Artykuły

Ponadczasowa sielanka

"Ptasznik z Tyrolu" w reż. Andrzej Rozhina w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Pisze Dorota Gonet w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Teatr Muzyczny w Lublinie walczy o młodego widza. "Ptasznik z Tyrolu" jest kolejną propozycją skierowaną do środowiska akademickiego. Czy lubelscy studenci dadzą się uwieść operetce - czas pokaże, ale spektakl bawi wszystkich.

Akcja "Ptasznika z Tyrolu" rozgrywa się w sielankowym i, zdawałoby się, odległym świecie Palatynatu Nadreńskiego na początku XVIII wieku. Nic bardziej mylnego. To spektakl o nas i dla nas, dotyczący współczesnej rzeczywistości. Rzecz bowiem traktuje o korupcji.

Skorumpowani są wszyscy - przedstawiciele plebsu i sfer wyższych. Jedni opłacają drugich za wydanie pozwolenia na polowanie albo upozorowanie polowania, użycie świni domowej w charakterze dzika i zdany egzamin. Ze strony realizatorów wystarczyło więc tylko wpuścić do libretta kilka aktualnych przykładów (jak ten o emigracji do Irlandii) i mamy gotową farsę zrozumiałą dla każdego Polaka.

"Ptasznik z Tyrolu" daje równe szanse wszystkim twórcom zaangażowanym w realizację: reżyserowi - bo sporo tu scen mówionych, tekst zgrabnie skonstruowany a same postacie charakterystyczne; scenografowi - bo rzecz cała dzieje się w przepięknej scenerii tyrolskich lasów i wsi; choreografowi - bo muzycznym biegunem operetki jest nieśmiertelny walc wiedeński. A nad tym wszystkim króluje sama muzyka Zellera - melodyjna, lekka ale daleka od banału.

Spektakl jest reżyserskim debiutem w Teatrze Muzycznym Andrzeja Rozhina. Podobnie jak również debiutujący w operetce Pavel Hubieka - scenograf z Pragi, reżyser odnalazł w tym gatunku możliwość nawiązania bliskiej relacji z publicznością. Widz czuje się podczas spektaklu trochę jak na pikniku: piwo w gospodzie leje się strumieniami, w oddali widać pasma pokrytych śniegiem szczytów, obok płynie strumyczek, nad nim uroczy mostek - Kultura bawarska jest identyczna z czeską - zapewnia Pavel Hubieka. - Chociaż się nie bardzo lubimy, potrafimy z siebie żartować.

Żarty przewijają się przez cały spektakl; śmieją się i aktorzy i publiczność. Apogeum następuje w scenie egzaminu na dyrektora dworskiej menażerii. Marek Grabowski i Andrzej Sikora (profesorowie Pijaczek i Robaczek) wywołują salwy śmiechu. Niezawodna w rozśmieszaniu jest Krystyna Szydłowska (Adelajda). Znakomicie gra i śpiewa Grzegorz Szostak (baron Weps) - dobry głos, dobra dykcja, swada na scenie. Podobają się obdarzona mocnym sopranem żywiołowa Karolina Kanak (Krysia) i grająca z wielką klasą Renata Drozd (Księżna). Role męskie to także sołtys Schneck (Jarosław Cisowski), Stanisław (Adam Sobierajski) i oczywiście Adam (Tomasz Janczak) - każda z postaci zagrana z dużym temperamentem.

Swojska atmosfera na scenie udziela się widowni wraz z kolejnymi odsłonami. Na scenie skrzy się od barw. Ze stonowanymi kolorami kostiumów wieśniaków konkuruje cytrynowy strój Stanisława i kolorowe suknie Adelajdy a także dystyngowany uniform Krysi-listonoszki i piękne suknie Księżnej. Pracownia krawiecka przygotowała na ten spektakl około 80 kostiumów, które świetnie współgrają z charakterem postaci, jak choćby w przypadku Emerens (znakomita aktorsko Małgorzata Berecka).

Oczywiście barwna jest sama muzyka Zellera. Jacek Boniecki odkrył w niej rzecz niezwykle cenną: sposób, w jaki kompozytor łączy bogactwo barw, płynność narracji i pierwiastki ludowe ze światem walca. Podobnie jak u Straussa melodie płyną tu z niezwykłą lekkością i finezją. Znakomite ansamble i melodyjne arie to prawdziwy raj dla ucha. Orkiestra Teatru Muzycznego w Lublinie to zespół świetnie sprawdzający się w różnych gatunkach, przy tym zdyscyplinowany, ambitny, pod batutą Jacka Bonieckiego konsekwentnie rozwijający się w dobrym kierunku. Lekkością, finezją i bogactwem barwy orkiestra znakomicie wpisuje się w atmosferę beztroskiego pikniku z intrygą w tle. A za akompaniament do arii Adama "Lat 20 miał mój dziad" należą się zespołowi szczególne brawa.

Na brawa zasługuje również chór, z którym pracuje Zofia Bernatowicz. To także wielka siła tego teatru, czego dowodem jest kolejna po "Baronie cygańskim, "Księżniczce czardasza" i "Wesołej wdówce" premiera "Ptasznika".

O ile jednak muzyka na spektaklu rzeczywiście płynnie faluje w rytmie rubato, to w tekstach mówionych zdarzają się potknięcia, które - miejmy nadzieję - znikną w miarę granych spektakli. Tempo, jakie narzucił reżyser, wymaga od śpiewaków gry bardzo intensywnej, ale to właśnie stanowi o atrakcyjności przekazu.

Sobotnia premiera była także debiutem dla Krzysztofa Kutarskiego. Nowy dyrektor naczelny Teatru dedykował spektakl Krystynie Szydłowskiej, odznaczonej medalem Gloria Artis za 27 lat pracy w Teatrze Muzycznym w Lublinie i 30 lat w zawodzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji