Artykuły

Moja wyobraźnia jesr gorsza niż rzeczywistość

- Moja działalność aktora skupia się na wyobraźni. Umiem sobie pewne rzeczy uzmysłowić. Nie potrzebuję tego doświadczać. To nie postać przychodzi do mnie, ale ja biorę postać. To ja jestem w niej, a nie ona we mnie - mówi KRZYSZTOF GLOBISZ, aktor Starego Teatru

KRZYSZTOF GLOBISZ - aktor filmowy i teatralny. Urodził się w 1957 roku w Siemianowicach Śląskich. Jest wykładowcą krakowskiej PWST i dziekanem wydziału aktorskiego. Od 1981 roku występuje na deskach Starego Teatru w Krakowie. Ostatnio zagrał w "Katyniu" A. Wajdy i "Pora umierać" D. Kędzierzawskiej. W 2008 roku do kin wejdzie film "Lejdis" z jego udziałem.

W swoim aktorskim repertuarze ma skrajne role. Grał poetę-futurystę, anioła-gamonia, złodzieja, zbira i degenerata. Krzysztof Globisz kolejną swoją rolą w spektaklu OCZYSZCZENIE Petra Zelenki, w krakowskim Starym Teatrze udowadnia, że lubi przekraczać granice. I humor mu dopisuje Seweryn Domagała

Cztery lata temu został Pan mianowany "gwiazdą" na festiwalu w Międzyzdrojach.

- Tak, odciskałem tam rękę.

Czuje się Pan gwiazdą?

- Nie czuję się żadną gwiazdą. Mogę tylko czuć, że mam jakąś gwiazdę, która mnie pilnuje. Gwiazda to osoba, którą wszyscy chcą uznać za nią. Odbijanie swojego wizerunku świadczy o tym, że chce się pozostać, być dłużej, niż jest to nam dane.

David Lynch po odciśnięciu dłoni powiedział, że ślad, który tu zostawia, to symbol jego przyjaźni z Polską.

- To jest takie gadanie Davida Lyncha, który zauważył, że można tutaj zrobić jakiś biznes.

Tak Pan patrzy na jego działania w Polsce?

- Zobaczył rynek zbytu dla swoich produkcji. Oczywiście uwielbiam go. Niewątpliwie jest wielkim reżyserem, ale podejrzewam, że nie widzi za dużej różnicy pomiędzy nami a Mozambikiem, może oprócz koloru skóry. Nie mogę się podniecać faktem, że Lynch w Polsce robi filmy, bo czuję, że robi to, bo jest taniej. Tak na to patrzę. Może głupio.

Też tak myślę, że ma głowę na karku i wie, gdzie można zrobić biznes.

- Na Zachodzie z jego filmów ludzie będą wychodzić, bo pomyślą sobie: "kurwa, taki film, to sobie możemy kupić na kasecie i oglądać w domu, bo w każdym momencie można wyłączyć". A w Polsce nikt nie wyjdzie z kina, bo wszyscy kochają Lyncha.

Czy w Polsce istnieje jakiś system tworzenia sław?

- Na pewno telewizja jest producentem pewnych popularności. Niech pan zobaczy, że na Festiwalu Gwiazd w Gdańsku nie ma wybitnych aktorów teatralnych. Nie ma Gustawa Holoubka. Są tutaj aktorzy, czasami wybitni, ale również ci, którzy zyskali popularność w serialach i sitcomach To jest żałosne i nie odzwierciedla mapy artystycznej Polski, a mapę zapotrzebowań widzów. A to nie jest jednoznaczne. Ale nie jest źle, bo siedzę tutaj z moimi kolegami, Jasiem Fryczem chociażby, którzy nie są tu dlatego, że są wybitnymi aktorami teatralnymi i że posunęli o kawałeczek do przodu teatr polski, tylko dlatego, że zagrali w serialach. Smutna rzeczywistość.

Pan serialowe role traktuje poważnie?

- Oczywiście, to moja praca. Druga sprawa to recepcja, odbiór ludzi. Tak samo rzetelnie podchodzę do tego, co robię w teatrze i do tego, co robię w serialu. Popularność i fakt, że jestem tu, przyniósł mi serial. Jak gram w teatrze "Makbeta", to wiem, co się za tym kryje - dobry autor, tradycja. A jeżeli gram w serialu, to wiem, że za tym kryje się przede wszystkim popularność.

I pieniądze.

- Na pewno większe niż w teatrze. Na około wszyscy mówią, ile zarabia lekarz, pielęgniarka, to mogę powiedzieć, ile zarabiam w teatrze. To nie jest tajemnica. Jeżeli w teatrze zarabiam przez miesiąc 1800 zł na rękę, to faktycznie w serialu zarabiam lepiej."

Jakie kryteria stosuje Pan w doborze ról?

- Żadnych. Kryterium jest tylko zawodowe. Gram tylko to, co uważam za dobre.

Bierze Pan wszystko?

- Tak, bo uważam, że z każdej rzeczy można zrobić coś ciekawego. Teraz będę grał w sztuce Petra Zelenki człowieka, który zgwałcił chłopca. Przystępuję do pewnej rozmowy z tym tematem. Tematem, który jest niezwykle drażliwy i drastyczny, ale nie wolno o nim nie mówić.

Boi się Pan takich ról?

- Oczywiście, że się boję. Również reakcji ludzi. Jeżeli ludzie nie będą o tym mówić, to kto? Oczywiście, że się boję i Petr o tym wie.

Jan Peszek powiedział mi kiedyś, ze grał tak realistycznie rolę Gonzala w "Trans-Atlantyku", że był opluwany. I to była dla niego przyjemność!

- Dla mnie to by nie była przyjemność. Problem polega na tym, że jestem odbierany przez publiczność jako człowiek sympatyczny. Chcę wykorzystać ten mandat. Chcę, żeby ten człowiek był do zaakceptowania. To jest oczywiście straszne, bo nie jest do zaakceptowania, ale chcę do tego wykorzystać swoje atrybuty, na przykład zaufanie publiczności. Wierzę w to, że jeżeli ludzie przyjdą na tę sztukę i będą chcieli mnie oglądać, to reakcja nie będzie natychmiastowa, tylko będzie związana z refleksją. Oczywiście obrzydliwy, ale człowiek.

To, co Pan mówi, lekko mnie przeraża.

- Nie będę go chronił. Sztuka nie jest tylko o tym, ale i o mediach. Petr Zelenka jest dla mnie gwarantem sukcesu. To jest człowiek myślący. Jeżeli podejmuje taki temat, to ja, jako aktor i człowiek, który żyje w tym kraju, nie mogę nie rozumieć jego prowokacji. Muszę ją przyjąć. To jest rozmowa.

To jest dla Pana wyzwanie? Największe?

- Najbardziej niebezpieczne. Jestem ojcem dwóch synów. Gdyby któremuś coś takiego się przydarzyło i gdybym wiedział, kto ich skrzywdził, zabiłbym gościa. Oczywiście poszedłbym siedzieć, później był przerażony...

Przed ,Krótkim filmem o zabijaniu" Mirosław Baka poszedł do więzienia, chciał się w nim zamknąć.

- Wytrzymał tam może z pół godziny. Powiedziałem mu wtedy: "Zgłupiałeś? Po co tam idziesz?". Wsadzili go do celi ze sraczem na środku. Wytrzymał pół godziny i wystarczyło mu to doświadczenie. Myśli pan, że kogoś zgwałcę przed zagraniem roli? Moja działalność aktora skupia się na wyobraźni. Umiem sobie pewne rzeczy uzmysłowić. Nie potrzebuję tego doświadczać. Moja wyobraźnia jest niestety sroższa i gorsza niż rzeczywistość. Ale to nie jest pedofil.

Jak to?

- To jest człowiek, który miał taki przypadek. Wszystko jest w mózgu.

Były takie role, po których coś w Panu zostało?

- Nie, bo to nie postać przychodzi do mnie, ale ja biorę postać. To ja jestem w niej, a nie ona we mnie.

I najczęściej bywa tak, że Pan daje swoje cechy postaci tym rolom?

- Najczęściej.

A zostały kiedyś jakieś cechy w Panu z danych postaci?

- W trakcie przygotowywania większości ról testuję je na moich najbliższych. Oni są takim poligonem.

Pozostała do przećwiczenia rola pedofila.

- Tak, tak. Jeszcze raz powtórzę, na wszelki wypadek, pracuję w dziedzinie wyobraźni. W związku z tym doświadczeniem wiele rzeczy przetestowałem. U Szymona Majewskiego zgodziłem się wystąpić tylko dlatego, że częścią sztuki Zelenki jest właśnie taki show. Myśmy z Petrem rozmawiali na ten temat. Namawiał mnie do tego, abym powiedział u Majewskiego dokładnie to, co jest w tej sztuce. Nie zgodziłem się na to, ale bardzo mnie to kusiło.

To by było niesamowite. Kilka milionów ludzi przed telewizorami...

- Redaktorka, którą zapytałem, czy mogę to zrobić, powiedziała: "Nie puścimy tego!". Naszym marzeniem było, aby to nagle walnąć. Udało mi się tylko jedną rzecz przemycić. U Szymona jest taki konkurs "Końca nie widać", który wygrałem, a w związku z tym musiałem wybrać osobę, która dostanie nagrodę. Zazwyczaj jest tak, że facet wybiera jakąś ładną kobitkę, kobitki ładnych mężczyzn, a ja wybrałem sobie takiego małego chłopca. To straszne, co mówię. Wiem.

Słyszałem o Pana dziwnym poczuciu humoru, którego nikt nie rozumie.

- Moje poczucie humoru jest związane z tym, na co patrzę. Jeżeli patrzę na coś dziwnego i niezrozumiałego, to humor mój też jest dziwny i niezrozumiały. Uwielbiam patrzeć na to, co się dzieje wokół mnie.

Co Pana śmieszy? Rzeczy tragiczne...

- Nie, to mnie smuci. Odległość dowcipu od smutku jest mała, właściwie żadna.

Czy w tej sytuacji w której aktualnie się znajdujemy, coś Pana bawi?

- Poza tym, że ma pan na zębach maszynkę, to nie. Śmieszne jest to, że pan z czymś walczy. Oczywiście to mi się podoba, ale też smuci. Młody człowiek chce być piękniejszy niż jest, chce być zdrowszy niż jest. A ja panu pokażę moje zęby. Mógłbym je wyprostować, ale nie wolno mi tego zrobić. Moja pani profesor Ewa Lassek, powiedziała: "wszyscy sobie w tym kraju wyprostują zęby, a ty jeden będziesz miał krzywe i to będzie twój atut". To jest obraz poczucia humoru, które śmieszy tylko mnie.

Ale nie rozmawiajmy już o mnie...

- Dlaczego nie? Jest pan bardzo interesującym człowiekiem. Oczywiście nie ma w tym nic z mojej ochoty, aby pana zgwałcić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji