Artykuły

Bez kompleksów

Rozmowa z kierownikiem muzycz­nym przygotowywanego w radomskim Teatrze Powszechnym musicalu "Fa­me " Maciejem Pawłowskim

RENATA METZGER: Ile osób kryje się w kanale pod sceną, bo widow­nia tylko ich słyszy i może się co naj­wyżej domyślać, że jest ich 10,20.

MACIEJ PAWŁOWSKI: Jest pięcioo­sobowy zespół wokalny i orkiestra złożona z 12 muzyków. A orkiestra jest naprawdę świetna. Są to muzycy jazzowi, którzy mają znakomite brzmienie, siłę i młodość. To sama śmietanka, którą starannie zebrałem z całej Polski.

I co, tacy wspaniali, a jak usłyszeli o "Fame", to rzucili wszystko i przybiegli do Radomia. Dla muzy­ka ważny jest przecież bezpośredni kontakt z publicznością, a w musi­calu zamknięci są w kanale.

- Ja z tymi muzykami grałem już od dawna. Pokazywaliśmy się na różnych jazzowych imprezach, koncertach. A muzyka w "Famę" jest bardzo trudna i z byle kim nie byłbym w stanie jej zagrać. Zaaranżowałem ją specjalnie pod tych muzyków, czyli pod wybit­nych wirtuozów swoich instrumentów. Jest dużo jazzu, jest rock, hip-hop, soul, gospel, flamenco. Jest też coś, co ja nazywam "San Remo" - czyli taka sentymentalna muzyczka, wyciskają­ca ludziom łzy, ale również potrzeb­na w musicalu, właśnie poprzez to, że gra na emocjach widzów.

Muszę mieć najlepszych ludzi, bo na przygotowania do premiery mieliśmy tylko dwa miesiące. Jest to bardzo mało czasu, jeśli weźmie się pod uwagę, że w tym czasie trzeba przygotować solistów, chóry, zespół wokalny, orkiestrę, ćwiczyć ustawienie na sce­nie, zestrojenie i nagłośnienie.

W takiej sytuacji mogę liczyć tylko na pracowitość i profesjonalizm tych, z którymi pracuję.

Udaje się?

- Muszę powiedzieć, że tak. To są głównie młodzi ludzie i bardzo chce się im pracować. Ćwiczą po 16 go­dzin dziennie. Jak przychodzą tu na 9 rano, to najczęściej wychodzą około 12, 1 w nocy i tylko po to, żeby prze­spać się parę godzin. Tu się pracuje zupełnie inaczej niż w teatrach etato­wych. Śmiem twierdzić, że takiego musicalu w teatrze etatowym się nie zrobi.

Aby pracować przy czymś tak zwa­riowanym i egzotycznym, bo taki jest wciąż musical w Polsce, trzeba inne­go sposobu myślenia. "Fame" jest na­pisana dla amerykańskich tancerzy, wokalistów, muzyków - profesjona­listów w każdym calu - i my chcemy się do tej Ameryki zbliżyć. Dyrektor teatru Wojciech Kępczyński zorgani­zował nam specjalną wyprawę, żeby­śmy zobaczyli broadwayowską wersję. Pojechaliśmy, zobaczyliśmy i stwier­dziliśmy, że nie mamy kompleksów. To, że robi się coś w Polsce, nie mu­si automatycznie oznaczać, że będzie to gorsze od tego, co pokazuje się w Stanach.

"Metro" było musicalem napisa­nym pod polską publiczność. Czy to, że "Fame" dotyczy Ameryki i problemów tamtejszych ludzi, nie zmniejszy zainteresowania naszych widzów tym musicalem?

"Fame" jest musicalem uniwersal­nym, ponieważ problemy, o których mówi, dotyczą całej młodzieży w każ­dym cywilizowanym kraju. Miłość, występuje na całym świecie, narkoty­ki tak samo, seks też, a o tym właśnie jest "Fame".

Który to już Pana musical?

- To zależy, według jakiego klucza na to patrzeć. Według mnie, do tej po­ry w Polsce powstało niewiele musi­cali z prawdziwego zdarzenia. Więk­szość tego, co było pokazywane pod nazwą "musical", było w rzeczywi­stości sztukami muzycznymi albo dra­matami z piosenkami. W pełni zasłu­gują na nazywanie ich musicalami, oczywiście z tych robionych w Pol­sce, "Metro", "Józef..." i może teraz "Fame".

Musical jest to nie tylko pewien styl, ale i poziom wykonawczy, pewien po­ziom choreografii, scenografii i całej techniki teatralnej. Nowoczesny mu­sical tym się różni od klasycznego, że używa więcej środków wyrazu, to znaczy oprócz śpiewu i tańca tak sa­mo ważne jest oświetlenie, nagłośnie­nie, instrumentacja, po prostu cała in­scenizacja.

Pan jest zadowolony z pracy przy musicalu? Przecież często można spotkać się z opiniami, czy to ze strony krytyki, czy widzów, że mu­sical to taka gorsza rzecz niż "nor­malne" przedstawienie.

Jest to błędne rozumowanie. No­woczesny musical to odrębny gatunek sztuki scenicznej i tak trzeba go trak­tować. Nikomu nie przychodzi prze­cież do głowy porównywanie przed­stawienia dramatycznego i opery. Po­za tym, takie rozumowanie - wskazy­wanie na musical jako na jakiś gorszy gatunek - pokutuje tylko w Polsce. Na świecie w musicalach grają naj­większe sławy, a bilety na nie są tak samo drogie, jak choćby na operę.

A jak oceniają grę w musicalu sa­mi aktorzy, czy było dużo chętnych zawodowych aktorów, gdy ogłosili­ście nabór?

Przesłuchania trwały prawie pół ro­ku, dłużej niż same próby do spekta­klu.

Jest Pan najwyraźniej zafascyno­wany musicalami. Jaki kolejny chciałby Pan zrobić?

Może "Cats", może "Miss Sajgon". Najlepiej, żeby było w tym coś do pła­czu i coś do śmiechu. A potem, no cóż....

Czekamy więc na nowy polski mu­sical by Maciej Pawłowski.

- Ale tylko z Wojtkiem Kępczyńskim jako reżyserem.

Dziękuję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji