Artykuły

Marlene, czyli dwa w jednym

Zza kulis słychać głos z apelem do widzów, by wyłączyli komórki przed spektaklem. Na scenie - garderoba z lustrem obramowanym lampkami, niczym ołtarz. Krzątaninę dwóch kobiet przerywa głos zza kulis. Panna Marlena Dietrich nadjeżdża! Należy natychmiast opuścić korytarze, włączyć muzykę, pospieszyć do wejścia z powitaniem. Tak zaczyna się teatr w teatrze (minionego czwartku "Marlene" gościła w Teatrze Lubuskim).

Tytułowa bohaterka na scenę wejdzie niepostrzeżenie, przedzierając się przez ciemną widownię. Robi to powoli, powłócząc nogami. Obolały głos dobiega spod dużego kapelusza, skrywającego twarz tak długo, aż widz oswoi się z myślą, że uczestniczy w przygotowaniach do koncertu artystki, od której nie oczekuje się już nowych piosenek, tylko potwierdzenia, że jest. Ale ten trop okaże się błędny.

Dramaturgiczne napięcie pierwszej części spektaklu buduje czas. Im bliżej rozpoczęcia koncertu, tym bardziej zmienia się bohaterka. Z gderliwej, zgorzkniałej, udręczonej starszej pani przepoczwarzą się w energiczną, opanowaną, choć nie całkiem wolną od słabości kobietę. Metamorfozy, rozpisanej na zmienne nastroje i emocje, gwałtowne wybuchy i powściągliwe gesty, nie sposób oddać dwoma zdaniami. To prawdziwy aktorski popis Krystyny Jandy. W pierwszej części przedstawienia jest tyleż historii tytułowej "Marlene" napisanej przez Pam Gems, co dramatu, wpisanego w każdy akt twórczy: rzecz zyskuje wymiar uniwersalny.

Po przerwie - teatralna scena zmienia się w scenę koncertu. Skromna scenografia Piotra Wieczorka zagra bogactwem dzięki precyzyjnemu operowaniu światłem (reżyseria świateł - Edward Kłosiński). Marlena Dietrich, poprzedzona zapowiedzią, zjawi się na scenie w charakterystycznej połyskliwej sukni i futrze. Po pierwszej piosence aktorka dokonuje autoprezentacji -nazywam się Krystyna Janda i - na tle kotary z symbolicznie zaznaczonym wizerunkiem gwiazdy śpiewa jej piosenki.

Niestety, druga część spektaklu jest słabsza. Czy tylko z powodu odmiennych możliwości wokalnych dwu gwiazd, złączonych scenicznym przedsięwzięciem Magdy Umer, która całość reżyserowała? Premiera "Marlene" odbyła się rok temu podczas jubileuszowego Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Rozumiejąc intencje przybliżenia postaci Wielkiej Gwiazdy mijającego wieku, trudno oprzeć się wrażeniu próby połączenia dwu różnych materii w jednym. Przekonująco oddany dramat w części pierwszej, nie znajduje zwieńczenia w drugiej.

Nie pojawią się w niej stare piosenki w nowej własnej interpretacji Krystyny Jandy. Odziana w kostium gwiazdy, ograniczy swą rolę do ilustrowanej piosenkami opowieści o własnej nią fascynacji. Co na tle pierwszej części wieczoru jest historią z innej bajki, oddziałującą na widza z siłą o tyle mniejszą, im mocniej odczuliśmy ją na początku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji