Artykuły

Jak wyzwoleni?

"Wyzwolenie-Próby" w reż. Adama Wojtyszki, Weroniki Szczawińskiej, Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski na stronie Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych aict.art.pl.

Sypnęło Wyspiański w roku jego. Tym razem w stołecznym Polskim studenci reżyserii (Adam Wojtyszko, Weronika Szczawińska, Wawrzyniec Kostrzewski) pod opieką Jarosława Kiliana mierzą się z "Wyzwoleniem".

Łatwo byłoby ich obwinić o grzech zaniechania: oto bezradni wobec dzieła geniusza teatru, czmychają od tekstu i tradycji inscenizacyjnej idąc w stronę postmodernistycznych przekształceń - najdalej zresztą idzie Kostrzewski, sztukując obficie Wyspiańskiego Norwidem, Szekspirem, Słowackim, a nawet... Stanem Borysem (piosnka "Jaskółka uwięziona"). Słowem ćwiczenie z Wyspiańskiego pod znakiem dramatycznej nieprzystawalności, obcości naszym czasom. Ale paradoksalnie taki punkt wyjścia okazuje się zbawienny. Dlaczego? Wszak "Wyzwolenie" toczy się w teatrze, tak zamierzył Wyspiański. I oto młodzi artyści wybebeszają scenę. Likwidując kulisy, horyzonty, kurtyny, nawet ukazując kieszenie boczne, sznurownie i zascenie, rozbudowując proscenium, uruchamiając scenę obrotową, ukazują naturalne piękno teatru. Odpowiednim oświetlenie przekształcają sznurownie w boczne nawy kościelne i tak wielka, jednak z najpiękniejszych w Polsce scen gra sama siebie, staje się świątynią sztuki na wyciągniecie ręki. I co ciekawe nie traci nic ze swego monumentalizmu i sacrum. Jest tak, bo jest, bo ta niebezpieczna scena, która już niejednego pokonała, ma swój uwodzicielski magnetyzm, który opowiadają Wyspiańskim młodzi, zmagając się z tekstem, z polskimi niemożnościami, gadulstwem i zniewoleniem (często sobie samemu narzucanym). I tak nagle spod warstwy wewnętrznego poszukiwania i sporu z tekstem wystaje niepokój o przyszłość, niezgoda na skłamany świat, który sami sobie budujemy, ale i budują nam ci, którym się wydaje, że maja uprawnienia do narzucania swojej woli. Niedaleko stąd do polityki, do zgiełku wyborczego, do niebezpiecznych ksenofobicznych haseł. Spektakl zapewne nierówny, a jednak młodzieńczy i na przekór swej niedoskonałości pociągający, chwilami nieodparcie śmieszny (żarty z ułomności współczesnego teatru), ale i straszny. Dwadzieścia kroków wzdłuż i wszerz, a niepokój wzbudza jaskółczy, choć niekoniecznie z "Jaskółki" Borysa... Jak wyzwoleni będą młodzi reżyserzy, okaże ich przyszłość.

PS. Tradycja zbiorowych debiutów reżyserskich ma piękne karty. Jedną z nich jest wspólny debiut czwórki młodych, m.in. Zbigniewa Brzozy i Jarosława Kiliana, reżyserujących "Kartotekę" Tadeusza Różewicza pod opieką Tadeusza Łomnickiego (i z jego kreacją w roli Bohatera) w Teatrze Studio. Teraz z długu wdzięczności wobec Mistrza wypłaca się Kilian. Brawo!

Tekst opublikowany w trygodniku "Przegląd".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji