Klata przegrywa z rzeczywistością
"Szewcy u bram" w reż. Jana Klaty w TR Warszawa. Pisze Paulina Sygnatowicz w Życiu Warszawy.
Młody gniewny polskiego teatru Jan Klata rozlicza się z dwoma latami rządów PiS. Nie pokazuje jednak niczego, czego nie znalibyśmy z telewizyjnych wiadomości.
Klata, wraz ze Sławomirem Sierakowskim - redaktorem naczelnym "Krytyki Politycznej", śmiało poczyna sobie z oryginalnym tekstem Witkacego. Skraca, przestawia, dopisuje, tak aby dramat z lat 30. jak najbardziej przypominał naszą rzeczywistość.
W rezultacie otrzymujemy udramatyzowany raport z czasów rządów PiS. Spragniony władzy prokurator Skurvy to nikt inny jak minister Ziobro, Dziarscy Chłopcy do złudzenia przypominają funkcjonariuszy ABW, a tytułowi Szewcy to po prostu sfrustrowani niskimi zarobkami magazynierzy w jednym z hipermarketów.
Cały spektakl okazuje się przeintelektualizowanym starciem dwóch światopoglądów - Scurvy'ego (znakomity Piotr Głowacki) i Sajetana Tempe (Janusz Chabior). Ten pierwszy reprezentuje władzę, drugi - prosty lud. Obaj przerzucają się odpowiedzialnością za losy kraju, a jedyny morał, który z tego płynie, jest taki, że najwyraźniej my - Polacy - nie dorośliśmy jeszcze do rządzenia.
Prawdziwą, i niestety jedyną, perełką spektaklu jest pokazująca się w ostatnich piętnastu minutach niezwykle ponętna Ewa Kasprzyk. Scena przesłuchania Iriny przez komisję śledczą, której przewodzi minister - prokurator Scurvy - to prawdziwy popis tej dwójki aktorów. Żeby jednak się nią delektować, trzeba najpierw przebrnąć przez nieciekawą powtórkę z rozrywki, czyli skróconą wersję najbardziej popisowych numerów PiS. A to niełatwe zadanie.