Artykuły

Dialog. Dzień czwarty

"Peer Gynt" w reż. Pawła Miśkiewicza i "Mabou Mines Dom Lalki" w reż. Lee Breuera na IV Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Dialog-Wrocław". Pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Mój plan pisania o festiwalowych spektaklach w kontekście motta, którym opatrzone są kolejne spotkania im poświęcone został wczoraj przekreślony. Stało się tak za sprawą spektaklu "Peer Gynt" w reżyserii Pawła Miśkiewicza. W zderzeniu z amerykańskim "Mabou Mines" Lee Breuera nie pozostaje po nim nawet śladu. A szkoda, bo wstępem do dyskusji miały być słowa Elfriede Jelinek: "zmierzyć człowieczeństwo człowieka, nie, człowieczeństwo kobiety, nie, jednak raczej człowieka. Nie, jednak nie. Mężczyzna jest po prostu nieludzki. Kobieta jest za to ludzka. Tylko ona jest ludzka".Wydaje się, że zestaw dwóch ibsenowskich interpretacji miał ukazać kobietę (Nora) i mężczyznę (Peer) jako esencję człowieka, figury reprezentujące idee i problemy uniwersalne.

O ile dyskusja nad niezwykle intrygującym i oryginalnym "Domem lalki" jest możliwa, o tyle zatopiony w pseudo-intelektualnym morzu spektakl Miśkiewicza odbiera chęć do rozmowy. Spektakl podzielono na trzy akty, z czego pierwszy i trzeci utrzymane są w uniwesytecko-wykłądowej konwencji, opierają się o dyskusje, prowadzone przez pięć wcieleń Peera. Drugi natomiast to dziwaczna wizja na granicy jawy i snu, w której Peer towarzyszy matce w chwili jej śmierci, prowadzi rozmowy z wijącą się po podłodze kochanką, z Solwejgą jeżdżącą na nartach, a wszystko odbywa się w ogromnej hali wypełnionej korowodem piętnastu jeleni. By wypchane zwierzęta nie czuły się osamotnione, w pierwszym i drugim akcie biega po scenie liczna grupa małp. Dyskusje o sensie życia i człowieczeństwie odbywają się bowiem w laboratorium czy sali wykładowej z eksponatami praczłowieka. Zabieg rozbicia głównego bohatera na pięć równorzędnych postaci to jedyny interesujący element spektaklu. Jelinek mówi "mężczyzna jest nieludzki". Peer Gynt nie jest nieludzki. Jego po prostu nie ma.

Na szczęście dzięki "Domowi lalek" można podjąć dyskusję z Jelinek. Świat, w którym żyje Nora to dom dla lalek, kupiony dla jej dzieci na Boże Narodzenie. Świat Nory to mężczyźni, z których najwyższy ma metr wzrostu. Kobiety przewyższają ich prawie dwukrotnie, ale w rozmowach zawsze klęczą albo leżą, by nie wprawiać w zakłopotanie męskiej części społeczeństwa. Spektakl utrzymany jest w konwencji obyczajowych amerykańskich filmów z lat 60-tych, 70-tych, dziejących się na prowincji. Stroje, ekspresja i tło muzyczne wyraźnie do takiej stylistyki nawiązują. Nora jest piskliwą śliczną lalką, infantylną i nieporadną. Sprzęty zabawkowego domu służą jej do normalnego życia, choć to jej mąż Torvald i inni mężczyźni czują się bardziej komfortowo w tej miniaturowej przestrzeni. Można oczywiście zarzucić reżyserowi dość toporną metaforę świata małych duchem mężczyzn zobrazowanych fizycznością, jednak przestrzeń, w której odbywa się dramat Nory, usprawiedliwia tę decyzję. Aktorzy, ogrywający domek jako zwyczajny dom raz przygrywają na zabawkowym pianinie, to znów przeskakują niskie ściany jednym krokiem. Umowność scenograficzna i jej wieloznaczność pozwoliły reżyserowi na niekiedy absurdalne i surrealistyczne rozwiązania - sen Nory to parada maleńkich i ogromnych postaci z norweskich mitów, akt kobiecego wyzwolenia odbywa się natomiast pośród zbudowanej na scenie widowni operowej. Nora staje w jednej z lóż (pozostałe wypełniają lalki obu płci - widzów) i operową arią odrzuca Torvalda, oświadczając swoją niezależność. Reżyser mnoży piętra metafor, nieustannie rozbija nastrój grozy lub komediowości. Czasem sprawia wrażenie, jakby mnogość pomysłów jego samego na chwile pozbawiła kontroli nad wątkami dramatu. Nie można mu jednak odmówić konsekwencji i zamysłu inscenizacyjnego, który wydobywa z dramatu Ibsena wiele istotnych kwestii, nie tylko relację Nory i Torvalda.

Paradoksalnie, ponieważ "Peer Gynt" nie podejmuje żadnych tematów z cytatu Jelinek, Breuer obrazuje oba wahania pisarki. W jego spektaklu kobiety wydają się zdominowane, bo nie zastanawiają się nad swoją pozycją społeczną. Mężczyźni dla odmiany doskonale wiedzą, że gdyby kobiety się skonsolidowały, ich bunt byłby nie do stłumienia i męska władza szybko przeszłaby w ich ręce. "Dom lalki" sprawia wrażenie teatralnego horroru, świata, którego zasady rozumiemy, ale nie czujemy się w nim bezpiecznie. Zakończenie spektaklu jest znów przewrotne, bo wyzwolona spod dominacji męża Nora (naga z łysą głową) znika na scenie z operowej loży, a Torvald wchodzi między widzów rozpaczliwie wzywając jej imię. Takie przenoszenia są w tym spektaklu nieustanne.

Wczorajszy dzień upłynął zatem pod znakiem Ibsena. Najpierw intrygującej inscenizacji amerykańskiego reżysera, później "Peer Gynta". Oba spektakle na pewno pokazały, gdzie współcześni twórcy teatralni poszukują kontekstów dla norweskiego pisarza. Jak silnie te dramaty prowokują do zaprzeczania ich oczywistego realizmu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji