Artykuły

Chłopak z Pragi

- Zawsze tłumaczę młodym kolegom, by każde przedstawienie śpiewali tak, by było lepiej niż na premierze, bo nie wiadomo, kto jest na widowni. Może być ktoś, komu zależy na tym, abyśmy się rozwijali i zrobili karierę nie tylko na własnym podwórku - mówi tenor WIESŁAW OCHMAN.

Proszę przyjąć serdeczne powinszowania z okazji 50-lecia Pana pracy artystycznej. Ktoś napisał, że w Pana życiu są dwa rogi obfitości: jeden, z którego Pan czerpał jako człowiek i artysta, i drugi, większy, z którego daje Pan innym i jako artysta, i jako człowiek. Czy to warunek pełni życia?

- Wielu ludzi żyje bez tego, natomiast ja mam taką potrzebę, by ludziom pomagać, by im coś dawać. Lepiej się czuję, jak coś daję. Większość telefonów, jakie otrzymuję, zaczynają się od słów: czy mógłby pan, a nie czy mógłbym panu... Wychowałem się na warszawskiej Pradze przy ulicy Ząbkowskiej, gdzie była bardzo ważna zasada, że wszyscy mieli po równo. Tam nie było hrabiów ani milionerów, więc mam to we krwi, a za pomoc nie oczekuję wdzięczności. Większości ludzi, którym pomagam charytatywnie, nie znam, ale jestem szczęśliwy, że mogę im pomóc.

Jest Pan jednym z dwóch, obok Jana Kiepury, wielkich polskich śpiewaków operowych, którzy zdobyli światową sławę. Kiepurę nazywano często "chłopakiem z Sosnowca", a Pan bywa nazywany "chłopakiem z Ząbkowskiej". Czy "chłopaki" z takich niepoetycznych miejsc często bywają obdarzeni taką energią życiową?

- Jeśli się człowiek nie wykoślawi - a pamiętajmy, że w takich rejonach działają siły nie tylko pozytywne - to jest to na pewno katalizator mogący dać większą mobilizację sił, aby być kimś, by wyrwać się z nie najlepszego kręgu, by

wejść na inny stopień własnego rozwoju, w wyższą cywilizację. Jest coś na rzeczy, bo poważni śpiewacy jakoś z reguły nie byli hrabiami i pochodzili z niebogatych środowisk. Zarówno Beniamino Gigli, jak Luciano Pavarotti i inni nie wywodzili się z pałaców, lecz ich życie przebiegało w innych strefach cywilizacyjnych.

Pana wielka kariera międzynarodowa rozpoczęła się w roku 1967 od występów w Niemczech, od Opery Berlińskiej. Jednak za punkt zwrotny uważa się Pana rolę Jontka w "Halce" Moniuszki na inaugurację Teatru Wielkiego w Warszawie w 1965 roku. Czy słusznie?

- Tak. Po pierwsze dlatego, że na tę premierę przyjechało wielu zagranicznych impresariów i zauważono mnie. Zaproszono mnie do różnych audycji wokalnych i po jednej z nich zostałem zaproszony do Opery w Berlinie i tak się zaczęło. Potem były Monachium, Hamburg i tak dalej. Zawsze tłumaczę młodym kolegom, by każde przedstawienie śpiewali tak, by było lepiej niż na premierze, bo nie wiadomo, kto jest na widowni. Może być ktoś, komu zależy na tym, abyśmy się rozwijali i zrobili karierę nie tylko na własnym podwórku.

Czym się różni duch basa od ducha tenora?

- Bas to naturalny głos męski, a tenor to głos nienaturalny i trzeba go sztucznie podnieść. Mężczyzna mówi z reguły niby-barytonem, a dźwięk tenorowy musi spreparować. Tenor to głos najtrudniejszy do wyszkolenia.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji