Artykuły

Chochoł wstał

"Szewcy u bram" w reż. Jana Klaty w TR Warszawa. Pisze Anna R. Burzyńska w Tygodniku Powszechnym.

W "Szewcach u bram" Pankracym i Henrykiem naszych czasów toczącymi spór o pryncypia i zażartą walkę są Sajetan Tempe i prokurator Scurvy. Ten pierwszy mówi Slavojem Ziżkiem, ten drugi ucharakteryzowany jest na Zbigniewa Ziobrę...

Pomysł przedstawienia rewolucji jako teatru nie jest nowy. Jednak inspirujące chociażby "Nie-Boską komedię" Krasińskiego Heglowskie teorie tragedii i biegu dziejów zdewaluowały się zaskakująco szybko. Witkacy ukazał to wyraziście w swoich historiozoficznych groteskach; Klata idzie w dekonstrukcyjnych zapędach jeszcze dalej. Do kresu teatralnej wytrzymałości.

Początek spektaklu bardzo rozczarowuje - wydaje się, że zamiast zaprezentować publiczności prawdziwy (czyli zapraszający do dyskusji) teatr polityczny, reżyser wraz ze współpracującym przy adaptacji tekstu Sławomirem Sierakowskim poszli na przysłowiową łatwiznę i przygotowali skłaniający jedynie do wspólnego rechotania polityczny kabaret nie najwyższych lotów, gdzie w roli Kmiotków Narodowych wystąpiąKononowicz, Beger, czarnoskóry sportowiec-kosynier oraz Doda (co prawda w muskularnym ciele Eryka Lubosa) jako Dziwka Bosa. Ucharakteryzowanie prokuratora Scurvy'ego na Zbigniewa Ziobrę także wydaje się zrazu pomysłem tyleż śmiesznym i - w celności obserwacji - bezczelnie trafnym, co dosyć prostackim. Klatajednak bardzo skutecznie myli tropy.

Reżyser zwodzi widza pozornie łatwymi do rozszyfrowania i zinterpretowania zabiegami. Gdy w pierwszej scenie widzimy dwóch Czeladników (Lech Łotocki, Jan Drawnel) i Sąjetana Tempe (bardzo dobry Janusz Chabior) przesuwających palety w przestrzeni jednoznacznie kojarzącej się z działem RTV któregoś z supermarketów (ogromna ściana ekranów, przez które przelewa się telewizyjny chłam: reklamy, seriale, teleturnieje) i równocześnie rozprawiających Witkacowskim zlepkiem naukowych terminów i niby-gwary o "tragedii dosytu", wydaje się, że oto czeka nas po prostu antykapitalistyczna i antykonsumpcyjna agitka.

Już jednak sposób prowadzenia dialogów - a właściwie skomponowania w nową całość powyrywanych z kontekstu, poszatkowanych ułamków kwestii - sugeruje, że nie chodzi tu o satyrę na polską rzeczywistość, gdzie politycy są idiotami i przestępcami, naród grzeszy naiwnością, a pracy albo nie ma, albo staje się ogłupiającą udręką poniżej ambicji i możliwości. Kwestie Czeladników powtarzają się w nieskończoność, spektakl grzęźnie raz po raz w irytujących repetycjach (nie tylko w scenie tortur, gdzie aktorów i publiczność katuje się powtarzaną wielokrotnie sekwencją z przedwojennego filmu, ukazującą rozśpiewanych szewców przy pracy) czy rozwlekaniu scen ponad miarę, traci rytm i kształt. To świat, który stanął w miejscu. Historia zacięła się jak stara płyta, która uporczywie przeskakuje na zdarty rewolucyjny hymn, nigdy jednak nie pozwalając mu w pełni wybrzmieć.

Sierakowski zdaje się sugerować, że Witkacowski mechanizm przemian: kapitalizm-anarchia-faszyzm-komunizm-kapitalizm -jest już dziś nieaktualny; świat znalazł się w epoce końca idei - nawet Hiperrobociarz zamiast aktu terrorystycznego ma do zaoferowania jedynie rzut tortem w Scurvy'ego, a sala tortur stała się salą śmiechu. Klata pokazuje jednak, że w Polsce głód idei wciąż jest żywy. Co niekoniecznie przynosi dobre skutki: jest głód, ale idei jak na lekarstwo. "Idejki" ścierają się ze sobą, ale trudno je brać poważnie - podobnie jak skompromitowaną ideę "Solidarności", o której przypominają projekcje ukazujące Lecha Wałęsę (Klata powraca w ten sposób do tematu poruszonego w "Hamlecie" zrealizowanym w Stoczni Gdańskiej). Co jakiś czas budzi się chochoł - upiór nacjonalizmu. Jego trzeba już traktować poważnie.

W "Szewcach u bram" Pankracym i Henrykiem naszych czasów toczącymi spór o pryncypia i zarazem zażartą walkę są Sajetan Tempe i prokurator Scurvy. Ten pierwszy mówi Slavojem Ziżkiem, postępuje bardzo serio i takteżjeslwdużej mierze grany. Working Class Hero: cierpi za miliony, pragnie zmieniać świat na lepsze. Głosi, że tylko zaprzestanie konsumpcji i marzeń o nieustannym podnoszeniu stopy życiowej może dać człowiekowi szczęście.

Całkiem inaczej budowana jest rola Scurvyłego. Piotr Głowacki konstruuje karykaturalną postać głoszącego ideały prawa i sprawiedliwości, a w głębi ducha chorego na żądzę władzy sadysty i paranoika, który wszędzie węszy podsłuch, z rozkoszą organizuje przesłuchania, śledztwa, weryfikacje teczek oraz pokazowe egzekucje, by tłuszcza mogła zobaczyć, jak ginie "ostatni oligarcha". W ten sposób odreagowuje swoje kompleksy społeczne i erotyczne (szczególnie silnie ujawniające się w relacji z księżną lriną). Jednak gdy wsłuchać się w jego słowa, niektóre argumenty tego groteskowego człowieczka wydająsię całkiem sensowne. Na przykład taki, że bez rywalizacji i pragnienia dóbr nie byłoby rozwoju społecznego ani luksusu, jakim jest kultura...

Z kulturą jednak też jest kłopot, gdyż znalazła się w równie dwuznacznej pozycji, co byli szewcy. Klata jak zwykle błyskotliwie posługuje się cytatami z popkultury, zestawiając ze sobą to, co w niej ważne i sensotwórcze, z tym, co jest kiczem, łatwizną, głupotą. Ckliwe "Wind of Change" grupy Scorpions jako komentarz brzmi ironicznie, ale już "London Calling" The Clash - przejmująco.

Idealnym produktem ery dostępu do kilkuset kanałów telewizyjnych jest księżna Inna (zachwycająco przerysowana rola Ewy Kasprzyk), kusząca z ekranów tandetnym erotyzmem i tanim glamourem. Jej kolejne wcielenia - od "śpiewającej z gwiazdami" celebrytki aż po oskarżoną przed komisją śledczą, które to przesłuchanie szybko zmienia się w wyuzdanągrę ze Scurvym (ze świetną parodią słynnej sceny z "Nagiego instynktu") - to wcielenie pragnień bohaterów, a zarazem celny, ostry kontrapunkt dla "ideowości" męskich bohaterów.

Scurvy mówi: "Przeszłość i Przyszłość! Po Epoce Wielkich Niepokojów oba te kierunki stały się nielegalne. Za każdą próbę powtórki starych tragedii zapłacisz farsą, publicznym męczeństwem na pluszowym krzyżu". Wydaje się, że w tym świecie (i w tym spektaklu) nie jest już możliwe żadne serio i żadna zmiana -jedynie zapętlone "teraz", męczący brak rozwoju zdarzeń i dramatycznej akcji (Witkacowska "nuda coraz gorsza"), irytująco łatwe, doraźne aluzje i nawiązania do obrzydliwej polskiej teraźniejszości politycznej, pusta retoryka i ogólna niemożność działania. A jednak zaskakujący finał, w którym miast zapowiadanej rewolucji i "szewców u bram" w ciemności pojawia się płonąca kukła-chochoł, któremu przygląda się śmiertelnie zmęczony Sajetan, przeraża. Co to oznacza, że chochoł narodowy wstał? Na pewno nic dobrego...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji