Artykuły

Wszystko, czego nie wiemy o autorze "Ulissesa"

"Łucja szalona" w reż. Magdaleny Piekorz na Scenie Miniatura Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Justyna Nowicka w Rzeczpospolitej.

Reżyserka Magdalena Piekorz udowodniła, że biograficzna sztuka nie musi razić schematycznym banałem, a dobre aktorstwo uwiarygodni każdą historyczną postać.

Sztuki biograficzne to nieco lekceważony u nas gatunek teatru. Amerykański pisarz, aktor i reżyser Don Negro ma na koncie ponad 130 sztuk, w tym wiele biograficznych, i fenomenalne wyczucie w konstruowaniu takich tekstów.

Niezbyt fortunna zbitka w krakowskim Teatrze im. Słowackiego, gdzie dwa tygodnie po nieudanej premierze sztuki o komediopisarzu Michale Bałuckim pojawia się utwór, dla którego inspiracją jest życie autora "Ulissesa" Jamesa Joyce'a (gościnnie - Krzysztof Kolberger), pokazuje jednak, jak atrakcyjny teatralnie może być ten gatunek.

Bohaterką "Łucji szalonej" jest córka Joyce'a, postać jak najbardziej autentyczna, muza i inspiratorka sławnego ojca. Na scenie pojawia się także młody Samuel Beckett (Krzysztof Zawadzki), a nawet Carl Gustaw Jung, słynny szwajcarski psychiatra. Wciąż wspomina się Ezrę Pounda i Ernesta Hemingwaya.

Łucja (Barbara Kurzaj), jak pisał Joyce "kruche dziecko o błękitnych żyłach", była utalentowaną tancerką, miała także uzdolnienia plastyczne, muzyczne i literackie. Tańca uczyła się u brata słynnej Isadory Duncan - Raymonda, przyswajając sobie jego ekstatyczny styl inspirowany tańcem starożytnej Grecji. Zachowane fotografie pokazują dziewczynę o wyrazistej, intrygującej urodzie, zastygającą w tańcu w wymyślnych, zmysłowych pozach. Ojca i córkę łączyła dziwna symbioza, osobliwe podobieństwo. Jednak gdy Joyce pisał kolejne przynoszące mu sławę utwory, Łucja powoli osuwała się w szaleństwo. Jak podsumował leczący ją Jung, podobni byli do pary tonących w rzece ludzi, z których jedno nurkuje, a drugie bezwładnie spada w dół.

Katalizatorem szaleństwa Łucji był Beckett. Milczący sekretarz Joyce'a nie chciał lub nie potrafił odwzajemnić coraz gwałtowniejszych uczuć zakochanej dziewczyny. Krzysztof Kolberger i Krzysztof Zawadzki stworzyli na scenie poruszający aktorski duet. Zdumiewające, jak wiele emocji udało się im wyrazić oszczędnymi, głęboko przemyślanymi środkami, ogromnym wewnętrznym skupieniem, charakterystycznym gestem.

Nie bez znaczenia pozostaje nadzwyczajne podobieństwo do autentycznych postaci, jakie udało się osiągnąć obu aktorom. Joyce Kolbergera nie różni się od fotograficznych wizerunków pisarza w żadnym nieomal detalu. Zawadzki, uderzająco podobny do Becketta, skonstruował postać swego bohatera, opierając się na jego cechach psychicznych, nieprzystosowaniu, milkliwości, niezdolności do manifestowania uczuć.

Oczywiście można określić "Łucję szaloną" scenicznym samograjem, ale to przede wszystkim bardzo udany melanż dobrze napisanego tekstu z reżyserskim rzemiosłem. Piekorz ufa intuicji aktorów, nie stara się na siłę uprawiać teatru autorskiego. W niewesołej historii rodziny Joyce'ów chętnie eksponuje tematy komediowe, mieszając wątki szaleństwa, chorób z ludzkim, przyziemnym wymiarem życia wielkich pisarzy. A dla wymagających znajdą się w spektaklu i cytaty z książek Joyce'a.

Polska premiera sztuki odbyła się w roku jubileuszu 35-lecia pracy artystycznej Krzysztofa Kolbergera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji