Artykuły

Operetka nadal nie żyje

"Hrabina Marica" w reż. Daniela Kustosika w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Pitoluchów nie mieści się na mapie, lecz w duszach. Ale ma swój teatr. Jest nim łódzki Teatr Wielki.

"Hrabina Marica" jest wyrafinowaną okazją, by dwie i pół godziny podziwiać imponujący strop sali Teatru Wielkiego. Gdy scenę oświetlają różnobarwne reflektory, na monumentalnych betonowych kasetonach kładą się fascynujące cienie.

Lepiej nie opuszczać wzroku. Choć radosne kuplety Emmericha Kalmana przekonują "Ach, jedź do Varasdin", z trudem przychodzi powstrzymanie się od podróży do Rygi. Scenografka Anna Bobrowska-Ekiert zaprosiła do wspólnej zabawy wszystkie kolory na raz, z tyłu zaaranżowała leśną pieczarę z pasków bibuły, z przodu - biblioteczkę z książek o złotych grzbietach, a pod sufitem zawiesiła kule sztucznych róż. W oazie słodyczy reżyser Daniel Kustosik kazał śpiewakom w rolach księżnych, hrabin i baronów brzdąkać na białym fortepianie Beethovenowskie "Dla Elizy" i pląsać cygańskie tańce (by odwrócić uwagę od żenującej gry aktorskiej).

Lepiej szybko zatopić się w lekturze programu, który - co jest tradycją Teatru Wielkiego - dostarcza przyjemności obcowania ze starociami. Obok streszczenia sprzed lat 30 znalazł się tam esej Pawła Beylina z 1971 r. o mistyfikacji operetki, która daje "poczucie obcowania z prawdziwą sztuką, nie zmuszając zarazem widza do wysiłku intelektualnego i artystycznego [...]. Operetka jest więc jak gdyby quasi-sztuką, o wszystkich pozorach sztuki". Niespodzianka! Operetka nie żyła w 1971 r. i nadal nie żyje!

Przedrukowanie takiej opinii świadczy o tym, że "Hrabina Marica" trafiła na scenę Wielkiego, by teatr cynicznie zarobił. Choć zarabiać nie musi - jest instytucją dotowaną z publicznych pieniędzy. Ale "Hrabina Marica" będzie przez lata szła kompletami dla pitoluchowian, płacących za bilety i szczęśliwych, że obcują ze sztuką.

Argument, że "Hrabina Marica" podoba się publiczności, to czysta demagogia. Ogrom zwolenników mają także zapasy w kisielu. Może gdyby je tak urządzić w Wielkim, a nad taflą puddingu zawiesić na filigranowej huśtaweczce Grażynę Brodzińską, śpiewającą uwielbianą przez wszystkich "Arię ze śmiechem", to wpływy z kasy byłyby jeszcze większe?

A może nie ubolewać nad brudem w bezpośrednim sąsiedztwie reprezentacyjnego gmachu opery, nad odrażającymi warzywniakami i straganami z bielizną. Przeciwnie, przenieść targowisko do foyer i pobierać myto za każdy sprzedany w przerwie kilogram buraków?

Łódzka opera, obchodząca w tym sezonie szacowne 40-lecie pod wodzą dyrektora artystycznego Kazimierza Kowalskiego, nie ma w repertuarze ani jednej opery, która powstałaby za jej istnienia. Ba! Nie ma żadnej opery, która powstałaby w ciągu ostatnich stu lat! Ma za to operetkę "Hrabina Marica". W prezencie dla pitoluchowian.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji