Artykuły

Swój wierny wuj. Wyznania szczerego entuzjasty teatru

W przedstawieniu "Marlene" mego wuja najbardziej wzruszył fakt, że Krystynie Jandzie umknęło wszystko, ale nie bandaże. Gdy Janda nagle zdjęła szlafrok, w oczy głównie rzuciły się nam doszczętnie i szczelnie zabandażowane jej dolne kończyny. Widok ten niezbicie dowiódł, że w późnym okresie swego życia Dietrich od pasa w dół była jak egipska mumia, zaś od pasa w górę - jak Janda. Ciekawy ten centauryzm - jak się zaraz okazało - jednak nie przeszkadzał Dietrich chodzić. Oto bowiem Janda naraz ruszyła, podeszła do zydla, usiadła, garderobiana odpięła właściwą agrafkę, odbandażowała, następnie zabandażowała i zapięła agrafkę, po czym Janda znowu się przeszła. Gdy wyszliśmy z teatru, w oczach wuja zobaczyłem łzy. Zatrzymał się, podwinął nogawkę i rzekł do mnie cicho, ale z wyraźnym wzruszeniem człowieka, który wreszcie pojął wielki wpływ teatru na widza.

- Widzisz ten bandaż na nodze człowieka w późnym okresie życia? Czy czujesz bratanku, coś jak byk zdrowy, czy zgadujesz ten czający się pod bandażami ból? Przecież me bandaże są jak Jej bandaże, mój ból jest jak ból Dietrich, zaś żona ma, a twa wujenka, jest jak tamta garderobiana. Słowem - teraz lżej mi żyć, młodzieńcze, łatwiej, gdyż, jak się dowiaduję, nie tylko ja od pasa w dół jestem jak mumia, zaś od pasa w górę...

- Tak! A od pasa w górę nie tylko Dietrich była, ale i wuj jest całkiem jak Janda! - wrzasnąłem chuligańsko, bo nie wytrzymałem. - Niechże się wuj opamięta, na Boga! Nie można przesadzać, są chyba jakieś granice brawury w żałosnym procederze maniakalnego utożsamiania się z teatrem! Wuj spokojnie opuścił nogawkę i godnie zapłakał.

Dziś widzę wyraźnie, iż niepotrzebnie skoczyłem na wuja. Niepotrzebnie, bo czyż - w jakimś głębszym sensie - nie tak jest, że od pasa w górę wuj rzeczywiście jest jak Janda grająca Dietrich? Przecież w istocie temu, że Jandzie umknęło wszystko, prócz bandaży, nie sposób poważnie się dziwić, bowiem w skleconym przez Pam Gems dramacie-bigosie absolutnie niczego nie ma, poza bandażami! Tak, Gems napisała bandaż! Ściśle mówiąc, oprócz bandaży, które Dietrich rzeczywiście nosiła, jest u Gems kupka innych biograficznych faktów-gadżetów, tyle że i tak są one jak bandaże, co koją duchowe rany Dietrich.

Oto na scenie garderoba. Godzina do recitalu Dietrich. Zanim Dietrich się pojawi, już słyszymy jej frenetyczny wrzask. Czym jest wrzask? Jest bandażem na wewnętrzne lęki. Tak się zaczyna, po czym rewelacja goni rewelację. Janda - jak zwykle spowita oparami swego niezawodnego mruczanda a la bengalska tygrysica - się zagrywa, że jest Dietrich uchwyconą nie dość, że w późnym okresie życia, to na dodatek w zaciszu prywatności. Pije jak smok, nieznośna jest, czule pieści ustami usta młodej przyjaciółki, klnie siarczyście, gardzi dziennikarzami, wspomina ciężkie czasy wojny, zdejmuje szlafrok, poprawia bandaże, wdziewa perukę i suknię, po czym udaje się na scenę, ponieważ jest bardzo dzielna. Nie będę ponad potrzebę mnożył tych piramidalnych rewelacji - i tak gołym okiem widać, że wszystko jest tutaj jak bandaże na ogólny ból istnienia, który szarpie nerwami późnego Błękitnego Anioła. I jak tu się dziwić, że na ów widok wujem zawładnęło niesłychane wzruszenie? On przecież z tego samego powodu gustuje w identycznych bandażach. Lubi łyknąć, jest jak osa, często ryczy, klnie constans, gardzi gryzipiórkami, wspomina Studzianki, miota szlafrokiem, jest wirtuozem "pożyczki" na głowie, ceni kolegów i nie dość, że na nogach ma identyczne bandaże, to i tak jest dzielny - lubi sobie mianowicie pośpiewać, choć wie, że raczej nie powinien. Całkiem jak Janda, która w drugim akcie-recitalu pięknie gra, że śpiewa w zakrytych bandażach.

Mówiąc krótko, nieprzejednana Pam Gems postanowiła poinformować świat, jak było naprawdę. Udało się! Od dziś już wiemy, że boska Dietrich to w istocie swój chłop był. A co z Jandą? Po pierwsze - w części recitalowej Krystyna Janda informuje nas nieoczekiwanie, że nazywa się Krystyna Janda. Cóż, trochę późno - ale i tak doceniamy gest, zwłaszcza wuj docenia. Po drugie - w tej samej części Janda dzieli się z nami jeszcze jedną, równie wzruszającą tajemnicą, powiada mianowicie, że w Dietrich na amen zakochała się już w czasach swej głębokiej pensjonarskości. Cóż, trochę za wcześnie - ale i tym razem doceniamy gest, to znaczy - wuj docenia, bo ja - w żadnym wypadku. Wuj docenia pensjonarskie zauroczenia, gdyż nie zna starej teatralnej prawdy, że wadliwie oraz stanowczo za wcześnie ulokowane miłości często po latach kończą się scenicznymi katastrofami. Do litego banału tekstu Gems Janda dołożyła litą naiwność swej całkowicie nieodwzajemnionej miłości - i na linii tej czułej fuzji wyszedł spektakl idealnie zerowy. Na domiar nieszczęścia, przez bez mała dwie godziny Janda jest tak pretensjonalnie sztuczna, że nawet, gdyby się po czubek głowy zabandażowała, a na dodatek w gips wbiła, to i tak psu na buty gest ten by się zdał, gdyż nie ma na świecie takiej ilości bandaży, by mogły one bez reszty zakryć aż takie aktorskie nieporozumienie. Zatem - Gems i Janda... Wypadałoby jeszcze rzec coś o trzeciej artystce, o reżyser Magdzie Umer, ale nie mam już sił. Nie mam sił ani ochoty, bo niby co powinienem powiedzieć? Że lepiej niech Umer wraca do śpiewania? Przecież gdybym to napisał, to wszyscy i o grubą przesadę mnie posądzą. Zmilczę więc temat. Może wuj coś o Umer powie? Nawet powinien - w końcu zna się na tym. To on - nie ja przecież - wreszcie odnalazł w teatrze siebie. Ja znalazłem jedynie taką oto maleńką myśl finalną. Otóż - po raz n-ty okazuje się, że I jednak nie ma na świecie takiej scenicznej katastrofy, która by na widowni nie znalazła swego właściwego wuja. Wniebowzięty wuj jest wieczny, bo upadłe chałtury są wieczne. Katastrofa trwa, mocno ściśnięta kupą smutnych, starych bandaży, trwa tylko dzięki nieludzkiemu poświęceniu paru wiernych agrafek, które - jak wuj - nigdy nie popuszczą.

Centrum Sztuki IMPART we Wrocławiu. Pam Gems "Marlene". Reżyseria Magda Umer. Scenografia Piotr Wieczorek. Kostiumy Irena Biegańska. Aranżacje i kierownictwo muzyczne Wojciech Borkowski. Występy gościnne w Teatrze im. J. Słowackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji