Artykuły

Rekonstruowanie

"Klątwa" w reż. Barbary Wysockiej i "Sędziowie" w reż. Marii Spiss w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

I "Sędziowie", i "Klątwa" to dramaty współczesne - współczesne Wyspiańskiemu. Barbara Wysocka i Maria Spiss podeszły w różny sposób do tych tekstów, ale wspólne wydaje się jedno: próba dotarcia do źródła inspiracji Wyspiańskiego.

Obydwa dramaty czerpią z autentycznych historii - "Klątwa" z notatki prasowej, "Sędziowie" z kroniki kryminalnej. To, że Wyspiański nie poprzestaje na odtworzeniu tych historii, jest oczywiste. A Barbara Wysocka ("Klątwa") i Maria Spiss ("Sędziowie") nie poprzestają na wystawieniu dramatów.

"Klątwa" [na zdjęciu] grana jest w Muzeum - sporej, pustej sali z dwiema kolumnami. Gdy publiczność wchodzi, jest tu jasno, bałaganiarsko i wesoło. Przez odsłonięte okna widać zaśnieżony plac Szczepański i przechodniów, którzy czasami przystają i zaglądają do środka. Zwyczajnie ubrani aktorzy kierują widzów na miejsca (siedzi się dookoła sali). Na ścianie projekcja - drogowskaz z napisem "Gręboszów". Potem pokazane zostaną zdjęcia z tegoż - współczesnego - Gręboszowa. To ta wieś, w której rozegrała się (choć bez tragicznego finału dopisanego przez Wyspiańskiego) historia opisana w "Klątwie".

Siedzący na ławce chłopak gra na akordeonie powtarzający się, nieprzyjemnie zgrzytliwy motyw. Spektakl powoli się zaczyna. Jedna z aktorek opisuje szczegółowo miejsce akcji - to didaskalia Wyspiańskiego, ale nie wygłoszone z pietyzmem, ale powiedziane zwyczajnie, potocznie, powtarzane, żebyśmy zrozumieli i zapamiętali. Za moment ta sama aktorka (Katarzyna Krzanowska) zapyta inną (Justyna Kowalska), czy wierzy w sny. To dialog Młodej i Kaśki. Powoli tworzą się postacie, zaczynamy orientować się w relacjach i napięciach. Robi się coraz mniej przyjemnie, bo wrzuceni zostajemy w sam środek konfliktu. Brutalnego, nienawistnego obwiniania się wszystkich bohaterów nawzajem. Nikt tu nie jest godzien litości - albo raczej wszyscy są godni litości. Pretensjonalna ofiarnica Młoda, agresywny Sołtys (Juliusz Chrząstowski), pijany Pustelnik (Roman Gancarczyk), nadęta Kaśka, słaby i niemądry Ksiądz (Marcin Kalisz).

Barbara Wysocka nie stara się przekładać realiów sprzed stu z okładem lat na współczesne, tworzyć obecnych odpowiedników wiejskiej społeczności Wyspiańskiego. Jej spektakl balansuje na granicy między relacją o "Klątwie" a "Klątwą", i to balansuje z powodzeniem. Z chaosu, różnorodności tonów i narracji wyłania się tragedia Młodej, jej ekstatyczna ofiara z dzieci i z siebie, równie trudna do pojęcia dziś jak i w czasach Wyspiańskiego. I nie przeszkadza, że nie widzimy śmierci Młodej, tylko ona, stojąc na drabinie, z niedowierzaniem opowiada o tym, jak umarła.

Po "Klątwie" idziemy naprzeciwko, na Nową Scenę. Na "Sędziów". Pusta mroczna scena obwiedziona jest plastikową taśmą - to miejsce zbrodni. Na ścianie obrysowana kredą sylwetka. Wchodzą czterej sędziowie we współczesnych togach, siadają na krzesłach tyłem do widowni. Będziemy - wraz z sądem - oglądać rekonstrukcję zdarzeń. I znów jest to rekonstrukcja dramatu Wyspiańskiego. Maria Spiss zrezygnowała z realiów - nie ma karczmy, Natan, Joas i Samuel nie są Żydami, Urlopnik nie jest austriackim żołnierzem. Ten pomysł robi wrażenie - jesteśmy w środku konfliktu, uwięzieni w wytyczonym przez taśmę czworoboku ludzie przeżywają na powrót traumatyczne zdarzenie. Męczące, duszące, niemożliwe do wyjaśnienia. Szarpanina między Natanem (Błażej Peszek) i Urlopnikiem (Jacek Romanowski), zakończona strzałem, jest powtórzona trzykrotnie, z coraz większym poczuciem absurdalności - i poczuciem, że tajemnica nie może zostać wyjaśniona. Ale reżyserka zbyt zaufała własnemu pomysłowi - to, co oglądamy (spektakl trwa pół godziny), mogłoby być dobrym punktem wyjścia do "Sędziów", a nie samodzielnym przedstawieniem. Tekst został zbyt okrojony, niejasne są relacje między postaciami - nie wiadomo np. kim jest Joas (Piotr Cyrwus), a co za tym idzie, nie wiadomo też, czemu Samuel (Zbigniew Ruciński) w finale zwraca się do Boga. Najmocniej zabrzmiała tragedia Jewdochy (znakomita Aldona Grochal), kobiety, którą miłość złapała w pułapkę bez wyjścia. Coś trzeba o bohaterach wiedzieć, żeby się przejąć ich losami. A do tego chyba reżyserka dążyła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji