Artykuły

Festiwal z "Medeą" w finale

V Międzynarodowy Festiwal Wyszehradzki we Wrocławiu podsumowuje Krzysztof Kucharski w Gazecie Wrocławskiej.

Koniec V Międzynarodowe Festiwalu Wyszehradzkiego odtrąbiono po premierze Wrocławskiego Teatru Lalek. Były wspaniałe spektakle, hołdy składane artyście wyjątkowemu, oklaski na stojąco, kuluarowe dyskusje, przedstawienia dobre i słabe. Zajmę się tą jego lepszą częścią.

Wydarzeniem największym była premiera "Medei" Eurypidesa, bardzo udanie przykrojonej na potrzeby monodramu przez Tomasza Mana, który też podpisał się jako reżyser. Przede wszystkim to najwspanialsza rola Jolanty Góralczyk w jej karierze. Gra sześć postaci i żadna z kwestii nie brzmi sztucznie, choć są oparte na dynamicznych dialogach. Te najważniejsze dla budowy postaci i tego przedstawienia to rozmowy Medei z Kreonem i Jazonem. Poza talentem i niezwykłą precyzją aktorki, wielkim walorem jest muzyka Marka Otwinowskiego i Igora Gawlikowskiego (obaj z Karbido), która buduje emocje i nastroje z taką samą siłą jak natężenie i tembr głosu Medei, toczy z nią dialog, walczy albo ją wspiera, prowokując do zaśpiewu i trafiających idealnie w ton melorecytacji. Spotkanie tej trójki i rezultat ich pracy jest czymś zupełnie wyjątkowym i porywającym. Wkomponował się w to wydarzenie Robert Baliński bardzo oszczędnym, prostym i także precyzyjnym operowaniem światłem podkreślającym mroczność dramatu i duszy dzieciobójczyni.

Drugim zdarzeniem, które intrygowało wrocławskich teatromanów, była zapowiadana oficjalna premiera "Śmiesznego staruszka" Tadeusza Różewicza w reżyserii Wiesława Hejny. Wychwalałem ten spektakl już na łamach gazety i dalej będę to robił z przyjemnością, bo to czystej wody maestria zbiorowej animacji. W oczach prof. Hejny widziałem wzruszenie, gdy po pięciu latach po raz pierwszy przekroczył progi tego teatru, którym kierował przez 20 lat.

Widzów oczarował swoją kameralnością spektakl Andreasa Lenarta z węgierskiego teatru Mikropodium. Jego twórca i animator na małym stoliku, maciupeńkimi lalkami opowiedział nam swoją, żartobliwą wersję stworzenia świata. Urok to miało wielki.

Kolejną frajdę sprawili festiwallowej publiczności aktorzy Białostockiego Teatru Lalek, którzy swój spektakl oparli na prozie Borgesa, Topora, Poego, zachwycając swoim poczuciem humoru i animacyjną pomysłowością.

Sztukę wrocławianki Anety Wróbel wystawiła w szczecińskiej "Pleciudze" sama Anna Augustynowicz, jedna z najważniejszych artystek polskiego teatru. Płaskie jak życie bohaterów lalki animowali sami mężczyźni. Oglądaliśmy ich w lustrze, które też portretowało widzów. Patrzyliśmy na swoje reakcje i kontrolowaliśmy mimikę, na co płaskie lalki nie miały szansy. Gogolowskie pytanie - "z czego się śmiejecie?" -wisiało w powietrzu. To był spektakl z najdłuższym tytułem: "Co się dzieje z modlitwami niegrzecznych dzieci" [na zdjęciu].

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji