Artykuły

Po prostu Verdi

"Stiffelio" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Andrzej Chylewski w Głosie Wielkopolskim.

Wystawieniem bardzo rzadko grywanej opery "Stiffelio" Teatr Wielki w sobotni wieczór zainaugurował VII Poznańskie Dni Verdiego. Tym samym udowodnił, że jest zdecydowanym liderem w Polsce co do liczby dzieł geniusza opery posiadanych w aktualnym repertuarze. Czy i kolejne okaże się przebojem?

Od pierwszych zaczątków pomysłu napisania przez Verdiego opery "Stiffelio" w 1850 roku dały o sobie znać kłopoty. Historia protestanckiego pastora w katolickich Włoszech? W dodatku zdradzonego przez żonę? Finałowe przebaczenie w myśl zasad Ewangelii? Owszem, zemsta, ale cała reszta z przyczyną na czele? Kłopoty obejmowały zresztą także libretto Francesco Marii Piavego, negocjacje z cenzurą, detale wystawiennicze. Zwłaszcza, że okres powstawania "Stiffelio" to również czas powstawania takich oper jak "Rigoletto", "Trubadur", czy "Traviata". Czyżby więc brak rozsądku, a może po prostu Verdi, kipiący weną i koniecznością tworzenia?

W ostatecznym, współczesnym rozrachunku, raz jeszcze okazuje się, że owe "niechciane dziecko" także dziś imponuje wspaniałą muzyką, pełną dramatyzmu i werwy, pięknych melodii i porywających, brawurowych kulminacji. Tę muzykę bardzo dobrze czuje w poznańskim spektaklu jego muzyczny szef i dyrygent orkiestry Teatru Wielkiego, Eraldo Salmieri. To samo można powiedzieć z satysfakcją o Chórze Teatru i jego formie mimo zmiany kierownictwa z Jolanty Doty-Komorowskiej na młodego Mariusza Otto (brawa za choćby natchnione piana w tle!).

Drugim elementem, który bardzo zwraca uwagę w poznańskim "Stiffeliu" to scenografia w koncepcji młodej Izabeli Kolki. Pozbawiona nachalności i nadmiaru nie odżegnuje się od wyraźnych symboli (rzeźby Igora Mitoraja, symbolika wiktoriańska), a jej wielofunkcyjność (szkieletowe instalacje) przyspiesza narrację pobudzając niezbędną wyobraźnię odbiorcy. Nie bez znaczenia jest fakt, że scenografia młodej twórczyni wynikła ze ścisłej współpracy z innym młodym sprawcą spektaklu, reżyserem Pawłem Szkotakiem, dotychczas raczej twórcą teatralnym.

Jak zwykle najtrudniejsza pozostaje kwestia doboru wykonawców solistycznych. Bardzo dobrze obronił swoją rolę i postać Adam Szerszeń jako Stankar. Sporo dobrego należy także powiedzieć o Sylwestrze Kosteckim kreującym trudną rolę tytułowego pastora. Główna rola kobieca Liny w realizacji Moniki Mych obok pozytywnych cech miała też swe negatywy. Do głównych zaliczam przenikliwą ostrość głosu zwłaszcza w najwyższym rejestrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji