Artykuły

Nauczyła mnie byc kobietą

Miała przeciętny talent. Gwiazdą uczynili ją zakochani w niej mężczyźni. Kobiety podziwiały Marlenę Dietrich za skandalizujące życie, odważne stroje i poglądy. Dla mężczyzn była uosobieniem erotycznych fantazji. Ale Marlena ze sztuki angielskiej dramatopisarki Pam Games grana przez Krystynę Jandę to nie gwiazda u szczytu sławy, lecz stara samotna kobieta z trudem podtrzymująca swój mit.

Miała przeciętny talent. Gwiazdą uczynili ją zakochani w niej mężczyźni. Kobiety podziwiały Marlenę Dietrich za skandalizujące życie, odważne stroje i poglądy. Dla mężczyzn była uosobieniem erotycznych fantazji. Ale Marlena ze sztuki angielskiej dramatopisarki Pam Games grana przez Krystynę Jandę to nie gwiazda u szczytu sławy, lecz stara samotna kobieta z trudem podtrzymująca swój mit.

Twój STYL: O jakim okresie życia Marleny Dietrich opowiada spektakl?

Krystyna Janda: Gram Marlenę, 68-letnią, uzależnioną od alkoholu i leków. Jest to opowieść o wielkiej samotności i słabości, o lęku przed publicznością i oczywiście o artyście, o relacji aktor-widz i o kulisach tego zawodu. Sztuka dzieje się w Paryżu podczas jednego z jej ostatnich występów. Myślę, że autorka sztuki oglądała nagranie z tego spektaklu. W moim przedstawieniu jest wiele wspomnień dotyczących wojennej działalności Marleny, lat spędzonych na froncie, kiedy śpiewała dla alianckich żołnierzy, konsekwencji psychicznych tak jawnie zajętej postawy antyniemieckiej, antyfaszystowskiej. Myślę, że warto o tym opowiedzieć, warto w ogóle przypomnieć w Polsce Marlenę.

TS : Na czym polegał Pani zdaniem fenomen Dietrich? Była przecież średnią aktorką i kiepską piosenkarką, a mimo to jej wielka kariera trwała blisko 40 lat.

KJ : Była niezwykle piękna, ale pięknych kobiet w Hollywood było i jest do dzisiaj dużo. Ona była przenikliwie inteligentna i oryginalna. Stworzyli ją zakochani w niej mężczyźni. Przede wszystkim wybitny reżyser Josef von Sternberg, z którym nakręciła siedem filmów. Była pilną, pojętną uczennicą i wkrótce stała się tworem doskonałym. A jeśli chodzi o jej aktorstwo i śpiewanie, myślę, że te nie podlegają ocenie bezwzględnej, ponieważ Marlena to jedna z niewielu artystek, które stworzyły nowy styl, nową wartość. Jej osobowość i oryginalność jest najważniejsza.

TS: Obsesją Marleny Dietrich było starzenie się. Jako jedna z pierwszych poddała się wielu operacjom plastycznym. Kiedy uznała, że jej czas minął, zupełnie odcięła się od świata. Czy rozumie Pani jej racje?

KJ: Rozumiem doskonale. Chciała, żeby kamera kochała ją jak najdłużej. Jej poczucie humoru, brak sentymentalizmu, środki, za pomocą których komunikowała się z publicznością, byty do końca odważne i współczesne. A poza tym stał za nią jej mit. A mit musi być doskonały.

TS : Podobno najbardziej w życiu pragnęła miłości, a na starość została sama. Dlaczego Pani zdaniem tak się stało?

KJ : Odpowiedź na pytanie jest bardzo skomplikowana. Dlaczego wszyscy ci najwięksi w rezultacie zostają sami? Trudno być kimś tak wyjątkowym i żyć normalnym rodzinnym życiem. Rozmiary stresu są dla najbliższych zbyt uciążliwe.

TS: Biograf Marleny Donald Spoto i jej córka Maria przedstawiają gwiazdę jako osobę wyrachowaną, zainteresowaną wyłącznie karierą. Jaką Marlenę Dietrich odkryła Pani, przygotowując się do spektaklu?

KJ : Wydaje mi się, że ją znam, słuchałam jej głosu od dziecka. Zawsze uwielbiałam, jak śpiewała. Lubię ją, jej poczucie humoru, bezwstyd, wulgarność połączoną z autoironią i kpiną. Ostatnimi słowami naszego spektaklu będzie moja prośba: pokochajcie ją. I mam nadzieję, że będę o to prosić publiczność przez te dwie godziny skutecznie.

TS: Dietrich podczas koncertów występowała w oszałamiających kreacjach. Czy Pani kostium będzie przypominał słynną suknię od Jeana Louisa?

KJ: Kostiumy zaprojektowała pani Irena Biegańska, a wśród nich jest oczywiście nieśmiertelna suknia wyszywana cekinami i słynne białe futro. Makijażem zajmie się Eugeny Loukianenkov, ten, który wcześniej był autorem makijażu do roli Marii Callas. Światła w spektaklu, przede wszystkim w części recitalowej, robi mój mąż. Czuję się bezpieczna, obym tylko była dobrym manekinem i jak Marlena nie wtrącała się.

TS : To trudne zadanie zmierzyć się z głosem tak nietypowym jak głos Marleny i z jej interpretacją.

KJ : Jej piosenki znam jak pacierz, pierwsza płyta, jaką sobie sama kupiłam, to był album z jej nagraniami. Uczyłam się być kobietą, słuchając jej interpretacji. Mam podobny rejestr głosu. Od strony muzycznej te piosenki nie są specjalnie trudne. Jedyny problem polega na tym, że to nie może być imitacja. Muszę w tych piosenkach zatrzymać ją, ale też powinnam je zaśpiewać od siebie, takie jest prawo sceny. Na razie trudno mi sobie wyobrazić, że słowa: "Johnny, na urodziny twe w prezencie dam ci mnie na całą noc...", śpiewam z pełnym jak ona przekonaniem, że dla Johnny'ego to wielkie szczęście i cud. Ale tę pewność muszę ukraść od niej. Od tego jestem aktorką.

TS : Spektakl reżyseruje Magda Umer, Pani przyjaciółka. Czy przyjaźń w pracy pomaga, czy przeszkadza?

KJ : Widzę głównie zalety. Magda pracowała ze mną we wszystkich spektaklach muzycznych i nie miałabym odwagi zrobić tego przedstawienia bez niej. Magda czuwa nad moim śpiewaniem od 10 lat. Od Białej bluzki przez Kobietę zawiedzioną aż do Marleny. Życzyłabym każdemu takiego przychylnego i życzliwego nauczyciela.

ZJAWISKO DIETRICH

Wbrew rodzicom Marlena nie wyrosła na stateczną Hausfrau. Uwielbiała szokować brakiem pruderii i poglądami. Nawet jej pogrzeb odbył się w aurze skandalu. Gdy w 1992 roku pochowano ją obok matki na berlińskim cmentarzu, w Niemczech podniosły się głosy sprzeciwu. Wielu rodaków miało jej wciąż za złe, że po wybuchu wojny publicznie głosiła: "Wstydzę się, że jestem Niemką". Nosiła męskie garnitury, w których wyglądała jak wcielenie seksu. Wśród berlińskiej bohemy znana była jako wolnomyślicielka, biseksualistka, bywalczyni klubów dla transwestytów i lesbijek. Nie przeszkodziło jej to wyjść za mąż za niemieckiego filmowca Rudolfa Siebera. Ich związek trwał pięć lat (urodziła się z niego córka Maria), ale formalnie małżeństwem pozostali przez pół wieku. W tym czasie przez jej życie przewinęły się zastępy sławnych mężczyzn i kobiet: Edith Piaf, Maurice Chevalier, Gary Cooper i Erich Maria Remarque. Najgłębsze uczucie łączyło ją z Jeanem Gabinem. Był jedynym mężczyzną, który potrafił zrobić jej dziką awanturę. Kiedy się rozstali, Marlena długo przesiadywała w kawiarni naprzeciw jego paryskiego domu. Miała przeciętny talent i nieprzeciętną osobowość. Mistrzowsko uwodziła mężczyzn, a oni pomagali jej tworzyć mit. Josef von Sternberg, obsadzając ją w "Błękitnym aniele", powołał do życia gwiazdę. Nauczył ją rzucać powłóczyste spojrzenia, uwodzicielsko palić papierosa i zaplatać nogi. Razem ze Sternbergiem Marlena nakręciła sześć następnych filmów ("Maroko", "X-27", "Szanghaj Express", "Blond Wenus", "Imperatorowa", "Kaprys hiszpański"). Wszystkie były zapisem obsesyjnej miłości reżysera do swej aktorki. Ale tylko "Maroko" odniosło kasowy sukces. Po tej pechowej serii Dietrich ogłoszono królową klapy, co w niczym nie zmniejszyło jej popularności. Ostatnich 16 lat życia spędziła samotnie w Paryżu. W rodzinnym mieście Błękitnego Anioła długo nie było ulicy jej imienia. Dopiero od niedawna część placu Poczdamskiego nosi nazwę Marleny Dietrich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji