Romantycznie
Bez przecinania wstęgi i kropidła odbyła się inauguracja Sceny na Zapleczu toruńskiego Teatru im. Horzycy. Krystyna Meissner przygotowała na nowej scenie romantyczną inscenizację "Zemsty" Aleksandra Fredry. W spektaklu rozbrzmiewa muzyka Chopina; romantyczną pozę przybiera Wacław, z egzaltacją i w uniesieniu deklamujący swe miłosne wyznania. Romantyczny jest pejzaż, w którym znalazły się i kępki traw, i drobne, białe kwiatki, i płacząca wierzba. Przed rozpoczęciem widowiska romantycznie kwilą ptaki.
Dwie postacie "Zemsty" przełamują schemat, do jakiego przyzwyczaiła nas większość Fredrowskich inscenizacji. Krystyna Meissner z papierowych i najmniej ciekawych postaci komedii uczyniła interesujące typy, pełne młodzieńczej witalności, żywe, z krwi i kości. Tak wymyślona została Klara (Małgorzata Abramowicz), której strój w pierwszej części przedstawienia burzy konwencję, do jakiej przywykliśmy. Cześnikowa synowica to panna obdarzona zamaszystym gestem, "hajduczek" sadzący wielkie susy, na co pozwalają jej płócienne szare spodnie, zgrzebna koszula i wysokie buty. Szkoda tylko, że aktorka, której pozwolono na tak dużo swobody, okazała się jednak dość powściągliwa i mało współczesna (a tak chyba miało być) w okazywaniu swych emocji.
O wiele bardziej sensualny i prawdziwy był Wacław (Jarosław Felczykowski). Jego rola zbudowana została z przekorą, zważywszy na warunki zewnętrzne aktora. Imponującej postury Rejentowicz, grający romantycznego młodzieńca, tworzy zabawny kontrast z filigranową, żwawą Klarą. Nieodłącznym rekwizytem tego niedoszłego poety są niewielkie, studenckie okularki, tworzące świetny kontrapunkt dla jego atletycznej budowy. Powłóczyste spojrzenia posyłane Klarze, a także skłonność do sentymentalnej recytacji i górnolotnych porównań dopełniają przewrotnej reżyserskiej wizji. W takim spojrzeniu na role "młodzieży" widać pewne inspiracje z {#re#18654}"Dam i huzarów"{/#} w reż. Janusza Nyczaka, słynnym przed paru laty przedstawieniu Teatru Nowego z Poznania, do którego scenografię przygotowała także Aleksandra Semenowicz.
Ciekawą rolę Papkina udało się stworzyć Włodzimierzowi Maciudzińskiemu. Jego Papkin to człowiek po trosze zagubiony i przygaszony, po trosze naiwny. Maciudziński chwilami przypominał swą bezradnością Chaplina, szkoda jednak, że tylko chwilami.
Niewielka przestrzeń teatralna została przez Semenowicz zaprojektowana oszczędnie, acz z dużym poczuciem humoru. Podłogę zasłano zielonym suknem, na niej rozrzucono gdzieniegdzie kamienie. Lewa strona sceny, gdzie stoi okrągły stół to terytorium Cześnika, po prawej, stanowiącej włości Rejenta, ustawiono tylko tronowe krzesło. Doskonałym pomysłem było umieszczenie pośrodku sceny niedużej komórki przypominającej wygódkę, w rzeczywistości będącej jednak spiżarnią. Na jej dachu znalazły się niektóre atrybuty szlacheckiego dworku -m.in. stary zegar, róg myśliwski, poroże. Komórka jako element scenografii jest świetnie "ograna" przez aktorów - m.in. chowa się tam Wacio, zanim odda się w ręce Papkina, wywieszając białą chustkę przez otwór w drzwiczkach.
W spektaklu rozbrzmiewa muzyka Chopina, wykonywana na żywo, przydająca widowisku nostalgii. Preludia i mazurki wspaniale podkreślają to, że Fredro, jak powiedział Bohdan Korzeniewski, "jest najbardziej romantycznym z wszystkich romantyków". Takiego właśnie Fredrę poznać można w toruńskiej inscenizacji "Zemsty".