Artykuły

Mam dobrze odżywione ego

- Kiedy słucham radia, wszędobylska skala bluesowa uporczywie atakuje mój polski zmysł smaku. To jest ubogi materiał dźwiękowy, często nadużywany przez kompozytorów przebojów. Postanowiłem zrobić to samo. Zupełnie świadomie nasączając, wręcz do przesady, partyturę zwrotami, które mnie dręczą każdego dnia - mówi kompozytor LESZEK MOŻDŻER o muzyce do musicalu wg "Operetki" Gombrowicza we wrocławskim Teatrze Capitol.

Leszek Możdżer znany jest głównie jako jazzman. Teraz skomponował muzykę do "Operetki" Gombrowicza we wrocławskim Capitolu. Premiera odbyła się 11 października

Maja Ruszpel: "Władysław, popraw mi lewą nogawkę" - tak zaczyna się "Operetka". Wiem, że pana zdaniem to świetny tekst do przeboju; w dodatku reżyser Michał Zadana chce zrealizować musical... Gombrowicz pisał przeboje?

Leszek Możdżer: Zanim doszedłem do tego wniosku, długo zastanawiałem się, jak mogłaby brzmieć muzyka do "Operetki". Zawsze chciałem ją napisać, ale kiedy dostałem propozycję, wcale nie byłem gotów szybko się zdecydować.

Dlaczego?

- Chciałem uchwycić muzyczny klimat "Operetki", znaleźć w dźwiękach odzwierciedlenie rozmów, które pozornie są zupełnie o niczym. Ale Gombrowiczowskie dialogi - ze swoją abstrakcyjną głupotą i absurdalną pustką - nie poddawały żadnych tropów co do formy.

Kiedy nastąpił przełom?

- Jechałem samochodem, słuchałem radia i starałem się znaleźć coś, co by mnie zainspirowało. Przełączałem stacje, wszędzie jednak słyszałem tę samą muzyczną papkę. Zdegustowany zrozumiałem nagle, że... to jest właśnie to.

To, czyli co?

- Muzyka pisana wyłącznie dla pieniędzy, operująca banalnymi zwrotami melodycznymi, które zupełnie nieświadomie, w sposób nie zawsze smaczny, wprowadzane są przez wokalistów do zamerykanizowanych, pseudopolskich szlagierów... Tego jest pełno w rozgłośniach radiowych. Cala ta amerykańska muzyka śpiewana przez Polaków. Oparta na bluesowych elementach, które są nam, Słowianom, obce. Zrozumiałem, że muzyka do Gombrowicza powinna być słodka aż do mdłości. Jednocześnie nareszcie znalazłem okazję, by się zemścić.

Na kim? Za co?

- Kiedy słucham radia, wszędobylska skala bluesowa uporczywie atakuje mój polski zmysł smaku. To jest ubogi materiał dźwiękowy, często nadużywany przez kompozytorów przebojów. Postanowiłem zrobić to samo. Zupełnie świadomie nasączając, wręcz do przesady, partyturę zwrotami, które mnie dręczą każdego dnia.

Zemsta jest kierowana pod konkretnym adresem?

- Nie chcę nikogo piętnować, bo wiem, że każdy ma w życiu moment, gdy kopiuje wzorce. Raczej mszczę się na bezmyślnoścL Dlatego starałem się wszystkie znienawidzone motywy osadzać w stosunkowo wyrafinowanych harmonicznych realiach. Te bluesowe ozdobniki obracam we wszystkie strony - robię z nimi wszystko, na co pozwala mi wyobraźnia.

Myśli pan, że napisanie przeboju jest takie proste?

- Po setkach godzin spędzonych na słuchaniu płyt lub nagrywaniu własnej albo cudzej muzyki sądzę, że wiem, jak napisać przebój.

To czemu pan go nie napisał?

- Do zrobienia czegokolwiek w życiu niezbędna jest wiara. Są ludzie, którzy wierzą, że warto pisać przeboje, więc je piszą. To jest muzyka powszechnego użytku - potrzebna tak jak szczoteczki do zębów, mydło czy toaletowy papier. Są ludzie, którzy produkują muzykę jako produkt do użycia Wierzą, że warto w ten sposób komponować. Ja nie wierzę.

Ale w teatr pan wierzy - pracuje pan tu już po raz nasty. Kompozytorów stale wracających do teatru wcale nie jest wielu.

Praca w teatrze daje mi poznanie - w ścisłym i głębokim sensie tego słowa. Wiele lat pracowałem głównie w środowisku instrumentalistów, a to jest bardzo hermetyczny świat. Teatr zaś to cała ogromna wspólnota - kosmos osobowości i umiejętności: aktorzy, oświetleniowcy, choreografowie, wokaliści, tancerze, reżyserzy, projektanci kostiumów, naglośnieniowcy, scenografowie, suflerzy, inspicjenci, ekipa techniczna... Z tymi ludźmi trzeba wejść w głębokie relacje, żeby spektakl się udał.

Kompozytorzy często mówią, że są skazani na czysto samotniczą pracę, a teatr ich otwiera - z racji uczestnictwa we wspólnym tworzeniu.

Ze mną też tak jest, choć samotnego pisania nut nie da się uniknąć. Ale praca z ludźmi otwiera, to fakt. Setki małych elementów powinny współgrać w pełnej

harmonii. Od małej metalowej linki ze specjalną lewowkrętną śrubką, kabla do mikrofonu i suwaka w stole mikserskim, po aktorów, którzy w odpowiednim momencie wejdą na scenę i powiedzą tekst z dobrą dykcją i właściwą emocją, nagłośnieniowców włączających pogłos w sekundzie ustalonej z reżyserem, czy oświetleniowców, którzy bezbłędnie wykonają skomplikowany ruch reflektorem. Gdy to wszystko się uda, zadowolenie jest naprawdę głębokie. Zaczyna się czuć miłość. Miłość do scenariusza, do rekwizytów, nawet do foteli teatralnych i papieru z wydrukowanymi nutami. A przede wszystkim do całej wspólnoty ludzkiej, która stworzyła spektakl. A chyba właśnie o to w życiu chodzi.

A jednak kompozytor musi podporządkować się reżyserowi. Pan zaś jest silną osobowością.

- Mam silne, wielkie, zdrowe ego, dbam o nie i odżywiam ja Moje ego jest bardzo dobrze osiodłane - siedzę na nim okrakiem, ono mnie wozi po najróżniejszych zakątkach świata. Jak mówi Hufnagiel z "Operetki": "Trzeba mocno udami i kolanami, popuścić lejce i batem" - tak traktuję własne ego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji