Artykuły

Hamlet z feministycznym akcentem

"Hamlet" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Magdalena Talik w serwisie Kultura online.

Teatr Nowy w Poznaniu zwrócił w Polsce uwagę swoją inscenizacją "Hamleta". Nie dlatego, że była tak odkrywcza, ale dlatego że w tytułowej roli reżyser obsadził kobietę. Ta innowacja niewiele pomogła, bo spektakl nie jest spójny i aktorsko pozostawia wiele do życzenia.

Podobno Hamlet to rola marzeń każdego aktora. Paulina Chruściel cieszyła się pewnie podwójnie, bo dodatkowo udało jej się przekroczyć granice własnej płci, by zagrać nie pogodzonego ze sobą i ze światem następcę tronu Danii. Problem w tym, że efekty jej pracy są nie do końca zadowalające i prowokują pytanie - dlaczego reżyser zdecydował się na kobietę, która usiłuje udawać mężczyznę ? Bo zastąpienie aktora aktorką zasadniczo nie wniosło niczego nowego do szekspirowskiego dramatu. Zwłaszcza że Chruściel (młoda wilczyca Teatru Nowego) zagrała Hamleta ze sporą dowolnością, niepotrzebną ironią, miotając się po scenie, często bez wyraźnego celu. Zabrakło dyscypliny, a reżyser Waldemar Śmigasiewicz najwyraźniej nie poprowadził aktorki, zostawiając ją samej sobie.

W przypadku artystki u progu kariery to poważny zarzut pod adresem realizatora. Ale poznańska inscenizacja ma więcej słabych punktów. Jest, niestety, bardzo tradycyjna, momentami szkolna. Wystarczy zobaczyć szekspirowskie ekranizacje Kennetha Branagha, by wiedzieć, że te słowa wciąż mogą wywoływać katharsis u widza. Nie zapominajmy, że Polacy mają także tę wyższość nad Anglikami, że korzystają na bieżąco z uwspółcześnianych tłumaczeń dramatów (w przypadku "Hamleta" - Macieja Słomczyńskiego) i nie muszą pracować na oryginalnym tekście. Dlaczego więc mimo tych udogodnień Witold Dębicki jako Klaudiusz sprawia wrażenie, jakby po prostu recytował swoją rolę (wieńcząc ją nieco groteskowym finałem), a Maria Rybarczyk (Gertruda) przywodzi na myśl pięknie ubraną lalkę, która nic nie myśli i niczego nie czuje.

Najlepiej wypada drugi plan aktorski, więc rewelacyjna młoda Gabriela Frycz. Jej Ofelia jest krucha, delikatna, nadwrażliwa. Scena szaleństwa to bodaj najciekawsza część spektaklu, kiedy Frycz z nieobecnym uśmiechem i wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń to wstając, to znów kładąc się, śpiewa ludowe piosenki. Dopiero wtedy dociera do nas siła oddziaływania szekspirowskiego dramatu. Bardzo dobry jest też Mariusz Puchalski, jako Poloniusz, ojciec Ofelii, wierny sługa i krytyk a zarazem błazen. Uwagę zwraca w końcu Aleksander Machalica, którego Horatio, powściągliwy i wyrozumiały jest jedynym oparciem dla ogarniętego szaleństwem Hamleta.

Maciej Preyer ograniczył scenografię do minimum, podobnie jest z kontemplacyjną muzyką Krzesimira Dębskiego. Szkoda tylko, że reżyser Waldemar Śmigasiewicz nie pokazał nic nowego, nie wstrząsnął widzem, nie pobudził do myślenia. Feministyczny akcent już nie wystarcza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji