Artykuły

Nie godzi się?

"Wyścig spermy" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze Na Woli w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Wartością sztuki Macieja Kowalewskiego nie jest prowokacyjne odczytanie nauk Jana Pawła II ani parodia reality show, ale szczere postawienie pytania o odpowiedzialność za dawane życie.

Czy scena Tadeusza Łomnickiego to dobre miejsce na reality show? Na inspirowany autentycznymi niemieckimi i brytyjskimi programami "Wyścig spermy"? Czy godzi się, by plemnik niemieckiego Żyda, amerykańskiego islamisty czy francuskiego geja buddysty roztrącały się witkami na tej samej scenie, po której mistrz przechadzał się jako Salieri ("Amadeusz", reż Roman Polański), Goya ("Gdy rozum śpi" reż. Andrzej Wajda), Burak ("Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" reż. Kazimierz Kutz)? Problem z gatunku "nie godzi się" miałby sens, gdyby przez ostatnie lata tradycji Łomnickiego nie kompromitował przegląd "Komedie lata" i repertuar lekturowo-recitalowy.

Nowy dyrektor Maciej Kowalewski daje sygnały, że do ideałów mistrza pragnie powrócić, czego świadectwem może być choćby ogłoszenie konkursu na wideoinstalację o Łomnickim: "Aktor na zawsze. Tradycja w opakowaniu nowoczesności". Na ile to szczery gest, a na ile wykalkulowana próba zabezpieczenia się przed atakami? Sądząc po pierwszym autorskim przedstawieniu dyrektora, deklarowany szacunek do przeszłości nie kłóci się dla niego z formułowaniem ostrych wypowiedzi o świecie współczesnym. Nie dotykamy tego, co było, mówimy o świecie tu i teraz. A wedle Kowalewskiego życie "tu i teraz" oznacza brak szacunku do życia, brak czasu na prokreację i podporządkowanie całej swojej aktywności formule wyścigu (czy to szczurów, czy spermy) i teleturnieju.

Prowadząca Grażyna Ropa (Elżbieta Jarosik) po wyszeptaniu pierwszych pięciu przykazań przepytuje więc widzów, czy kiedykolwiek dali lub odebrali życie. Przedstawia też uczestników wyścigu (którego główna nagroda to dziecko!), sześciu mężczyzn o korzeniach znacznie bardziej skomplikowanych niż chińscy Żydzi i brytyjscy muzułmanie z książek Zadie Smith. Autor poważnie się nagimnastykował, by stworzyć kombinacje jak najbardziej absurdalne i zmusić aktorów, by wypowiadali się w ojczystych językach bohaterów (od hebrajskiego po mandaryński). Pierwszoplanową postacią staje się w tych prezentacjach Jan Paweł II, prezentowany jako niestrudzony orędownik "poczynania"... bez względu na konsekwencje.

Nużąca, oparta na jednym pomyśle część teleturniejowa kończy się, gdy na sceną wkraczają plemniki uczestników konkursu. Zanim dotrą do podstarzałej Komórki jajowej (Jarosik), odbędą długą dyskusje na temat materiału genetycznego, jaki przenoszą. To najbardziej udany fragment sztuki, bez którego byłaby ona "Testosteronem" w wersji multi-kulti. W konwencji lekkiej, męskiej rozmowy padają tam pytania o odpowiedzialność za dawane życie i sens konfliktów religijnych. Rozmnażanie jawi się tu jako multiplikowanie zagłady, a wszystkie religie warte tyle co Kościół Latającego Potwora Spaghetti.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji