Artykuły

Nadwrażliwi wywoływacze wymiotów

Z dawien dawna wyczekiwana premiera nowej sztuki Zygmunta Duczyńskiego odbyła się przy pełnej widowni. Zasiedli na niej oficjele, sponsorzy, dziennikarze, ale także -ludzie, którzy po prostu przyszli obejrzeć spektakl.

Scenariusz "Szlifierzy nocnych diamentów" - bo tak brzmi tytuł pierwszej sztuki, jaka powstała w nowej siedzibie Teatru KANA - został napisany przez Zygmunta Duczyńskiego, reżysera KANY. O scenariuszu tym słyszało się już przy okazji premiery "Nocy", ponad dwa lata temu. Duczyński, inspirowany tekstami min. Roberta Schneidera, Thomasa Bernharda, a nawet - Ingmara Bergmana, stworzył tekst autorski, partyturę przedstawienia na wzór dawnych przedstawień KANY.

Spektakle tego alternatywnego teatru nigdy nie byty prostym odtworzeniem jakiejś adaptacji literackiej albo gotowego dramatu. Natomiast zawsze były aktywną na swój sposób twórczą interpretacją literatury. Na ogół - wielkiej, światowej literatury, wpisującej się w nurt "transgresywny" - przekraczający tradycyjne formy i dotykający kwestii mocno i boleśnie egzystencjalnych. Takie były m.in. "Czarne światła" wg Geneta, spektakle oparte na poezji Mandelsztama i tekstach Jerofiejewa.

Tacy są też "Szlifierze nocnych diamentów".

Według reżyserskiego zamysłu przedstawienie dzieli się na dwie części: "Jasne..." i "Ciemne serce". Pierwsza wyraźna opozycja zaznacza się już na początku: wulgarny jarmark kuglarskich "sztuczek" przeciwstawiono dramatycznemu rozdarciu Mistrza Eliasa Adlera (Jacek Zawadzki), usiłującego wydostać się z "kurewskiego kręgu" nudy, bezsensu, prostracji. Nie obyło się bez motywów obscenicznych - nagle olbrzymi, spektakularny penis ostrzony jest na szlifierce. Wulgarność jest domeną świata, opanowanego przez ciemne siły diabła tandety i kiczu. Nadwrażliwy, faustowski Mistrz snuje projekt, który ma przerwać przerażający krąg monotonii i wydostać świat na "jasność". Misja nie powiedzie się, bo uczestniczą w niej - prócz genialnego kompozytora Mistrza Eliasa - także ciemne siły. Tą ciemną siłą okazuje się także mistyczna, wyidealizowana miłość Eliasa do Elsy (Violina Janiszewska), niwecząca jego dzieło i przyprawiająca go o śmierć z nadwrażliwości.

Następuje fiasko boskiego planu - spektakl zatacza krąg, wracając do tandetnej przestrzeni "teatru sztuczek". Sztuczni kuglarze z obrzydzeniem odżegnują się od prawdziwych artystów, zwanych tu "wywoływaczami wymiotów". Siła tego obrzydzenia porównywalna jest z niechęcią współczesnego, masowego odbiorcy do przyjmowania treści trudnych i bolesnych.

Bagaż erudycji Duczyńskiego, autora scenariusza i jednocześnie jego reżyserska skłonność do mnożenia metafor - sprawiają, że widz może odczytać spektakl na wiele sposobów. Jedynym ograniczeniem będzie jego własna wrażliwość i erudycja. Są jednak w spektaklu momenty, które utrudnią, udziwnią, a może nawet - urozmaicą odbiór. Podobnie jak w "Nocy" nagle na scenie pojawiała się surrealistyczna ryba, tak w "Szlifierzach" zjawą jest wielka świnia, postawiona na głowie albo też -w scenie finałowej - maska, jednym kojarząca się z twarzą Gustawa Holoubka, innym z Mieczysławem F. Rakowskim, a jeszcze innym - z ministrem Leszkiem Millerem. Skojarzeń może być więcej.

Natomiast tym, co czyni ten spektakl prawdziwie teatralnym jest muzyka ludyczna, jarmarczna klaunada w wykonaniu całego zespołu. Scenografia zaś - surowa i oszczędna czyli właściwa teatrowi alternatywnemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji