Artykuły

Wilcza chrapka i lux babka

"Czerwony Kapturek" w reż. Piotra Tomaszuka w Teatrze Lalek Guliwer w Warszawie. Pisze Jolanta Gajda-Zadworna w Życiu Warszawy.

Piotr Tomaszuk, artysta niepokorny i pewny swoich racji, znów postawił na swoim. W teatrze dla dzieci wystawił spektakl, który tylko udaje przedstawienie dla najmłodszych. W rokokowym salonie zbiera się grupka oryginałów. Znudzeni codziennością postanawiają zabawić się w teatr.

Wystawiają baśń o Czerwonym Kapturku, a ponieważ niemal wszyscy są dorośli i zaprawieni w dworskim flircie, doszukają się w tej historii aluzji, z których opowieść Charlesa Perraulta (lub braci Grimm - kwestii autorstwa wciąż nie rozstrzygnięto) w kolejnych wiekach i adaptacjach została oczyszczona.

Reżyser Piotr Tomaszuk przewrotnie wykorzystał tekst grzecznej adaptacji Jana Brzechwy, w wersji muzycznej - z interpretacjami Ireny Kwiatkowskiej, Barbary Krafftówny i Władysława Hańczy - wydanej w latach 70. i od tamtego czasu słuchanej nagminnie w przedszkolach, więc świetnie znanej dzieciom. W wersji Tomaszuka z trudem jednak rozpoznawalnej.

Na piosence, którą z Kapturkiem śpiewają widzowie: "Nie Mruczek, nie Burek, nie jeż, nie ptak, Czerwony Kapturek to ja, właśnie ja..." kończą się podobieństwa do bajeczki Brzechwy. W spektaklu Tomaszuka Wilk, stylizowany na wicehrabiego de Valmont, nuci: "Mam chrapkę na babkę", przemyśliwując, jak zaciągnąć do alkowy apetyczną damę i jej wnuczkę.

Reżyser często powtarza, że nie zadowala go proste przełożenie tekstu na scenę. Tym razem, uzasadniając z lekka perwersyjną interpretację tekstu, zdecydował się na pastisz barokowych oper. Zadanie karkołomne - na lalkowej scenie doprowadził do profesjonalnie wygranego, szczęśliwego finału. Co jednak na tym zyskał?

Jego spektakl przypomina otuloną w jedwabie i koronki, kunsztownie zdobioną bombonierę. Opakowanie, trzeba przyznać, robi wrażenie. Głęboki ukłon należy się autorce kostiumów i stylowej dekoracji Evie Farnkasovej. Na dworski dyg zasłużył też kompozytor Piotr Nazaruk, zgrabnie wpasowujący się w zadaną przez reżysera konwencję, przemycający motywy, które nawet nieosłuchanemu z operą widzowi kojarzą się z pasażami uznanych dzieł, np. "Czarodziejskiego fletu".

Także choreograf sprawił, że nie tylko w dopracowanych układach, ale w każdym geście, widać przerysowany charakter poszczególnych postaci. Największe uznanie należy się jednak aktorom. Wykonali gigantyczną pracę. Doskonale, z dystansem do siebie wpisali się w przerysowaną stylistykę, której - niestety - mali widzowie nie będą w stanie zrozumieć. A więc i docenić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji