Artykuły

Lekcja anatomii doktora Celińskiego

"Homlet" w reż. Andrzeja Celińskiego w Teatrze Korez w Katowicach. Pisze Solina Pacholik w serwisie Teatr dla Was.

Dramat twórcy zagubionego w cieniu strukturalnej nieprzejrzystości jako kategorii substancjalnej. Szpieg Fortynbrasa po kuracji hormonalnej. Ascendent w wydziale kultury. Marchewka na pokładzie wśród szalejącego sztormu. Rozwijająca się Polska - wielkim placem budowy. Majaczący na horyzoncie Elsynor...

Wielu pasjonatom sceny to, co nań nigdy nie wystarczało. Bardziej, niż ona sama pociągały ich kulisy, bardziej niż premiera - próby, bardziej niż występ aktorów - ich osobiste utarczki. Trudno się dziwić, że w dobie powszechnego wścibstwa i dyletantyzmu nawet widzom teatralnym, uchodzącym wciąż za kulturalną elitę (o sancta simplicitas!), udzieliło się zainteresowanie tym, co dzieje się w teatrze przed podniesieniem kurtyny. Ekscytację oczekiwania na nieznane, zastąpiła frustracja wywołana niewiedzą. Nienasycony widz zamiast zastygać z wrażenia na widok sztuczek magicznych począł się domagać od iluzjonisty ich demaskacji.

Teatr uczący się reguł gry rynkowej musiał zgiąć kark przed sprzężeniem zwrotnym podaży i popytu. Skutkiem tego jak grzyby po deszczu na afiszach teatralnych pojawiać się zaczęły przedstawienia autotematyczne, a przed kasami tabuny widzów zwabionych obietnicą wtajemniczenia. I jakiejże to nagiej prawdy zazdrośnie strzec miały godziny zamknięcia teatru, ogłoszenia "w próbach", specjalne wejścia i garderoby? Ot, kilku kłótni, paru romansów, garści animozji, szczypty rozpasania i licznych hulanek. Tak to artyści zagrali na nosie widzowi, który zgłębić chciał, jak się teatr robi!

Imperium kontratakuje

Wtedy spośród błahych komedyjek na sceniczną niepodległość wybił się "Homlet" w reżyserii swojego autora Andrzeja Celińskiego. I myli się, kto spodziewa się po nim wyważania otwartych drzwi. "Homlet" katowickiego Teatru Korez, autotematyczny, postmodernistyczny spektakl oniryczny to nie fałszywa błazenada, ale operacja na otwartym sercu teatru. Andrzej Celiński po dokonaniu wnikliwej analizy historii choroby pacjenta postawił trafną i jedynie słuszną diagnozę. Trzeba otwierać! W doborowej asyście, z chirurgiczną precyzją odsłania najgłębsze tkanki i tnie... koszta.

"Homlet" jest swoistą tromtadracją artystów. Pozwala poznać teatralny żywot od podszewki, zagubić się w gąszczu nieprzejrzystości. Podczas żadnego innego spektaklu widz nie ma szansy zagłębić się w estetycznej substancji samotności, doświadczyć wstrząsu estetycznego, przeżyć interpretacyjnej rewolucji i popróbować boskiego nektaru piękna i harmonii w takim stopniu. Genialny tekst Andrzeja Celińskiego przesiąknięty aluzjami stanowi także sprawdzian wiedzy o teatrze, którym niejednemu widzowi może utrzeć dumnie zadartego nosa.

Tym niemniej sztuka nie traktuje jedynie o tym, co górne i durne. Wszak teatr boryka się z mnóstwem zupełnie przyziemnych problemów. Tych bolączek dotyczy właściwy trzon spektaklu - rozmowa Dyrektora i Reżysera. I tu widz przekonuje się, jak wiele trudu kosztuje wyprodukowanie przedstawienia teatralnego. Bo to i o zgodność interpretacyjną trudno, potencjalna obsada nie charakteryzuje się odpowiednim ascendentem, dotacji jak na złość brak, a ewentualny sponsor jest producentem odkurzaczy. Ambicje i wizje zderzają się z twardą rzeczywistością i roztrzaskują w pył. Bolesne kompromisy sprawiają, że spiżowy pomnik twórcy niszczeje w oczach.

Przymiarki do wystawienia "Homleta" są przede wszystkim tłem dla konfrontacji osobowości artystycznych. Osią sztuki jest zacięty intelektualny pojedynek między Reżyserem i Dyrektorem - wyśmienite kreacje aktorskie. Tairow zacierałby ręce z zadowolenia! Gwałtowne starcie młody twórca - idealista, zelant sztuki ze skłonnością do grandilokwencji, wywodzący swą proweniencję od Grotowskiego, Kantora i Swinarskiego, przeistaczający się w rycerza Jedi (w tej roli Dariusz "Stachanowicz" Stach) kontra antreprener z krwi i kości, czupurny urzędnik - zarządca, hołdujący swojej abominacji dla twórczych eksperymentów, uzbrojony po zęby w idiosynkrazje wobec zapału młodych twórców, obciążony serwitutem zakurzonych ambicji i aspiracji artystycznych, pożądający nade wszystko zaszczytów i dotacji (Mirosław "Dyrektorowicz" Neinert). Na scenie Korezu dochodzi do eskalacji nierozstrzygniętego odwiecznego konfliktu między scaenicus furor artificiosus a przytomnym konformizmem.

"Homlet" w wykonaniu Teatru Korez to prawdziwy majstersztyk, spektakl - orkiestra, wielofunkcyjne i polistrukturalne studium anatomii teatru. Pobudza wyobraźnię, wprawia w osłupienie drzemiące czasem w najlepsze na teatralnej widowni szare komórki, a przede wszystkim doskonale bawi. Z dużym przymrużeniem oka odwołuje się do kwestii metafizycznych, historycznych i organizacyjnych związanych z teatrem. Szermuje doskonałym dowcipem, operuje żywym, twórczym, dynamicznym językiem. Stanowi przeżycie, które trudno zamknąć w słowie "spektakl". Bardziej przypomina konwentykiel, niepoprzedzenie którego duchową ablucją byłoby świętokradztwem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji