Wielki spektakl w małym mieście
- Polska publiczność spragniona jest dobrej, profesjonalnie przygotowanej rozrywki. My chcemy jej to zapewnić - mówi Kępczyński.
Ma ambicję, by radomska scena specjalizowała się w musicalach, gdyż na świecie cieszą się one ogromnym powodzeniem. Nawet najwięksi twórcy nie stronią od tej formy. Roman Polański bez wahania przystał na reżyserowanie w Wiedniu musicalowej wersji "Wampirów". A ogólnopolski sukces musicalu "Józef i cudowny płaszcz w technikolorze" Andrew Lloyd Webera i Toma Rice'a utwierdził dyrektora co do słuszności decyzji. Spektakl obejrzało przeszło 40 tysięcy widzów. Bilety rozchodziły się jak ciepłe bułeczki.
Światowy sukces "Fame" zaczął się na początku lat 80. od filmu Alana Parkera, czterokrotnie nominowanego do Oscara, i serialu telewizyjnego. Zobaczyli go widzowie w kilkudziesięciu krajach, także w Polsce. W roku 1989 David de Silva i kompozytor Steve Margoshes przerobili scenariusz na musical, który grany jest z powodzeniem na Broadwayu, w Londynie, Sztokholmie, Wiedniu, Budapeszcie, Hamburgu, Berlinie. Właśnie na West Endzie Wojciech Kępczyński zobaczył "Sławę" po raz pierwszy. - Zachwyciła mnie fabuła. Odnalazłem tam kawałek mojego artystycznego życiorysu. Zadzwoniłem do autora Davida de Silvy i spytałem, czy zgodzi się na polską wersję. O dziwo, usłyszałem; "tak" - opowiada.
Akcja rozgrywa się w elitarnej, nowojorskiej "Szkole Gwiazd", którą ukończyli m.in. Al Pacino, Liza Minelli, Janet Jackson. Bohaterami są studenci klasy muzycznej, tanecznej i aktorskiej. Wszyscy marzą o wielkiej karierze. W tytułowej piosence śpiewają: "Dla sławy dam z siebie wszystko". Każdy z nich wybiera jednak inną drogę. Konfrontacja z rzeczywistością jest brutalna, a cena za sukces wysoka - pierwsze rozczarowania, zawiedzione nadzieje, rywalizacja, kłopoty w życiu osobistym, narkotyki. Niektórzy nie wytrzymują stresu i przegrywają...
Czterdziestka najlepszych
Przesłuchania do "Fame" trwały pół roku. Do radomskiego teatru zgłosiło się przeszło dwustu zawodowych śpiewaków, tancerzy, muzyków, absolwentów najlepszych polskich szkół artystycznych.
- Przyjechałam, bo koledzy, którzy grali w "Józefie..." chwalili profesjonalizm pana Kępczyńskiego i wspaniałą atmosferę. Niewiele teatrów ma w swoim repertuarze musicale, a tu stworzono nam możliwość sprawdzenia się. Ktoś chce wykorzystać nasze umiejętności - wyjaśnia Karolina Lutczyn, studentka wydziału aktorskiego PWSFTW w Łodzi, tancerka techno, w "Fame" szalona perkusistka.
W głównych rolach grają aktorzy, którym rozgłos przyniósł udział w "Metrze", m.in.: Denisa Geislerova-Krume, Krzysztof Adamski, Andrzej Kubicki, Robert Janowski. Jest też kilka słynnych nazwisk starszej generacji: Danuta Błażejczyk, Anna Ścigalska, Ewa Kuklińska.
- Obawiałem się, że niektórzy nie będą chcieli spędzić kilku miesięcy w prowincjonalnym teatrze. Byłem mile zaskoczony, gdy moje propozycje przyjęli z entuzjazmem - mówi Wojciech Kępczyński.
- W Warszawie na musicalowej scenie nic się nie dzieje. W Radomiu odnaleźliśmy ten sam entuzjazm i spontaniczność, jaką potrafił wyzwolić w nas Janusz Józefowicz. Gdy zaproponowano mi rolę ognistej Hiszpanki Carmen, nie zastanawiałam się nawet sekundy. Spakowałam walizkę, wzięłam na ręce moje siedmiomiesięczne dziecko i przyleciałam - zwierza się Denisa Geislerova, która dla Radomia porzuciła Kopenhagę.
- Od "Metra" nie było w Polsce musicalu zrobionego z tak wielkim rozmachem i na tak wysokim poziomie. By tu zagrać, zrezygnowałem z występów w "Buffo". Nie żałuję. Do tej pory angażowano mnie jako tancerza, a okazało się, że nieźle radzę sobie ze śpiewaniem. To ważny etap w mojej karierze zawodowej - mówi Krzysztof Adamski, który wcielił się w rolę rapera Tyrone.
"Fame" ma szansę stać się wydarzeniem artystycznym. Wolę epizod w ważnym przedstawieniu niż główną rolę w nic nie znaczącym. Dlatego bardzo cieszy mnie ta niewielka rola wyrozumiałej nauczycielki - nie wątpi Ewa Kuklińska.
Widzowie zaufali "w ciemno"
Na prapremierę "Fame" przyjechali David de Silva i Steve Margoshes. Byli zachwyceni inscenizacją. David de Silva nie potrafił ukryć łez. Popłakał się z radości. - Gdy jestem zaproszony na premierę do Londynu czy Berlina, wiem, czego się spodziewać. Tu jechałem pełen obaw. Nie przypuszczałem, że w tak małym teatrze zobaczę tak wielkie przedstawienie. Z tą energią i talentem moglibyście zagrać na Broadwayu i tam też odnieść sukces - mówił ze wzruszeniem.
Publiczność podziela zdanie amerykańskich twórców.
- Miejsca są już rezerwowane na luty i zapowiedziane są gościnne występy w Warszawie, Łodzi, Kielcach, Gdyni, Chorzowie.
Na przedstawienie garnie się głównie młodzież. - Bohaterowie musicalu to my. Pokolenie lat 90. W domu i szkole wszyscy nam powtarzają, że szansę w życiu ma tylko człowiek sukcesu. Marudzą, że trzeba iść do przodu, zdobywać dyplomy, myśleć o przyszłej karierze zawodowej. A my identyfikujemy się z Tyronem, zbuntowanym chłopakiem w podartych dżinsach i długiej flanelowej koszuli, którego nie rozumieją apodyktyczni nauczyciele, albo z Joe, który chce bawić się i szaleć. Muzyka jest wspaniała i porywająca. Od rocka po rap i acid-jazz - mówią uczniowie radomskich liceów.