Artykuły

Posadziłem mnóstwo drzew

- Zawsze bardziej od opery pociągały mnie piosenki, musical, ewentualnie operetka - rozmowa z MICHAŁEM MUSIOŁEM, artystą Gliwickiego Teatru Muzycznego

Regina Gowarzewska-Griessgraber: Mówi się, że prawdziwy mężczyzna musi spłodzić syna, zasadzić drzewo i wybudować dom. Tobie niedawno właśnie urodził się syn.

Michał Musioł: Nie wiem, czy w tym powiedzeniu chodzi o wielkie dęby, bo jeżeli mogą być mniejsze drzewa, to takimi już cały ogródek obsadziłem. O własnym domu właśnie zaczynamy myśleć. Może niekoniecznie będziemy go sami budować, ale na pewno będziemy musieli go wykończyć. Co do syna, to Kubuś urodził się 4 miesiące temu, ale ojcem jestem już ponad 4 lata, bo mam jeszcze córkę Nikolkę. Mamy cudowną parkę, a dzieci przepadają za sobą.

Mówisz "mamy", więc koniecznie trzeba przedstawić twoją żonę, Ewę.

- Poznaliśmy się w Sylwestra blisko 13 lat temu, w na katowickim Rynku. Biegałem przebrany za pajaca, dmąc w trąbkę. Kilka razy minęliśmy się w jakichś korowodach. Zobaczyłem cudowny błysk w jej oczach. Potem trafiłem na taką scenę: pijany, niesympatyczny gość próbował zatańczyć z fajną dziewczyną. Stanąłem w jej obronie, twierdząc, że ta pani jest ze mną. Małżeństwem jesteśmy od 6 lat.

Występujesz w Gliwickim Teatrze Muzycznym, dużo koncertujesz. Taka praca pochłania mnóstwo czasu. Czy Ewa potrafi zrozumieć twoje nienormalne godziny pracy?

- To, że reprezentujemy różne zawody jest wspaniałe. Ewa uczy języka włoskiego w szkole językowej. Na początku trudno było nam wszystko poukładać. Spektakle są wieczorami. Chcę się rozwijać w zawodzie, więc jeszcze sporo koncertuję. Żona jednak wie, że każdą wolną chwilę zawsze poświęcam rodzinie, bo to ona jest na pierwszym miejscu. Czy dzielicie obowiązki domowe pomiędzy siebie? Czasami myślę, że jeżeli nie spełniałbym się zawodowo na scenie, to mógłbym być... gosposiem. Lubię sprzątać, prasować. Uwielbiam zajmować się dziećmi. Oczywiście, o ile czas mi pozwala. Dobrze też radzę sobie w kuchni. Ostatnio najlepiej wychodzą mi makarony. Lubię wyszukiwać oryginalne przepisy. Moim kuchennym przebojem są też polędwiczki z różnymi dipami.

Jak to się stało, że rozpocząłeś studia w katowickiej Akademii Muzycznej na Wydziale Wokalno-Aktorskim?

- Najpierw wybierałem się na medycynę, ale potem uznałem że się nie nadaję. Postanowiłem zdawać do Akademii Muzycznej, bo stwierdziłem, że poza śpiewem niewiele potrafię. Siedziałem na schodach i ktoś mnie zapytał, czemu mam taką zdesperowaną minę. Powiedziałem, że jeżeli się nie dostanę, to z całą pewności dostanę się do wojska. A wolałbym akademię.

Wcześniej już śpiewałeś?

- O tak! Miałem 7 lat, gdy zacząłem chodzić na zajęcia chóru w katowickim Pałacu Młodzieży. Potem należałem do młodzieżowego zespołu muzycznego. Próbowałem też sił w średniej szkole muzycznej na śpiewie, ale trudno było to pogodzić z liceum ogólnokształcącym.

Po studiach rozpocząłeś pracę w Gliwickim Teatrze Muzycznym.

- Zawsze bardziej od opery pociągały mnie piosenki, musical, ewentualnie operetka. Bardzo się ucieszyłem, gdy po moim spektaklu dyplomowym podszedł do mnie Tomek Biernacki, dyrygent, kierownik muzyczny GTM. Spodobał mu się mój występ w musicalu "My Fair Lady". Potem, już na recital dyplomowy, przyprowadził dyrektora Pawła Gabarę, który zaproponował mi pracę.

W czym możemy cię oglądać i słuchać w Gliwicach?

- Prawie we wszystkim. W naszym teatrze trzeba być artystą uniwersalnym. Trzeba śpiewać operę, operetkę, musical i wykazywać się aktorsko w sztukach dramatycznych. Teraz pracujemy nad nowym musicalem. To rola-wyzwanie. Cieszę się, że jestem już ojcem, bo mogę doświadczenia życiowe przenieść na scenę. Będę grał polskiego Żyda, emigranta do USA za pracą. Wyjeżdża ze swoją 7-letnią córeczką. W ich życiu zdarza się wiele trudnych momentów. Będąc ojcem, łatwiej mi zrozumieć emocje. Premiera 23 listopada.

Jest takie określenie "amant operetkowy". Czy nim jesteś?

- Cóż... W spektaklu określa się mianem amanta tenora, który w całej zawiłej, operetkowej fabule jest ujmującą postacią, rozkochującą w sobie kobietę lub nawet dwie. Musi kochać tak prawdziwie, żeczęsto osoby na widowni myślą, że między parą scenicznych kochanków istnieje też prawdziwe uczucie w ich prywatnym życiu. Trudność kreowania takich postaci drzemie w tym, by umiejętnie rozgraniczyć życie od sceny.

Potrafisz?

- Bardzo się staram. Należy do takich ról mieć odpowiedni dystans. To nie jest łatwe, tym bardziej, jeśli chce się być na scenie naprawdę wiarygodnym. Nigdy jednak nie chciałbym być utożsamiany z rolami jednego typu, dlatego staram się, w miarę możliwości, grać różnorodne postaci. Każda rola wymaga odkrywania siebie na nowo.

***

Michał Musioł

Ukończył z wyróżnieniem katowicką Akademię Muzyczną pod kierunkiem prof. Jana Bal la rina w 2001 roku. W tym samym roku zadebiutował w partii hrabiego Zedlau w "Wiedeńskiej krwi" Johanna Straussa na deskach Gliwickiego Teatru Muzycznego, z którym do dziś jest związany. Od 2002 roku współpracuje także z Teatrem Muzycznym w Łodzi. W swoim repertuarze posiada główne partie tenorowe z najsłynniejszych operetek i musicali. Występuje na wielu prestiżowych scenach i estradach koncertowych w Polsce i za granicą, nagrywając również dla telewizji. Koncertuje z najznakomitszymi polskimi solistami i dyrygentami, na stałe współpracując z Grażyną Brodzińską i Maciejem Niesiołowskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji