Artykuły

Śmiech i łzy

Z reżyserem musicalu i dyrekto­rem Teatru Powszechnego w Radomiu, rozmawiamy w trakcie jednej z prób.

Dlaczego akurat "The Fame"?

- Bo jest to musical, który mówi współ­czesnym językiem i współczesną muzyką o sprawach interesujących dzisiejszą mło­dzież, lub generalnie dzisiejszego odbiorcę. Jest to historia o studentach szkoły arty­stycznej na Broadwayu. Przede wszystkim - o ich marzeniach, ambicjach, miłościach.

I o próbie znalezienia sobie miejsca w życiu. Oni konfrontują marzenia o sławie z rzeczy­wistością.

Sztuka ma więc gorzki wydźwięk. "The Fa­me" to musical bardzo drapieżny. Powoduje i śmiech, i łzy, budzi w nas refleksje na te­mat życia.

W jaki sposób kompletowano zespół?

Urządziliśmy konkurs. Zgłosiło się ok. 600 młodych ludzi, prezentujących napraw­dę wysoki poziom. Z tego wybraliśmy rap­tem kilka osób. Potem docieraliśmy już in­dywidualnie do różnych artystów. I stąd w przedstawieniu możemy oglądać Danusię Błażejczyk czy Ewę Kuklińską. Gra też do­brze już znana Denisa Geislerowa. Jest rów­nież duża grupa młodych ludzi z musicalu "Metro", są absolwenci szkoły baletowej, muzycznej.

Czy trudno jest wystawić taki musical w Polsce?

- Z pewnością trudno. Zanim zaczęliśmy rozmawiać z Davidem de Silvą na temat "The Fame", wystaliśmy mu recenzje z naszego poprzedniego radomskiego musicalu "Józef". Musieliśmy także dokładnie wyja­śnić, w jaki sposób wyobrażamy sobie wy­stawienie "The Fame" u nas. Przestaliśmy również zdjęcia i propozycje dotyczące wszystkich grających tam aktorów. Jak wi­dać - jeśli się chce, to można.

Podjęliśmy wielkie ryzyko. Zagraliśmy w tym roku bardzo mało premier, a postawiliśmy wszystko na jedną kartę - na wysta­wienie tego jednego musicalu. I chyba trafi­liśmy. David de Silva był w Polsce i asysto­wał przy próbach generalnych. A na premierze w Radomiu gościł kompozytor muzyki. I obaj wypowiadali się pozytywnie na temat tego co robimy.

Podobno były problemy, ponieważ scena w Komedii jest dużo mniejsza niż w radom­skim Teatrze Powszechnym?

To prawda. Trzeba było ograniczyć deko­racje, nie wszystkie więc przyjechały z Rado­mia. W Warszawie postawiliśmy przede wszystkim na ruch i światło. Wysunęliśmy także scenę do przodu, kosztem miejsc na widowni. Mam nadzieję, że problemów dalej nie będzie i musical przyjmie się tu tak sa­mo jak w Radomiu.

Czy boi się Pan konkurencji ze strony musicalu "Metro"?

- Nie, zupełnie nie. Oczywiście mam ogromny respekt dla Józefowicza, dla całe­go spektaklu. Uważam, że takiego sukcesu w Polsce jak dotąd nie było. Jednak najwyż­szy czas, by zacząć u nas wystawiać nie tyl­ko musicale polskie, ale i zachodnie.

Są przecież znane i sprawdzone hity musicalowe, które już w tej chwili można polskiej publiczności pokazać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji