Artykuły

Kolejna contra wojnie!

"Motortown" w reż. Grażyny Kani z Teatru Polskiego w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Anita Nowak w serwisie Teatr Dla Was.

Nowy sezon artystyczny w Bydgoszczy zainaugurowano inscenizacją sztuki jednego z ciekawszych brytyjskich dramaturgów młodego pokolenia Simona Stephensa "Motortown". Spektaklem tym otwarto jednocześnie kolejną edycję Festiwalu Prapremier i projekt artystyczny prowadzony pod hasłem "Terroryzm: więźniowie rozpaczy". Dramat opowiada o spustoszeniach, jakie w psychice ludzkiej powoduje wojna. Nawet jeśli można by uznać, że jest to wojna wiedziona w słusznej sprawie. Bohaterem jest bowiem żołnierz powracający z BASRY. Sztuka, choć zgrabnie skonstruowana, treścią niewiele wnosi nowego do tego, co o skutkach wojny powiedziano już wcześniej. Tyle, że nowe są realia.

Znacznie bardziej od samego dramatu Simona Stephensa zachwyciła mnie jego sceniczna realizacja. Reżyser przedstawienia, Grażyna Kania, z niezwykłą precyzją zadbała nie tylko o zwartą rytmiczną konstrukcję przedstawienia, ale też znakomicie przygotowała z wykonawcami poszczególne role. Postaci są perfekcyjnie zakomponowane od pierwszej do ostatniej kwestii. Posiada odrębną wewnętrzną dramaturgię. Oglądamy na scenie plejadę ciekawych, bardzo zindywidualizowanych sylwetek, które powoli odsłaniają przed nami swoje osobiste dramaty.

Choć rzecz opowiada o ludzkiej tragedii, nie brak tu specyficznego, trochę czarnego humoru, jak np. odwoływanie się Daniego w czasie swego monologu do zgwałconej i zamordowanej przez siebie przed chwilą nastolatki Marley.

Przedstawienie składa się z wielu niezależnych scen, połączonych postacią głównego bohatera. Odtwarzający postać Danniego Marek Tynda ma najtrudniejsze zadanie. Przez dwie godziny, na zupełnie pustej scenie, musi skupiać na sobie uwagę widzów. I znakomicie mu się to udaje. Napięcie wewnętrzne postaci ze sceny na scenę narasta. Wywołana uczestnictwem w wojnie destrukcja jego osobowości staje się coraz bardziej widoczna i przerażająca. Pięknie rozwijająca się rola i prowadzona stosunkowo delikatnymi środkami, powściągliwie. Ale nie byłoby jej oczywiście, gdyby nie postaci drugoplanowe.

Trochę komediowo zagrana przez Michała Marka Ubysza rola perwersyjnego dewianta, pedofila Paula. Czy groteskowo wręcz poprowadzona przez Artura Krajewskiego rola kalekiego brata Danny'ego - Lee.

No i wspaniała kreacja Beaty Bandurskiej jako Helen. Od delikatnie dwuznacznej na początku, po skrajnie wyuzdaną pod koniec.

Wiele w tym przedstawieniu mocnych, szokujących scen erotycznych, charakterystycznych dla naturalistycznego, bardzo ekspresyjnego współczesnego teatru niemieckiego, na którym uczyła się rzemiosła studiująca reżyserię w Berlinie Grażyna Kania.

Doskonale, że wszystko to, zgodnie zresztą z sugestią autora dramatu, rozgrywa się na tle białych ścian kojarzących się po trosze z miejscem, gdzie prowadzi się psychodramy, szpitalem psychiatrycznym, a po trosze z absolutnym spustoszeniem, jakie w ludzkiej psychice powoduje zawodowe zabijanie. Ciekawym symbolem na tej bieli jest krwawa plama na obiciu usytuowanego przed wejściem na widownię fotela. Znakomity to pomysł zaproszonej do współpracy angielskiej scenografki Miriam Benkner.

W sumie wstrząsające i piękne to przedstawienie, także formą doskonale protestujące przeciwko terroryzmowi, przemocy i wojnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji