Artykuły

Ruszam w Polskę. Rozmowa z aktorem Danielem Olbrychskim

"Schody" Dyera zrobiły w Bielsku furorę

- Rzadko zdarza się, by miejscem pierwszych prezentacji, a tym bardziej polskiej prapremiery był teatr prowincjonalny.

- Teatr Polski w Bielsku jest jednym z producentów sztuki. Wspólnie z warszawskim Teatrem na Woli, Gene Gutkowskim i Krystyną Demską. Gościć będzie nie tylko na afiszach obu teatrów, ale zamierzamy pokazywać go w różnych miastach.

- Czy to prawda, że w pierwszej wersji miał z panem zagrać Bogusław Linda?

- Obejrzałem to przedstawienie w Atenach 6 lat temu. Oczarowało mnie. Jedną z dwóch głównych ról odtwarzał aktor bardzo męski, po sześćdziesiątce. Postanowiłem wówczas, że przeniosę sztukę na grunt polski, ale dopiero wówczas, gdy się trochę zestarzeję, a moim partnerem będzie właśnie taki męski typ. Miał to być Boguś, ale jakoś do tego nie doszło. Wówczas padła propozycja, by zagrał Jerzy Radziwiłowicz. Ponieważ jesteśmy sąsiadami, próby odbywały się bardzo blisko, w rozkosznym miejscu - w Leśnej Podkowie, u Piotra Łazarkiewicza reżyserującego spektakl.

- Trudna jest nie tylko treść opowiadająca o dwóch angielskich homoseksualistach w czasach, gdy za przyznanie się do podobnych skłonności skazywano na więzienie, ale również konstrukcja dramatu. Jak długo trwały próby?

- Przygotowania nie były łatwe. Próby zaczęły się w styczniu. To duży, trudny tekst i dużo problemów, wchłonąć trzeba było też niemało wiedzy na temat, którego dotyczy sztuka. Wspaniale przetłumaczona przez Michała Ronikiera, ale trudna. Jeszcze dziś, w pierwszej prezentacji scenicznej, zdarzały się nam pomyłki. Również sytuacyjne. Trzeba było także opanować nową dla nas przestrzeń.

- Czy w teatrze w Bielsku grał pan po raz pierwszy?

- Grałem tu już "Listy miłosne", ale tylko raz. W sztuce, która powstała jako koprodukcja, i która tu wróci, jestem w Teatrze Polskim po raz pierwszy.

- Czy jest technicznie możliwe w miarę regularne pojawianie się jej w odległym o blisko 350 kilometrów od stolicy mieście?

- To proste, dziś to żadna odległość. Problem polega jedynie na zgraniu naszych terminów, ale myślę, że poradzimy sobie z tym. Szczególnie, że zamierzamy pokazywać "Schody" również w innych miastach Polski.

- Chętnie pan gra na tak zwanej prowincji?

- Warszawska publiczność jest bardzo trudna. W graniu w małych miastach mam doświadczenia nie tylko polskie, ale i francuskie. Robię to z wielką radością. Publiczność jest bardziej wdzięczna, lepiej chłonie każde słowo czy gest. Czuję to zwłaszcza podczas spotkań, na których recytuję wiersze. Czułem to dziś w Bielsku, gdy widzowie reagowali spontanicznie.

- Nie boi się pan etykietki, która może się przykleić po wcieleniu się w rolę homoseksualisty?

- Nie. Grałem morderców i nikt mnie chyba nie podejrzewa o takie skłonności. Tak powinno być i tym razem. Czy jest się gejem, czy królem, czy księdzem, czy łobuzem, to jeśli coś jest dobrze napisane, dobrze wyreżyserowane, gra się świetnie. Dlatego to przedstawienie nas pociągnęło. Również Jurka, chociaż jest obecnie najbardziej zajętym aktorem w Polsce, a pewnie i w Europie. Równocześnie kreuje siedem postaci w siedmiu różnych przedstawieniach.

- Grał pan już kiedyś homoseksualistę?

- Ależ tak! Był taki epizod. Pojawiłem się w jednym z odcinków "13 posterunku" jako gej. Miałem wtedy złamaną nogę w gipsie, po wypadku, poruszałem się o lasce. Znakomicie się bawiłem. Bardzo lubię polskie seriale, w których pojawia się zazwyczaj ścisła czołówka aktorska w przeciwieństwie do seriali innych produkcji.

- Żałował pan kiedykolwiek, że nie spełniło się młodzieńcze marzenie zostania

sportowcem?

- Przez jakiś czas rzeczywiście żałowałem, ale odpowiedź na to pytanie dałem właściwie w filmie "Wszystko na sprzedaż". Trzeba się naprawdę poświęcić jednej rzeczy. Ja poświęciłem się aktorstwu.

- Jest pan zadowolony ze swojej najnowszej filmowej roli w "Starej baśni"?

- Nie mogłem nie zagrać w kolejnym filmie mojego przyjaciela Jerzego Hoffmana. Powieść czytałem w dzieciństwie i dosyć mnie znudziła. Scenariusz przeczytałem jednak z zainteresowaniem. Postać Piastuna, którą gram, została mocno rozbudowana, a jest samą prawością, szlachetnością. Miałem okazję jeszcze raz wcielić się w rolę prawdziwego, szlachetnego rycerza. Nie zgadzam się z opinią, że nie należy sięgać po klasykę. Można, ale najważniejsze, żeby to robić dobrze. O zainteresowaniu tym rodzajem twórczości świadczą statystyki, te miliony widzów w kinach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji