Cud potrzebny od zaraz
Nie nam tu rozstrzygać, jest to czy nie jest Najważniejszy Jubileusz, bo "Krakowiaków i Górali" gdański Teatr Wybrzeże wystawiał z okazji 200 rocznicy Teatru Narodowego już w 1964 r. Na pewno jednak jest to okrągła, 200. rocznica warszawskiej premiery "Cudu" z 1 marca 1794 r., o której warto pamiętać nie tylko z teatralnych względów. Dyrektor Krystyna Meissner powiedziała przed spektaklem premierowym w Toruniu coś o duchu {#au#177}Bogusławskiego{/#}, który powinien unosić się nad sceną. I tu jednak trudno wyrokować, co jest, a co nie jest zgodne z duchem teatru wielkiego polskiego aktora, autora i antreprenera teatralnego z przełomu XVIII i XIX wieku. Może naprawdę w utworze krył się strategiczny zamysł powstania przeciwko Moskwie z planem pogodzenia się wrogów po zwycięstwie? Może ówcześni aktorzy z cichym tylko pozwoleniem autora dodawali do tekstu aktualne strofy i aluzje? Faktem jest, że sztukę zdjęto po trzech przedstawieniach na interwencję rosyjskiego posła, który dopatrzył się w niej, i w reakcjach publiczności, wezwania do buntu i powstania.
Na toruńskiej scenie duch Bogusławskiego objawił się tak, jakby tamta historia nie istniała, jakby teatr wolny był od powinności historycznych, politycznych i aktualizacyjnych, jakby nie istniały też późniejsze przeróbki tej sztuki. Sięgnięto do korzeni polskiego teatru, polskiej literatury teatralnej i muzycznej po to, by skonfrontować je z możliwościami dzisiejszego teatru i oczekiwaniami współczesnego widza. Odbyła się próba weryfikacji wartości polskiego dramatu i grany jest z powodzeniem do dnia dzisiejszego.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że zespół teatru Horzycy obronił wartość artystyczną sztuki Bogusławskiego pokazując zarazem, że może mierzyć się z przedsięwzięciem na pozór beznadziejnym. Zagrano utwór sprzed 200 lat, napisany archaizowaną, stylizowaną gwarą, z prostą muzyką opartą na motywach ludowych, z fabułą i konfliktami na poziomie nieco tylko przewyższającym historyczną sielankę pasterską. A do tego utwór z pogranicza gatunków: trochę opery (arie i chóry), trochę wodewilu (piosenki i kuplety), nieco komedii charakterów. Wykonawcom stawia to bardzo wysokie wymagania: muszą sprawnie śpiewać i tańczyć, nie zaniedbując przy tym wymogów gry aktorskiej, a jednocześnie muszą podporządkować się tempom narzuconym przez grającą w dziurze kanału orkiestrę.
I znów można powiedzieć, że toruńscy aktorzy sprostali wymaganiom. W śpiewie najbliższe konwencji operowej możliwości ujawniła Małgorzata Abramowicz atakująca żywiołowo arie Basi, a zarazem nie oszczędzająca się ruchowo (w przeciwieństwie do większości gwiazd i gwiazdek opery). Także Witold Szulc radzi sobie znakomicie z góralską nutą i niełatwymi solówkami w góralskich tańcach (Bryndas). Większość wykonawców nie ma jednak szkolnych głosów i śpiewa aktorsko, też bardzo poprawnie - jak Paweł Kowalski i Sławomir Maciejewski - również niezwykle sprawni ruchowo, ale i znakomita we wszystkich dwuznacznościach roli żony młynarza Jolanta Teska. W czasie premierowego wieczoru Michał Marek Ubysz wykonał znaną arię studenta Bardosa jakby zbyt powoli i refleksyjnie. W tej części przedstawienia tempo i temperatura wyraźnie spadły - acz nie tylko z tego powodu. Bardzo też negatywnie na zwartość spektaklu wpływa długa przerwa w czasie II części potrzebna chyba na zmianę dekoracji. Równoważą te niedostatki sprawne sceny zbiorowe, a nieliczne drobne niedociągnięcia muzyczne i błędy artykulacji absolutnie nie wpływają na jakość odbioru całości. A całość brzmi czysto, teksty arii i piosenek na ogół słychać wyraźnie, partie chóralne i tańce robią dobre wrażenie, w czym niemała zasługa grupy młodzieży określonej w dodanej do programu kartce jako statyści. Tancerze z toruńskich zespołów folklorystycznych tworzą na równych z aktorami prawach klimat scen zbiorowych, w których to raczej aktorzy drugiego planu statystują - w klasycznym sensie tego słowa - młodym prezentującym zbójnickie i krakowiaki.
W oprawie scenograficznej w stosunku do pierwowzoru wprowadzono znaczącą zmianę. Zamiast panoramy wsi Mogiła sprzed 200 lat mamy bajkową panoramę Krakowa. Zamiast Mogiły mamy dziś jednak Nową Hutę, która nijak się z Krakowiakami nie kojarzy. Dyskusyjne są natomiast swetry zakopiańskie na grzbietach kilku Górali. Kłócą się, moim zdaniem, z zasadą "czystości" inscenizacyjnej i rezygnacji z aktualizacyjnych akcentów.
Próba generalna i premiera spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem publiczności (owacja na stojąco, rezerwowana na ogół dla wybitnych aktorów grających w Toruniu gościnnie). Wynika to z pewnością nie tylko z bardzo przyzwoitego poziomu wykonania i nie tylko z samej odmienności tej sztuki na tle "codziennego" repertuaru toruńskiego teatru. Działa tu na pewno i prostota formalna "Cudu" i zawsze aktualna tematyka - miłość, małżeństwo, intryga, zdrada i uroda dawnego obyczaju z oracjami, pieśniami, obrzędami i tańcami. Działa tu wreszcie zapewne także przekonanie, że relacje międzyludzkie w tradycyjnym społeczeństwie hierarchicznym nie są tak odległe od współczesnych jak wskazywałby na to język (także muzyczny) utworu.
Ciekawie też rozkładają się dziś akcenty znaczeniowe, wydobywając aktualne treści, których na pierwszy rzut oka nikt się zapewne nie spodziewał w tak wyrażanej formie. Dotyczą one głównie obyczaju (nie wszystkie aluzje tekstowe - całkiem czasem śmiałe, są dla publiczności czytelne!), ale i treści pacyfistyczne "Cudu" wprowadzone podobno przez Bogusławskiego pod wpływem ideałów masońskich brzmią dziś żywo w dzielącej się i coraz bardziej wojowniczej Europie. Albo podrwiwania studenta z nikłych korzyści (materialnych) z nauki płynących. A już oracje i pożądliwe wypatrywanie cudu przez organistę Miechodmucha, który widzi tu możliwość ekonomicznego podratowania finansów parafii - jakby żywcem wyjęte z dzisiejszych pokpiwań tzw. antyklerykałów. A wreszcie ten jakby mimochodem podkreślany refren - "A teraz do karcmy!" A może tęsknimy trochę do świata, w którym tak łatwo osiągnąć można "uczciwość, miłość, wierność i zgodę".
Rozważania takie nie miałyby jednak sensu, gdyby, co jeszcze raz podkreślam - nie przyzwoity poziom tego trudnego przedstawienia i skomplikowanego przedsięwzięcia teatralnego.