Artykuły

Czy Chopin pomoże w 2016 roku?

W staraniach Warszawy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury muzyka może odegrać znaczącą rolę. Wygląda na to, że taka myśl zaczyna już świtać w głowach urzędników ratusza - pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Warszawa ma potencjał muzyczny, ale trzeba wiele zmienić, aby móc go wykorzystać. Bo czy do miana Europejskiej Stolicy Kultury może aspirować dwumilionowe miasto w średniej wielkości europejskim państwie, w którym nie ma jeszcze nowoczesnej wielotysięcznej sali koncertowej z bezbłędną akustyką? Bo przecież nie jest nią ani Studio Koncertowe Polskiego Radia (świetne warunki akustyczne, ale tylko kilkaset miejsc), ani Filharmonia Narodowa (1200 miejsc, ale nie najlepsza akustyka i skromne zaplecze), ani Teatr Wielki (fatalna akustyka). Lata świetlne dzielą Warszawę np. od Budapesztu, w którym otwarto niedawno ultranowoczesny Palace of Arts z salą koncertową budzącą podziw fachowców z bogatego Zachodu. Ale i na tle kraju Warszawa nie wypada najlepiej. Najlepsza sala koncertowa w Polsce znajduje się nie w stolicy, ale w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy.

Warszawę omija boom inwestycyjny w kulturze. Wybuchł w ostatnich latach, gdy samorządy zrozumiały, że kultura to świetna inwestycja. Np. w Gdańsku ukończono właśnie budowę Centrum Muzyczno-Kongresowego. W XIX-wiecznych budynkach elektrowni na wyspie Ołowianka znalazła siedzibę Państwowa Filharmonia Bałtycka, której sercem jest wzorowana na Filharmonii Berlińskiej sala koncertowa z amfiteatralnym układem miejsc. A w Białymstoku trwa budowa Opery Podlaskiej, która ma stać się częścią Europejskiego Centrum Muzyki i Sztuki. Tymczasem u nas sala koncertowa z prawdziwego zdarzenia jest nadal jedynie tematem nieśmiałych rozmów i sugestii.

Warszawa potrzebuje wizytówki, emblematu, dzięki któremu budziłaby jakiekolwiek skojarzenia na świecie i przyciągała turystów. Możliwości są - to właśnie w tym mieście pierwszych dwadzieścia lat swojego życia spędził Fryderyk Chopin. Wielki kompozytor to ciągle nasz wielki kapitał. Ale Polska nie umie tego wykorzystać. Właśnie okazało się, że w budżecie państwa na 2008 rok pominięto inwestycje związane z organizacją przypadającej w 2010 r. 200. rocznicy urodzin Chopina. Nie przyznano pieniędzy m.in. na nowo zaprojektowane muzeum jego imienia w Zamku Ostrogskich na Tamce. Jedyna nadzieja w tym, że nowy rząd przyjmie autopoprawkę do budżetu na 2008 roku, która uzwględni tą inwestycję.

Trzeci problem, który oddala nas od upragnionego tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, to Opera Narodowa. Jej sytuacja jest w tej chwili dramatyczna. Już w drugim miesiącu nowego sezonu odwołuje się tam premiery, przedstawienia i koncerty. Instytucja ta w dobie rozkwitu opery na świecie mogłaby być poważnym atutem Warszawy. Ale na skutek nieodpowiedzialnej decyzji ministra kultury Kazimierza Ujazdowskiego o desygnowaniu na dyrektora naczelnego Janusza Pietkiewicza przestała się liczyć nawet w kraju. Jest za to miejscem kultywowania źle pojętego tradycjonalizmu sprowadzającego się do prymitywnej cepeliady. Brak kontaktu z tym, co aktualnie dzieje się w teatrze operowym na świecie, skazuje Teatr Wielki na tragiczną marginalizację. Przełom w tej sprawie zależy od Ministerstwa Kultury, a nie od władz miasta, bo to resort decyduje o obsadzeniu fotela dyrektorskiego w Operze. Ale może to być przedmiotem dyskusji pomiędzy decydentami. Konieczna jest reforma, o której mówi się od 18 lat, dyrektor wizjoner z międzynarodowymi kontaktami oraz sprawny, a nie tylko malowany menedżer.

Atutem Warszawy są liczne festiwale. Największy z nich - Festiwal Beethovenowski kreowany przez Elżbietę Penderecką - dobrze reklamuje Warszawę na świecie, m.in. na MIDEM Classic w Cannes czy w internetowych serwisach turystycznych i kulturalnych. Warszawa może się pochwalić najstarszym w naszej części Europy festiwalem muzyki współczesnej Warszawska Jesień. Międzynarodowa publiczność przybywa do stolicy na odbywający się w lecie znakomity festiwal "Chopin i jego Europa", a Festiwal Mozartowski nadal cieszy się sporym powodzeniem. Tych kilka ważnych imprez nie zrobi jednak z Warszawy ośrodka muzycznego Europy.

Coś się zmienia w postawie urzędników miejskich wobec muzyki. Dewizą stołecznego biura kultury stały się najwyraźniej słowa Adama Leszkiewicza, sekretarza ratusza: "Cokolwiek będziemy robić w warszawskiej kulturze, będziemy myśleć o roku 2016". Na salę koncertową się nie zanosi, ale widać przełom w innych kwestiach. Jeśli będzie jakaś korzyść ze starań miasta o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, to właśnie to, że niektóre sprawy ulegną przyśpieszeniu.

Muzyka może być jednym z argumentów za przyznaniem stolicy upragnionego tytułu. Dobrze, że władze miasta to zrozumiały i chcą wyjść poza szumne deklaracje. Chcą partycypować w kosztach budowy Muzeum Fryderyka Chopina na Tamce. Doceniły siłę promocyjną Warszawskiej Jesieni, choć nie widzą jeszcze sensu utworzenia w Warszawie ośrodka badawczego nowej muzyki na wzór paryskiego IRCAM-u. Dostrzegły też nareszcie wartość, jaką stanowi Sinfonia Varsovia, jedna z najlepszych polskich orkiestr o międzynarodowym uznaniu. Z Warszawą w nazwie, ale od 25 lat bez stałej siedziby w tym mieście. Wygląda na to, że Marek Kraszewski, dyrektor biura kultury w ratuszu, wyjdzie poza obietnice i zmieni ten kompromitujący stan rzeczy. Na jego wniosek rada miasta zdecydowała, że od stycznia 2008 r. Sinfonia Varsovia będzie samodzielną jednostką kultury podległą miastu. Trwają starania o to, by dyrektorem muzycznym orkiestry został jeden z największych dyrygentów Marc Minkowski. Wszystko to brzmi imponująco.

Oby tylko nie stało się tak jak ze Stadionem Narodowym - najpierw radość, a potem wstyd i niesmak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji