pojawieniem się Zbigniewa Zapasiewicza. Gra sędziego Danfortha, dogmatycznego fanatyka trzymającego się ściśle litery prawa, postać równie odrażającą co fascynującą. Robi to doskonale. W wielkim stylu, jaki w polskim teatrze zdarza się raz na dziesięciolecie. To sprawia, że chyba nikomu nie przeszkadza, że w ten sposób "ukradł" przedstawienie innym wykonawcom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji