Warszawa. Krystyna Janda na spotkaniu "Gazeta Cafe"
- Robię teatr, taki, jaki sama chciałabym oglądać. Definicja aktorstwa? Nie kłamać, tylko komponować, bo to jest sztuka komponowania - mówiła wczoraj Krystyna Janda.
Ponad 200 osób przyszło do redakcji przy Czerskiej na spotkanie w cyklu "Teatr w Gazeta Cafe". Krystyna Janda opowiadała o planach swojego Teatru Polonia i bawiła słuchaczy anegdotami.
Zdradziła, że pomysł stworzenia własnego teatru tak naprawdę urodził się w Brazylii. Ze złości na brazylijskie aktorki. Bylana występach gościnnych, spotkała tam wielkie aktorki brazylijskie, które pytałyją: "A pani ma swój teatr? "Ja nie mam, u nas nikt nie ma swojego teatru". A one na to: "Bo my tu wszystkie mamy teatry".
Opowiadała o tym, jak na spotkaniu kobiet biznesu, które zapytały ją, czy nie bała się tak ryzykować, odpowiedziała im szczerze: "Miałam do stracenia tylko pieniądze". I o robotniku, który nie tylko świetnie pracował w Teatrze Polonia, ale też z wielkim zainteresowaniem oglądał spektakle. Krystyna Janda myślała nawet, żeby go zatrudnić na stałe. Ale okazało się, że był ścigany przez policję, a w Polonii się po prostu ukrywał.
O tym, że są reżyserzy, dla których może zagrać wszystko. Zwracając się do siedzącego w jednym z pierwszych rzędów Andrzeja Wajdy, wspominała, jak kiedyś przesłuchiwano ją po pokazach "Wieczernika" w kościele na Żytniej i powiedziała im wtedy: "Gdyby pan Wajda zaproponował, żebym zagrała byle co, gdzieś w toalecie, to też bym zagrała".
O twardych prawach rynku. Ale też o tym, że pewnych granic nie można przekraczać. I o Teatrze Polonia: - Chcę, żeby był to teatr-przyjaciel. Teatr blisko ludzi. Widzowie, wychodząc z mojego teatru, mówią nam "do widzenia".
Na zdjęciu: Krystyna Janda przy rozbudowie Teatru Polonia.