Artykuły

Marzyciele z Grochowskiej

"Spacerowicz" w reż. Igora Gorzkowskiego Studia Teatralnego Koło w Warszawie. Pisze Janusz Majcherek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Studio Teatralne Koło działa od 10 lat. Na przedstawienia tej co się zowie offowej grupy dowodzonej przez Igora Gorzkowskiego reaguję paradoksalnie: im bardziej ją cenię, tym mniej chciałbym nadawać jej rozgłosu. Grupa jest zjawiskiem na tyle osobnym i kameralnym, że ordynarna reklama wyrządziłaby jej niedźwiedzią przysługę. Dlatego do obejrzenia "Spacerowicza" zachęcam, ale nienachalnie i mówię: zobaczcie, ale nieobowiązkowo. To jest teatr dla niektórych.

Najnowsze przedstawienie Studia Teatralnego Koło mogłoby być ozdobą kameralnej sceny w każdym z czołowych teatrów instytucjonalnych w Warszawie. Tymczasem grane jest w praskim zakamarku przy Grochowskiej w nieczynnej hali Zakładów Optycznych. Wykorzystywanie przestrzeni postindustrialnej jest dziś szykowne, ale dla "Spacerowicza" ta przestrzeń, dzięki Bogu, nie stanowi wyzwania. Prowizorycznie zaaranżowana, za sprawą siły poetyckiej przedstawienia znika. W tym sensie przedstawienie jest niemodne, co poczytuję mu za zaletę wynikającą zresztą z bezbłędnego słuchu literackiego jego twórców.

Gorzkowski wykroił godzinny scenariusz z trzech tomów miniaturowych opowiadań oraz fragmentów powieści "Rodzeństwo Tanner" Roberta Walsera, piszącego po niemiecku Szwajcara z generacji Kafki i Musila. Jego późno odkryta proza jest zachwycająca i do niczego niepodobna. Walser, który prawie 30 ostatnich lat z blisko 80-letniego życia spędził w zakładzie dla obłąkanych, pisał z ironicznym wdziękiem zakochanego w alpejskim pejzażu marzyciela, który choć skazany na pospolitość życia, potrafi otwierać w rzeczywistości poetyckie przesmyki i furtki do świata wyobraźni i fantazji. Udręczony pracą biurową nie ulegał koszmarom jak Kafka; jego dziedziną był nadrealizm liryczny, który jednemu z jego narratorów kazał zastanawiać się, "jakby na przykład wyglądało przedsiębiorstwo bankowe na zielonej, bujnej łące?". Ta nuta u Walsera przywodzi na myśl malarski surrealizm Tadeusza Mikulskiego.

Pragnąc w młodości zostać aktorem, zresztą bez powodzenia, miał Walser równie podszyte ironią i humorem poczucie teatralności świata, który postrzegał jako swego rodzaju scenę dla wyobrażeń i marzeń. Wszystko to razem Gorzkowski bardzo lojalnie i z subtelną inwencją przełożył na widowisko, używając nadzwyczaj skromnych środków: ot, obrotowa platforma i ścianki z dykty dzielące plan koła na trzy swoiste mansjony, ascetyczne, utrzymane w kontrastowej czerni i bieli miniprzestrzenie gry, które na chwilę przyjmują funkcje pokoiku, biura, salonu, poczty, tworząc zarazem znak wędrówki głównego bohatera, poety Simona, niewątpliwego alter ego autora.

Sile literatury odpowiada klasa aktorstwa. Pewnie nie jest przypadkiem, że z czworga aktorów - Magdalena Warzecha, Bartłomiej Bobrowski, Wiktor Korzeniewski i Marcin Przybylski - troje przeszło przez Teatr Narodowy Jerzego Grzegorzewskiego. To widać w sposobie, w jaki posługują się formą. Ale wszyscy czworo swoje skonstruowane formalnie postaci prowadzą świadomie, nie odstępując od ścisłego rygoru, który zresztą ani przez chwilę nie stanowi wędzidła; przeciwnie: nadaje postaciom wdzięk, lekkość, subtelny komizm, delikatny liryzm. Piękna robota.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji