Artykuły

Obłęd i przerażenie

"Zbrodnia i kara" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Włodzimierz Jurasz w Gazecie Krakowskiej.

Jaką rolę w życiu i przemianie duchowej Rodiona Romanowicza Raskolnikowa, bohatera "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego, odegrała Sonia, najsłynniejsza w literaturze światowej święta ladacznica? Odpowiedź brzmi - rolę niewątpliwie ważną

I to w zasadzie wszystko, czego można się dowiedzieć o tej postaci z adaptacji "Zbrodni i kary", wystawionej na scenie krakowskiego Teatru Bagatela przez Waldemara Śmigasiewicza. W każdym razie tyle dowiedzą się ci spośród widzów, którzy nie znają oryginału.

Sceniczna adaptacja tak skomplikowanej powieści nie może obyć się bez znaczących ingerencji, usunięcia niektórych wątków, zredukowania części z narzucających się czy możliwych interpretacji. Tą drogą poszedł też Waldemar Śmigasiewicz. Raskolnikow w jego interpretacji to opętany koncepcją Nadczłowieka ideolog, próbujący wcielić w życie ideę absolutnej wolności, jaką z natury rzeczy obdarzone są jednostki wyjątkowe. A zarazem teoretyk, doskonale czujący się w intelektualnej dyskusji, przerażony jednak, aż do granic obłędu, konsekwencjami swego czynu, mordu dokonanego na starej lichwiarce, której - teoretycznie - odmawiał prawa do życia.

To przerażenie właśnie - niestety, nie do końca umotywowane, pozbawione zwłaszcza wyraźnych u Dostojewskiego odwołań religijnych - powoduje w tym spektaklu wszystkimi działaniami Raskolnikowa, zmierzającego ku przyznaniu się do winy. Przyznaniu motywowanemu raczej bezwględną logiką prowadzącego śledztwo Porfirego Pietrowicza niż zainspirowanymi przez Sonię wyrzutami sumienia i uzasadnianym moralnie poczuciem winy.

Oczywiście materiał literacki dopuszcza i taką interpretację. Można pokazać "Zbrodnię i karę" jako opowieść o pysze osobnika uważającego się za nadczłowieka, pysze, której jednak nie dorównuje odwaga - Raskolnikow w tym spektaklu przyznaje się do winy jedynie ze strachu, pokonany bezwzględną logiką osaczającego go Porfirego.

Dramatem Raskolnikowa w tym przedstawieniu jednak nie sposób się przejąć. Wcielający się w jego rolę Wojciech Leonowicz, znakomity aktor komediowy ("Szalone nożyczki") nie potrafi tchnąć w swego bohatera odpowiedniej dozy charyzmy. Mimo znakomitego monologu, w którym przedstawia swe teorie, nie budzi w widzu przerażenia, co najwyżej współczucie dla swej małości, rozziewu między (teoretycznym) demonizmem a faktyczną mizerią. Widoczną zwłaszcza w kontakcie z przerażająco logicznym Porfirym (znakomity Marek Bogucki). Jedyną postacią w tym spektaklu potrafiącą wzbudzić prawdziwy lęk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji