Artykuły

Witamy w wariatkowie

"Zwyczajne szaleństwa" w reż. Elżbiety Czaplińskiej-Mrozek w PWST we Wrocławiu. Pisze Mariola Szczyrba w portalu kulturalnym Kultura online.

Wydaje wam się, że jesteście normalni? Po tym spektaklu możecie zmienić zdanie. Sztuka Petra Zelenki "Zwyczajne szaleństwa" to opowieść o tym, jak sami na co dzień doprowadzamy się do paranoi.

Miałam pewien problem z najnowszą premierą wrocławskiej PWST. Petr Zelenka w swoich filmowych "Opowieściach o zwyczajnym szaleństwie" tak wysoko postawił poprzeczkę, że zupełnie nie mogłam wyobrazić sobie innej wersji jego własnej sztuki. A jednak studenci czwartego roku PWST całkiem nieźle poradzili sobie z tą "wariacką" materią. Tak, wariacką. Bo w tej historii na pewno nikt nie jest normalny. A może raczej: wszyscy są wariatami. Zwyczajnymi wariatami.

Główny bohater, Piotr (Jakub Firewicz) żyje na skraju załamania nerwowego, po tym, jak rzuciła go narzeczona, Jana. Upija się do nieprzytomności i za wszelką cenę próbuje ją odzyskać. Jego przyjaciel, Mucha radzi mu, aby indiańskim sposobem obciął jej pukiel włosów, wygotował go w mleku, wysuszył, a potem spalił z liśćmi jabłoni. Prochy musi rozrzucić w miejscu, w którym poznał Janę. Zrozpaczony Piotr jest w stanie zrobić dla niej wszystko, ale bezskutecznie. Jana, która do niedawna konkurowała z nim w wymyślaniu kolejnych szaleństw, teraz związała się ze statecznym Aleszem. Tak naprawdę nikt w otoczeniu Piotra nie jest do końca zdrowy. Matka nałogowo oddaje krew dla potrzebujących i wymyśla ojcu coraz to nowe choroby. Mucha uprawia seks z odkurzaczem, a sąsiedzi przeżywają orgazm tylko przed publicznością. I jak tu nie zwariować? - Wiedziałem, że świat jest pełen wariatów, ale wierzyłem w szczęśliwe wysepki - mówi w pewnym momencie zrezygnowany Alesz.

Bohaterowie Zelenki szukają właśnie takich "wysepek", ale życie rzadko układa się po ich myśli.

Reżyserce spektaklu, Elżbiecie Czaplińskiej-Mrozek udało się zachować tempo i temperaturę tej świetnie napisanej, błyskotliwej sztuki (no może z wyjątkiem zakończenia, które wypadło zbyt gwałtownie). Oszczędna, czarno-czerwona scenografia dobrze oddawała emocje i chaos w umysłach bohaterów. Podobnie było z choreografią (znakomity "Taniec Opuszczonego Indianina" w wykonaniu Muchy i jego dziewczyny).

Gra młodych aktorów miała swoje lepsze i gorsze momenty. Nie ze wszystkich scen udało się "wycisnąć" sto procent komicznego potencjału, ale i tak publiczność dobrze się bawiła. Jakub Firewicz w roli Piotra niefortunnie udawał kaca i emocjonalne rozedrganie, by po chwili stanąć na wysokości zadania i pozwolić nam sobie uwierzyć. Chyba najciekawszą kreację stworzył Andrzej Kłak w roli Ojca. Przekonująco zagrał człowieka dużo starszego od siebie, zdominowanego przez zaborczą żonę. Był zabawny, szczególnie po wypaleniu "trawki" i zarazem cudownie bezradny. Duży talent komiczny.

Największą zaletą sztuki Zelenki jest oczywiście humor. Ale czeski reżyser i dramaturg przemyca w "Zwyczajnych szaleństwach" co najmniej kilka poważnych tematów. Opowiada o wyniszczającej, psychologicznej walce kobiet z mężczyznami, o rozpadzie rodziny, o samotności... Wreszcie o tym, jak sami, nawzajem, doprowadzamy się szaleństwa. W ostatniej scenie Jana prosi Piotra, żeby jednak indiańskim sposobem obciął jej włosy, bo nie może żyć bez jego szaleństw. Ale on wciąż chce być większym wariatem. Wskakuje do kartonu i wysyła się do niej w paczce. Wojna płci nadal trwa. Jest jak nałóg, od którego trudno się uwolnić. Może wam się uda?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji