Artykuły

Norymberga Glińskiej

"Norymberga" w reż. Agnieszki Glińskiej z Teatru Narodowego na I Europejskich Spotkaniach Teatralnych "Bliscy Nieznajomi" w Poznaniu. Pisze Magdalena Talik w serwisie Kulturaonline.pl.

"Norymberga" w reżyserii Agnieszki Glińskiej z warszawskiego Teatru Narodowego to bardzo ważny spektakl. O tym, że upadek systemu komunistycznego był tylko zabiegiem formalnym, bo mimo upływu lat metody działania bezpieki wciąż kładą cień na ludzkim życiu. Przedstawienie odniosło spory sukces na poznańskim festiwalu Bliscy Nieznajomi za sprawą świetnego tekstu Wojciecha Tomczyka i koncertowej gry aktorskiej.

Jesteśmy w jednym z warszawskich mieszkań. Jego lokator, emerytowany pułkownik kontrwywiadu PRL Stefan Kołodziej (doskonały Leon Charewicz) zgodził się udzielić dziennikarce Hannie (dobra Monika Krzywkowska) wywiadu dotyczącego afery z czasów komuny. Rozmowa nieoczekiwanie zamienia się we wzajemną grę, zwieńczoną wyznaniem pułkownika, że to on wykończył ojca kobiety. I pragnieniem, by zostać osądzonym za swoje czyny, jak niegdyś zbrodniarze w Norymberdze. Dziennikarka nie podejrzewa jeszcze, że pozorna skrucha to też element precyzyjnie obmyślonej gry.

Sztuka Tomczyka, choć swoją premierę miała w kwietniu 2006 roku na deskach Teatru Narodoweg, lepiej znana jest z dokonanej kilka miesięcy później inscenizacji Teatru Telewizji z Januszem Gajosem i Dominiką Ostałowską w rolach głównych. Wówczas reżyser Waldemar Krzystek pokazał rozliczenie z historią w bardzo dosłowny sposób, bo opowieść Kołodzieja ma tam charakter spowiedzi szatana, a dziennikarka staje się jego zakładnikiem i kolejną, po ojcu, ofiarą pułkownika.

Agnieszka Glińska zupełnie inaczej rozkłada akcenty w "Norymberdze" i kto wie, czy jej wizja nie jest bardziej prawdopodobną wersją zdarzeń. Były ubek nie jest tutaj postacią demoniczną w oczywisty sposób. To raczej nasz sąsiad, uprzejmy, jowialny, dający się lubić, który jednocześnie potrafił tłuc pałką do nieprzytomności, kiedy wymagał tego obowiązek. Dziennikarka nie jest zbolałą, załamaną kobietą, która dowiaduje się, że bohater jej artykułu jest też mordercą ojca i kontrolował całe jej życie. Przypomina współczesnych młodych, którzy nie lubią oglądać się wstecz, opłakiwać przeszłości. Wolą przeć do przodu, jeśli tylko pojawi się okazja, by móc się wybić. Dlatego kobieta przyjmuje amerykańskie stypendium, które załatwił dla niej pułkownik. Rozliczanie się z przeszłością niczego nie zmieni, a żyć trzeba dalej.

Bardzo ciekawa jest tu jeszcze ostatnia postać - żony Kołodzieja, która pojawia się dopiero w finale i informuje zdezorientowaną dziennikarkę, że mąż nie żyje. Maria Mamona gra ją asertywnie, nieco afektowanie, wyniośle, ale jej niepewny chód zdradza, że się waha, a może nawet boi. Bo śmierć pułkownika, którego "postrzelił" na polowaniu kolega, nie była przypadkowa. Zwłaszcza po tym jak przekazał Hannie tajne akta do publikacji.

W "Norymberdze" historia nie jest czarno-biała. Pułkownik, który z finezją wykańczał ludzi, potrafi być czułym ojcem i dziadkiem. Hanna zamiast go przekląć w imię honoru, korzysta z jego protekcji. Pułkownikowa w milczeniu znosi upokorzenie, choć na zewnątrz przypomina nobliwą damę. Nie wiadomo, czy jakiekolwiek rozliczenie za przeszłość wchodzi w rachubę. Może jest nim tylko rozpacz Hanny w ostatniej, zamykającej spektakl scenie. Hanny, która żyła w fikcyjnej rzeczywistości wykreowanej przez pułkownika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji