Artykuły

Aktor to jest... wielkie byle co

- Seriale nie pozwalają aktorom przeżyć czegoś takiego jak porażka. Wokół sami geniusze, a przecież aktor to wielkie byle co. Aby uprawiać ten zawód trzeba zgadzać się na wszystkie jego skutki - mówi krakowski aktor JAN NOWICKI.

Przyjechał pan do Poznania, aby zadebiutować w filharmonii. Jaką rolę odgrywa Poznań w pana życiu?

- Jest bardzo ważny. Stąd pochodziła nieżyjąca już matka mojego syna Łukasza, Barbara Lerczakówna Janiszewska Sobotta. Była wybitną sprinterką. Z Poznania pochodzi także matka chrzestna Łukasza, Jarosława Jóźwiakowska-Bieda, wicemistrzyni olimpijska w skoku wzwyż w Rzymie. Mam więc związki prawie rodzinne.

A te artystyczne?

- Na stulecie Teatru Polskiego występowałem tu z "Nocą listopadową" Wyspiańskiego i "Procesem" Kafki. Miałem wtedy 41 stopni gorączki i lekarka powiedziała, że mogę występować tylko na własną odpowiedzialność. Grałem też w filmie Filipa Bajona "Poznań 56". Teatr, opera czy filharmonia to święte miejsca i wchodząc do nich czuję się trochę jakbym wchodził do kościoła. A czytać po raz pierwszy jakiś tekst to tak, jak kochać się po raz pierwszy.

Czy planuje pan nowe role?

- Zacząłem film pod roboczym tytułem "Lili" albo "Entree". Opowiada o starych aktorach. Kręcony jest w Skolimowie, gdzie znajduje się Dom Aktora Weterana. Przymierzam się do bycia jego pensjonariuszem. Jestem już stary, wkrótce skończę 68 lat. Z Anną Seniuk gram w serialu "Egzamin z życia". Z jazzmanami biorę udział w programach opartych na poezji księdza Jana Twardowskiego. Jeżdżąc po kościołach widzę, że ludzie otrzymują świetny produkt, a nie "Zgaduj-zgadulę". Wreszcie szukamy i szanujemy widza, a nie siedzimy i czekamy.

Polskie stacje telewizyjne emitują ponad 40 seriali. Jaki ma pan do nich stosunek?

- Biorę w nich udział, ale mnie nie rajcują Z jednej strony jest to zmora, ohyda. Nie oglądam seriali, ale one są. Ich minusy to totalnie głupi język, głupie charaktery, złe aktorstwo. Ale cieszą się, niestety, powodzeniem. Nie pozwalają one aktorom przeżyć czegoś takiego jak porażka. Wokół sami geniusze, a przecież aktor to wielkie byle co. Aby uprawiać ten zawód trzeba zgadzać się na wszystkie jego skutki. Plusy seriali są takie, że w przeciwieństwie do aktorów węgierskich, polscy aktorzy mają z czego żyć. Na Węgrzech nie ma sitcomów i seriali.

Ma pan jeszcze jedno zajęcie. Od 10 lat jest pan felietonistą.

- Mam trochę do powiedzenia. Żyjemy w czasach bylejakości, głupoty, dróg na skróty, reklam. Wielu bym przegonił ze sceny, bo nasza sztuka spsiała. Telewizją rządzą producenci proszków

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji